[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Jestem jednak przekonany, że rzeczywiście uważają się za sługi Azath.Jeśli w naszych legendach jest choć źdźbło prawdy, to ten kult równie dobrze może się wywodzić z czasów Pierwszego Imperium.– Wytępiono ich! – wrzasnął Iskaral.– W granicach Imperium Malazańskiego, być może – przyznał Mappo.– Przyjacielu, ukrywasz przed nami jakieś prawdy – nie ustępował Icarium.– Chciałbym je poznać.Trell westchnął.– Wzięli na siebie obowiązek rekrutowania twych strażników, Icariumie, i czynili to od samego początku.– Dlaczego?– Nie wiem.Skoro już poruszyłeś tę kwestię.– Zmarszczył brwi.– To interesujące pytanie.Złożyli szlachetne śluby? Chcieli bronić Azath?Mappo wzruszył ramionami.– Na grube kostki Kaptura! – warknął Rellock.– Równie dobrze przyczyną mogło być poczucie winy.Wszyscy skierowali na niego spojrzenia.Nastała długa chwila ciszy.Potem Skrzypek się otrząsnął.– No to ruszajmy do tego labiryntu.Ręce i kończyny.Szarpały więżące korzenie, rozciągały się i wyginały w beznadziejnych próbach odzyskania wolności, wyciągały się w gestach rozpaczliwego błagania, milczącej prośby bądź zapowiedzi śmierci.Ze wszystkich stron otaczał ich szereg uwięzionych form życia i tylko nieliczne z tych przerażających, ruchomych wyrośli należały do ludzi.Wyobraźnia Skrzypka zawiodła, niezdolna spełnić dręczącego go niepowstrzymanego pragnienia ukształtowania ciał, głów i twarzy pasujących do takich kończyn.Wiedział zresztą, że to, co w rzeczywistości kryło się za utkanymi z korzeni ścianami, przyćmiłoby jego najgorsze koszmary.W splątanym więzieniu Tremorlor przebywały demony, starożytne Ascendenty i zastęp obcych istot tak liczny, że saper zadrżał, zdając sobie sprawę, jak nikłe znaczenie ma on i jego gatunek.Ludzie byli zaledwie maleńkim listkiem na drzewie tak ogromnym, że jego rozmiarów nie sposób ogarnąć.Szok odebrał mu odwagę, drwiąc z jego zuchwałości nieskończonym echem wieków i królestw zamkniętych w więzieniu z oszalałych korzeni.Ze wszystkich stron dobiegały odgłosy walki, jak dotąd szczęśliwie rozgrywającej się w innych gałęziach udręczonego labiryntu.Azath atakowano na wszystkich frontach.Słychać było trzask łamanego drewna.Powietrze nad ich głowami miało barwę żelaza.Przeszywały je zwierzęce wycia.Głos był jedynym, co mogło umknąć z tej przerażającej wojny.Łoże kuszy, którą Skrzypek ściskał w dłoniach, było śliskie od potu.Saper trzymał się środka ścieżki, daleko poza zasięgiem wyciągających się nieludzkich rąk.Tuż przed sobą miał ostry zakręt.Żołnierz przykucnął i obejrzał się na pozostałych.Zostały z nimi tylko trzy Ogary.Shan i Gear oddaliły się, wybierając inne ścieżki.Skrzypek nie miał pojęcia, gdzie teraz są i co się z nimi dzieje.Baran, Blind i Rood nie sprawiały jednak wrażenia zaniepokojonych ich nieobecnością.Ślepa suka dreptała u boku Icariuma, zupełnie jakby była jego dobrze szkoloną towarzyszką.Baran zamykał kolumnę jako tylna straż, natomiast Rood – jasny, cętkowany kłąb mięśni – czekał bez ruchu w odległości niespełna pięciu kroków od Skrzypka.Jego ślepia, brązowe i przejrzyste, zdawały się skupiać na saperze.Skrzypek zadrżał, ponownie przenosząc spojrzenie na Blind.U boku Icariuma.tak blisko.Aż za dobrze rozumiał powody tej bliskości, tak samo jak Mappo.Jeśli z Domem Azath można było dobić targu, to tym, kto tego dokonał, był Tron Cienia.Tremorlor nie zamierzała uwięzić Ogarów, choć z pewnością pragnęła podobnego łupu, nagłego i nieodwołalnego usunięcia starożytnych zabójców, umowa dotyczyła bowiem znacznie cenniejszej zdobyczy.U drugiego boku Jhaga pełnił straż Mappo, unosząc przed sobą polerowaną maczugę wykonaną z długiej kości.Skrzypka zalała nagła fala współczucia.Trella rozdzierał konflikt wewnętrzny.Musiał się wystrzegać nie tylko zmiennokształtnych.Miał również towarzysza, którego kochał jak brata.Po obu stronach sługi szli Crokus i Apsalar.Ten pierwszy wyciągnął dwa noże, które trzymał z godnym podziwu opanowaniem.Krost skradał się krok za nimi.Tym właśnie jesteśmy.Tym i niczym więcej.Zatrzymał się przed zakrętem pod wpływem instynktownego wahania, które zdawało się ściskać jego kręgosłup nieubłaganym uchwytem.Nie idź dalej.Zaczekaj.Saper westchnął.Na co mam czekać?Jego wzrok, który wciąż przesuwał się po idącej za nim grupie, zatrzymał się nagle w jednym punkcie.Sierść na grzbiecie Rooda zjeżyła się powoli.– Kapturze!Wokół eksplodował ruch.Tuż przed nim pojawił się masywny kształt.Od przeraźliwego ryku szpik w kościach Skrzypka zamienił się w sople lodu.Na górze łopotały głośno skórzaste skrzydła, a w dół wyciągały się potężne szpony.Szarżujący jednopochwycony był brunatnym niedźwiedziem, wielkim jak szlachecka kareta.Ocierał się bokami o tworzące ściany labiryntu korzenie.Wysuwające się spomiędzy nich ramiona wyciągały się, dłonie łapały go za gęste futro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •