[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmawiał z barmanem.Spurgeon skinąłgłową na powitanie i poszedł prosto do pianina.Przez całą drogę w wyobrazni słyszałmuzykę, a teraz po prostu usiadł i zaczął grać.Bach.Na początek  The Well-TemperedClavier , pózniej fragmenty z  Francuskich suit i  Fantazji i Fugi Chromatycznej.Po pewnym czasie do pianina podszedł szczupły Murzyn, niosąc dwie szkockie.- Grasz jak zawodowiec.- Wręczył Spurowi szklankę.Spurgeon przyjął poczęstunek iuśmiechnął się.- Dzięki.- A znasz coś trochę lżejszego?Spurgeon wypił łyk, odstawił szklankę i zagrał kawałek Shearinga.Mężczyzna przysunął krzesło, po czym lewą ręką zaczął grać linię basu, prawąakordy.Spur zaś w górnych oktawach rozpoczął improwizację, która stawała się corazdziksza, w miarę jak bas narzucał coraz szybsze tempo.Barman przestał polerować szkło, stałtylko i słuchał.Raz dominował jeden, raz drugi.Prowadzili te zmagania tak długo, aż ichczoła zalśniły od potu, a kiedy za obopólnym porozumieniem przestali, Spur czuł się tak,jakby przebiegł kilka mil w deszczu.Wyciągnął rękę.- Spurgeon Robinson.- Speed Nightingale.- Aha.A więc to twoja szafa.- Akurat.To własność knajpy, a ja jestem tu tylko najemną siłą roboczą.Dzięki, że siędostroiłeś.Już od dawna tak dobrze nie brzmiałem.Usiedli przy stoliku i Spurgeon zamówił kolejkę.- Słuchaj, mam dla ciebie propozycję.Razem z kumplami zbieramy się w pewnym mieszkaniu przy Columbus Avenue i robimy sobie małe jam session.Mówię ci, to dopieroprawdziwa muzyka.Mieszkanie 4D, budynek 11.Może wpadniesz kiedyś do nas?- Zwietnie.- Spur wyjął notes i zapisał adres.- Na pewno przyjdę.- Fajnie.Trochę sobie gramy, popalamy, a potem robimy imprezę.Jeśli masz ochotęprzypalić, to ktoś zawsze ma jakiś dobry towar.- Nie używam tego.- W ogóle? Pokręcił głową.Nightingale wzruszył ramionami.- Nie szkodzi.I tak przyjdz.U nas panuje pełna demokracja.- W porządku.- W tym mieście trudniej ostatnio trafić na dobry towar niż na porządny koncert.- Tak?- Tak.To prawda, że jesteś lekarzem?- Kto ci powiedział? - Stojący za kontuarem barman wyjątkowo starannie polerowałszkło.Spur czekał.Po chwili usłyszał słowa, które - teraz nie miał już żadnych złudzeń - poprostu musiały paść.- Przynieś trochę towaru na któreś spotkanie, a wszyscy na pewno będą ci wdzięczni.- A skąd niby miałbym go wziąć, Speed?- Do diabła, przecież każdy wie, że w szpitalach wala się tego całe mnóstwo.Nikt niebędzie płakał, jak trochę wyparuje.Mam rację, doktorze?Spurgeon wstał i rzucił banknot na stół.- Wiesz co? - mówił dalej Speed.- Zapomnij o tym.Po prostu daj mi parę pustychrecept, a ja już sam skombinuję jakiś porządny koks.- Na razie, Speed.- Jakiś piekielnie dobry koks.Kiedy przechodził obok kontuaru, meloman pilnie polerujący szkło nawet nie podniósłwzroku.W muzyce odnalazł katharsis i dzięki temu na sali operacyjnej był bystrzejszy,bardziej rozluzniony i zaangażowany.Porównując się z innymi odkrył, że wcale nie jest zły.W tamten piątek przydzielono go na salę operacyjną, gdzie miał asystować doktor Parkhurst iStanleyowi Potterowi.Niestety, czasami przychodziło mu współpracować z rezydentem i zakażdym razem było to wyjątkowo niemiłe przeżycie, a czas, jak na złość, okropnie się wtedydłużył.Tego ranka robili przeszczepy Josephowi Grigio, pobierając zdrową skórę z uda i transplantując ją na klatkę piersiową.Pózniej trafił im się wyjątkowo otyły pacjent onazwisku Macmillan, sierżant policji, któremu trzeba było usunąć wyrostek robaczkowy.Mężczyzna był tak gruby, że długo przebijali się przez warstwę nie kończącego się tłuszczu,aż wreszcie doktor Parkhurst usunęła wyrostek i zostawiła ich, żeby zawiązali kikut izamknęli ranę.Spurgeon ucinał nić, Potter wiązał.Spur od początku odnosił wrażenie, że rezydentzbyt mocno zaciska katgut, a nabrał stuprocentowej pewności, kiedy szew zaczął znikać podtkanką.- Za mocno - zwrócił uwagę.Potter posłał mu lodowate spojrzenie.- Zawsze tak robię i jakoś wszystko jest w porządku.- Szew wygląda tak, jakby miał zaraz przeciąć błonę surowiczą.- Będzie dobrze.- Ale.Potter trzymał nić i z drwiącą miną czekał, aż stażysta ją obetnie.Spurgeon wzruszył ramionami i pokręcił głową.W końcu ten typek jest rezydentem, aja tylko stażystą, pomyślał i posłusznie przeciął nić.Do Ace High już nie wrócił.Zamiast tego w niedzielę spytał panią Williams, czymógłby od czasu do czasu poćwiczyć na ich pianinie.Instrument był kiepski, dojazd autem doNatick nie tak wygodny jak podróż kolejką na Washington Street, ale pani Williams lubiła gosłuchać, a on miał przynajmniej okazję, by zobaczyć się z Dorothy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •