[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przecież wlazła! Kominem wyleciała, czy co?!- Pies - powiedziała Janeczka w natchnieniu.- Prędzej! Chaber ją znajdzie!Od razu na schodkach wydała polecenie.- Chaber, gdzie zmora? Szukaj zmory! Szukaj!Niezawodny pies zrozumiał od razu, słowo „zmora” bezbłędnie kojarzył z właściwą osobą.Bez namysłu ruszył przez hol i po schodach na górę.- Ha! - szepnął triumfująco Pawełek, podążając za nim jak najci­szej, na palcach.- Polazła na strych! Nic dziwnego, że jej nie było wi­dać przez żadne okno!- Cicho! - odszepnęła niesłychanie przejęta Janeczka.- Nie trzeszcz tak przeraźliwie!Na strychu było pusto, ale kłódka zmory wisiała otwarta.Jej właś­cicielka znajdowała się w swojej części.I bez kłódki zresztą byłoby to wiadome, o jej obecności bowiem Chaber zawiadomił wyraźnie.Z największymi ostrożnościami Janeczka i Pawełek podkradli się pod same drzwi.Za drzwiami rozlegały się jakieś ciche, niesprecyzowane szelesty.- Co ona robi? - wyszeptał zaintrygowany Pawełek ledwo dosłyszalnie.- Nie wiem - odszepnęła Janeczka tak samo.- Rozdziera papier z paczki.?- Dlaczego na strychu?- A bo ja wiem? Może zgadła, że chcieliśmy ją podejrzeć?Szelesty ustały.Coś trzasnęło lekko.Nagle rozległo się znajome, przeciągłe szurnięcie, Pawełek puknął Janeczkę w łokieć, obydwoje wstrzymali oddech.Szurnięcie powtórzyło się, po nim dały się słyszeć jakieś lekkie trzaski.- Żeby tylko nie wylazła nagle, bo nas tu pomorduje - szepnął Pa­wełek niespokojnie.Z kolei ustały trzaski i znów rozległo się szurnięcie.Siedzący obok dzieci Chaber poderwał się, spojrzał na swoją panią, wydał z siebie jakby cichutkie piśniecie.Janeczka walnęła w łokieć Pawełka, obydwoje zrozumieli, w mgnieniu oka odskoczyli od drzwi i rzucili się ku schodom.Zdążyli w ostatniej chwili, byli zaledwie w połowie, kiedy nad nimi brzęknął skobel i kłódka.- Rany, co za pies! - powiedział Pawełek w podziwie, schodząc z pierwszego piętra na parter już znacznie wolniej i spokojniej.- W ogóle nie mielibyśmy życia bez niego.Czym ona tak trzeszcza­ła, sama się zamykała w tym koszu, czy co?- To było inne trzeszczenie - odparła Janeczka w zamyśleniu.- Najpierw szurała koszem, a potem trzeszczała.Całkiem nic z tego nie rozumiem.Z kuchni wyjrzała bardzo zdziwiona i zaskoczona babcia.- Jak to, już tu jesteście? Wcale nie widziałam, jak wracaliście! Chodźcie prędko, rozbierajcie się, coś wam powiem.- Już wiemy, babciu - przerwała Janeczka ponuro, wieszając kur­tkę i wchodząc za babcią do kuchni.- Ta zmora poszła na spacer i ode­brała swoją paczkę na ulicy.- Ach, Boże! - zdenerwowała się babcia.- Więc jednak odebrała? A tak jej pilnowałam! Dwa razy zdążyłam do listonosza przed nią! Wi­działam, że potem wyszła, ale miałam nadzieję, że go tam nigdzie nie spotka.Jednak spotkała?- Specjalnie na niego czatowała, chyba ze dwie godziny - rzekł Pa­wełek z rozgoryczeniem.- Wstrętna wiedźma!- Oni są w zmowie - oznajmiła Janeczka, lokując się na swoim stołku.- On zgadł, że ona wyjdzie i że go spotka.Babciu, mówię ci, to jest jakaś podejrzana spółdzielnia!- Chyba spółka, a nie spółdzielnia? - poprawiła babcia trochę nie­pewnie.- Może być spółka.Ona już teraz ciągle będzie go spotykała na uli­cy!Babcia zmartwiła się okropnie i bezradnie spojrzała na dzieci.- No to co zrobimy?- Nie wiadomo - odparł posępnie Pawełek.- Trzeba coś wykom­binować.Tak luzem to się tego nie zostawi.Babcia westchnęła z wielkim niezadowoleniem i bez zapału przy­stąpiła do przyrządzania kanapek.Wojna podjazdowa z sąsiadką już ją wciągnęła, zaczęła święcie wierzyć, że jest to najlepsza droga do osiągnięcia celu i opróżnienia domu z niepożądanych elementów.Głu­pi pomysł tej obrzydliwej baby znów dawał jej przewagę.- Babciu - powiedziała Janeczka po chwili milczenia.- A mówiłaś o tym temu naszemu prawdziwemu listonoszowi? Temu, co ci oddaje listy normalne?- O czym mu miałam mówić?- No, że ten drugi nie chce ci oddawać.I w ogóle, że tak się zacho­wuje.- Ależ skąd, co za pomysł! - oburzyła się babcia.- Nic nie mówi­łam!- Dlaczego? - zainteresował się Pawełek.Babcia gwałtownie machnęła kawałkiem sera.- No, jak to dlaczego, miałam mu się przyznawać, że ją szpiegu­ję?! Bo właściwie to ja ją szpieguję! Za nic w świecie się nie przyznam! Głupio mi.- To na nic - orzekła surowo Janeczka.- Musisz się przyznać.To znaczy wcale się nie musisz przyznawać, możesz powiedzieć, że się tyl­ko tak ze dwa razy zdziwiłaś.Akurat byłaś przy furtce.- A skąd się wzięłam przy furtce? - przerwała zdegustowana bab­cia.- Jak ja mu to wyjaśnię?Pawełek już zrozumiał myśl siostry i włączył się do akcji.- Nijak - rzekł stanowczo.- Przez przypadek byłaś przy furtce.Mogłaś wracać z miasta albo akurat wychodzić z domu.I spotkałaś go przy furtce.Babcia spojrzała na niego z wyraźną naganą.- Zdaje się, że uczycie mnie kłamać? - oburzyła się.- W tym wieku powinnaś już sama umieć - stwierdziła zimno Jane­czka.- Poza tym to nie jest żadne kłamstwo, tylko sama święta praw­da.Tyle że opuszczasz trochę po drodze.- Jak to.?- Zwyczajnie.Poszłaś do furtki, bo Chaber powiedział, że listo­nosz idzie, nie? A skąd się wziął Chaber? Znalazł się przez przypadek.No więc wszystko razem jest przez przypadek.Bez Chabra nic by w ogóle nie było.- No proszę! - przyświadczył gorąco Pawełek.- I gdzie tu kłam­stwo? Uczciwie byłaś przy furtce przez przypadek!Babcia spojrzała na dzieci prawie z przerażeniem.Przyszła jej na­gle do głowy okropna i dość krępująca myśl, że przecież to coś, co jej proponują, w świecie dorosłych nosi nazwę dyplomacji.Właściwie wcale się nie kłamie, mówi się prawdę, tylko coś tam omija się po drodze.Poza tym trochę racji mają, co jak co, ale ten Chaber to rzeczywi­ście przypadek.- Kłamać stanowczo nie należy - powiedziała odruchowo.- Kłamstwo jest nie tylko nieuczciwością, ale także obrzydliwym tchó­rzostwem.Urwała, przyszło jej na myśl, że właśnie sama stchórzyła.Dzieci patrzyły na nią surowo i z naganą.Westchnęła wręcz rozdzierająco.- O Boże drogi.! No więc dobrze, powiem mu prawdę.Trudno, przyznam się, że mnie ten listonosz zaintrygował i pilnowałam go spec­jalnie.I niech sobie myśli, co chce!- Bardzo dobrze - pochwaliła Janeczka.- I niech on ci wyjaśni, dlaczego ten drugi listonosz cały czas tak się dziwnie zachowuje.- Zapamiętaj go sobie na wszelki wypadek i opowiedz mu, jak wy­gląda - poradził Pawełek.- Bo on może nie wiedzieć, o którego cho­dzi.- Prawdę mówiąc, sama jestem ciekawa, co on mi odpowie - rze­kła babcia, wyraźnie czując, że doznała jakiejś tajemniczej ulgi.- Ma­cie tu drugie śniadanie, zjedzcie, bo obiad będzie spóźniony.Wasz oj­ciec pojechał z matką po jakieś rury, a dziadek grzebie się ze swoimi fałszerzami.14- Wyglądamy jak Filip z konopi - powiedział z rozgoryczeniem Pawełek, wyciągając spod poduszki swo­ją piżamę.- Załatwiła sobie sprawę i cześć.I już nic jej nie możemy zrobić, choćbyśmy pękli.Westchnął ciężko i usiadł na łóżku, czując się śmiertelnie zmęczo­ny i skrzywdzony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •