[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upłynęło kilka minut.Ogarniał go coraz większy niepokój; wreszcie szepnął: Kora! Słyszysz? Kora!Nie odpowiedziała i nie poruszyła się.Co jej się stało? O czym myślała? A zwłaszcza cozamierzała uczynić?Gdy opuściła go wściekłość, opadłszy tak samo gwałtownie, jak powstała, poczuł wstrętdo siebie samego i uznał się niemal za zbrodniarza.On, człowiek poważny i opanowany,człowiek dobrze wychowany A zawsze roztropny, zbił swą żonę, swą własną żonę.Wodruchu roztkliwienia miał ochotę błagać ją o przebaczenie, upaść jej do kolan, całować tenpobity i czerwony policzek.Dotknął z lekka końcem palca jednej z rąk, rozpostartych nazasłoniętej twarzy.Zdawało się, że nie poczuła nic.Pogłaskał ją taką pieszczotą, jaką siępieści warczącego psa.I tego nie dostrzegła. Koro!  powiedział znowu. Koro, ja nie miałem racji, posłuchaj!Robiła wrażenie martwej.Wtedy spróbował podnieść jedną z rąk.Dała się podnieść złatwością i zobaczył patrzące nań otwarte oko, oko nieruchome, niepokojące i onieśmielające. Posłuchaj, Koro  podjął. Ja się uniosłem.To twój ojciec doprowadził mnie doostateczności.Nie znieważa się w ten sposób mężczyzny.Nie odpowiedziała nic, jak gdyby nic nie słyszała.Sam nie wiedział, co mówić, co czynić.Pocałował ją tuż przy uchu, a podnosząc się ujrzał w kąciku oka łzę, wielką łzę, któraoderwała się i spłynęła żwawo po policzku.Powieka otwierała się i zamykała raz po raz.Przejął go smutek i porwało wzruszenie, otwarłszy więc ramiona objął swą żonę.Odsunąłwargami drugą rękę i wodząc pocałunkami po twarzy, prosił:  Moja biedna Koro, przebaczmi, słyszysz, przebacz mi!Płakała bez ustanku, bezgłośnie, bez szlochania, tak jak się płacze w głębokimzmartwieniu.Trzymał ją w uścisku i pieścił, szepcząc do ucha wszystkie czułe słowa, jakie muprzychodziły na myśl, ale ona trwała wciąż w obojętności.Mimo to przestała płakać.Ipozostawali tak długo leżąc połączeni.Zapadła noc, napełniając cieniem niewielki pokój.A gdy było już dostatecznie ciemno,nabrał odwagi i poprosił o przebaczenie w sposób wskrzeszający ich nadzieje.Gdy wstali, odzyskała swój normalny głos i przybrała normalny wyraz twarzy, jakby nicsię nie wydarzyło.Wręcz odwrotnie, zdawała się być rozczulona, mówiła tonemłagodniejszym niż zwykle, spoglądała na męża wzrokiem pokornym, prawie pieszczotliwym,jak gdyby ta nieoczekiwana kara odprężyła jej nerwy i zmiękczyła serce. Twój ojciec  rzekł spokojnie Lesable  pewno się nudzi sam jeden w mieszkaniu.Powinnaś pójść po niego.Zresztą byłby już czas zjeść obiad.Posłuchała i poszła.Istotnie, była godzina siódma i służąca zameldowała, że zupa na stole.Cachelin ukazał sięz córką spokojny i uśmiechnięty.Zasiedli do stołu i gwarzyli z serdecznością już od dawna imnie znaną, jak gdyby ich wszystkich spotkało coś radosnego.5Jednakże ich ustawicznie podtrzymywane i ustawicznie odnawiane nadzieje zawszeokazywały się próżne.Pomimo wytrwałości Lesable a i dobrej woli jego małżonkioczekiwania zawodziły z miesiąca na miesiąc, co wprawiało ich w gorączkowy niepokój.Nieustannie jedno drugiemu zarzucało brak powodzenia, a zrozpaczony, wychudły i 29zmordowany małżonek musiał nade wszystko znosić grubiaństwa Cachelina, który w ichzbrojnej przyjazni nie nazywał go już inaczej niż  panem Lecoq 4, niewątpliwie na pamiątkętego dnia, gdy niewiele brakowało, aby dostał butelką w twarz za wypowiedzenie słowa kapłon.I on, i jego córka, sprzymierzeni instynktem i opętani nieustającą myślą o wielkiej fortunie,tak bliskiej, a tak niemożliwej do pochwycenia, prześcigali się w pomysłach, aby upokorzyć istorturować tego kalekę, który był przyczyną ich nieszczęścia. Skromny mamy obiad  mawiała codziennie Kora, siadając do stołu. Byłoby inaczej,gdybyśmy byli bogaci.To nie moja wina.Gdy Lesable wychodził do biura, wołała za nim z głębi swego pokoju: Wez parasol, bo wrócisz brudny jak koło omnibusu.Ostatecznie to nie moja wina, żemusisz nadal wykonywać zawód gryzipiórka.Gdy sama zamierzała wyjść, nie omieszkała nigdy zawołać: Pomyśleć, że gdybym wyszła za kogo innego.to miałabym własny powóz!Myślała o tym w każdej chwili i przy każdej sposobności, drażniąc męża wyrzutami,obrzucając go obelgami, czyniąc zeń jedynego winowajcę, jedynie na niego składającodpowiedzialność za stratę owych pieniędzy, które by posiadała. Czy ty, do pioruna, wreszcie nie przestaniesz?!  wykrzyknął na koniec pewnegowieczoru Lesable, znowu straciwszy cierpliwość. Przede wszystkim dowiedz się, że towyłącznie twoja wina, jeżeli nie mamy dzieci, bo ja mam dziecko.Kłamał, przenosząc już wszystko nad ten wieczny zarzut i nad tę hańbę uchodzenia zaimpotenta.Spojrzała nań najpierw ze zdziwieniem, szukając prawdy w jego oczach, a potemzrozumiawszy, rzekła z pełną pogardą: Ty masz dziecko? Ty? Tak  odpowiedział bezczelnie. Mam dziecko nieślubne, które wychowuje się wAsni�res. Pojedziemy tam jutro  odparła ze spokojem. Zobaczę, jak wygląda.Zaczerwienił się po same uszy. Jak chcesz  bąknął.Następnego dnia wstała o siódmej rano, a gdy się zdziwił, odrzekła: To nie pojedziemy do twojego dziecka? Obiecałeś mi to wczoraj.A może przypadkiemjuż go dzisiaj nie masz?Wyskoczył z łóżka jak oparzony. Udamy się nie do mojego dziecka, a do lekarza.Ten ci powie prawdę. Nie żądam niczego więcej  odpowiedziała głosem kobiety pewnej siebie.Cachelin podjął się przekazać w ministerstwie wiadomość, że jego zięć jest chory.Poinformowani przez lekarza z sąsiedztwa, małżonkowie Lesable zadzwonili punkt opierwszej do drzwi doktora Lefilleul, autora szeregu dzieł o rozrodczości.Weszli do białego salonu ze złoconą ornamentacją, zle umeblowanego i robiącegowrażenie niezamieszkanej pustki pomimo mnóstwa stojących w nim krzeseł.Usiedli.Lesabledrżał wzburzony i zawstydzony.Gdy przyszła na nich kolej, w pokoju przypominającymbiuro przyjął ich otyły mężczyzna małego wzrostu, ceremonialny i chłodny.Oczekiwał, aby wyjaśnili, o co im chodzi, ale zaczerwieniony aż po same uszy Lesable nieodważył się na to.Wobec tego zdecydowała się jego żona i rzekła spokojnym głosem osobygotowej na wszystko, aby dopiąć swego: Panie doktorze, przychodzimy do pana, ponieważ nie mamy dzieci.Od tego zależy, czydostaniemy duży majątek.Konsultacja była długa, drobiazgowa i przykra.Jedynie Kora nie robiła wrażeniazakłopotanej poddając się uważnym badaniom lekarza zachowywała się tak jak kobieta, którąożywia i podtrzymuje wyższy cel. 30Po blisko godzinnym badaniu obojga małżonków lekarz nie wypowiedział sięzdecydowanie. Nie skonstatowałem nic  rzekł  nic anormalnego ani specjalnego.Z tym wypadkiemspotykamy się zresztą dość często.Tyle samo zależy od ciała co od charakteru.Skorowidzimy tyle małżeństw rozchodzących się dla niezgodności usposobień, nic dziwnego, żespotykamy u tylu innych bezpłodność z powodu niedoboru fizycznego.Pani wydaje mi sięszczególnie dobrze ukonstytuowana i podatna na zapłodnienie.Pan ze swej strony, chociażnie dostrzegam jakichkolwiek cech budowy odbiegającej od normy, wydaje mi się osłabiony,może nawet z powodu zbyt silnego pragnienia, aby zostać, ojcem.Czy pozwoli pan, że goopukam?Zaniepokojony Lesable zdjął kamizelkę, a doktor na długo przylgnął uchem do klatkipiersiowej i pleców urzędnika.Potem obstukiwał go uporczywie od żołądka aż do szyi i odlędzwi aż do karku.Stwierdził lekkie zaburzenia w sercu, a nawet zagrożenie ze strony płuc. Musi pan uważać na siebie, bardzo uważać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •