[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To było ciche przyzwolenie i zawoalowanagrozba: chcieliśmy kartony płatków kakaowych dla dzieci uczęszczających na wieczorki akcjiFWMM Nakarm Dzieciaka.Stamtąd poszliśmy na sponsorowanego przez FWMM grilla irozdawanie broszur w Gimnazjum Foshay.Jomo zachowywał się należycie w obecnościdzieciaków.To było jednocześnie upiorne, jak i budujące, ze względu na naturę tegoczłowieka.Jestem pewien, że miał z tym coś wspólnego jego poziom narkotyków: cały dzieńwciągał kokę i łykał seconal.Wyszliśmy z Foshay, ruszyliśmy na chatę do Joma i zajechaliśmy do monopolowegona Florence Boulevard po fajki.Jomo zatoczył się i walnął o stojak z chipsami.Właściciel byłczarny i obraził się.Powiedział:  E, smoluch, co ci jest?.Jomo przeskoczył ladę i walnął faceta spluwą, a ja zamarłem i nie zrobiłem nic.PotemJomo ukradł dwie butelki szkockiej J&B i trzy kartony kooli.Ja nie zrobiłem nic.Jomo wrzeszczał na tego gościa i wykrzykiwał obelgi podadresem SCP.Jestem pewien, że właściciel mnie rozpoznał.Jestem byłym policjantem,znanym bratem i słynną w południowej dzielnicy osobistością. 67.(Los Angeles, 3.04.1969)Milt C.miał kukłę o nazwie Narkogorylek.Robił z nią drętwe sztuczki.Raczył nimibraci.Sonny i Jomo ryczeli na dany znak.Centralka się przegrzewała.Jomo żonglował rozmowami.Liceum Jordan walczyło zLiceum Washington.Koszykówka wszechmiejska - ludzie potrzebowali taryf.Narkogorylek nosił kapelusz alfonsa i garnitur w szachownicę.Z jednego ramieniazwisała mu igła.Milt poruszał jego małpimi ustami.- Te świnie z Policji LA to one normalnie spokoju mi nie dają.Ja tu sobie klapendupen na werandzie, a tu jakaś kurwa akcja.I mówią do mnie, że co ja tu robię z tą igłą.A ja,że wy biali lodziarze w dupę pchani macie fiutki jak igiełki, ja to mam czarnego węża, co milata po całym kurwa podwórku.Junior zarechotał.Jomo odbierał wezwania i zarechotał.- Narkogorylek to maminsynek i tchórz - oznajmił Sonny.- Muhammad Ali ruchałjego małpią matkę.Wayne zerknął na zegarek.Marsh powinien już tu być.Właśnie odebrał wiadomość zeskrzynki.Znowu usłyszał w głowie kliknięcie.Znowu jakieś dziury w pamięci.Miesiąc temu.Kłótnia z Mary Beth.Reginald, Szkoła Wolności, skąd do kliknięcie?Był zawalony.Drako i Chłopcy go przeforsowywali.Do tego ta robota łącznika.Jeszcze nie miał czasu popracować nad tym kliknięciem.- Beatlesi zapierdalają po całym getcie - mówił Narkogorylek - żeby zdobyć jakąśczarną cipkę.Spotykają takie dwie niezdrowo wyglądające siostry Zarazę i Dżumę i.Wayne wyjrzał przez okno.Zobaczył Marsha.Wayne wstał i śledził go wzrokiem ażna parking.Szesnaście taksówek Tygrys lśniło.Marsh był dziwnie spocony pomimo chłodu.Wayne podał mu chusteczkę.- Mów.- Dwa dni temu byłem z Jomem.Pobił sprzedawcę w sklepie monopolowym i obrobiłgo.Jestem pewien, że facet mnie rozpoznał.- Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz?- Taką mam skłonność.Zwykle przeczekuję.- A na co czekałeś? - Na Scotty ego.Każdy właściciel monopolowego na ziemi zna go i ma wobec niegozobowiązanie.Huknęła muza.Jakiś debil odpalił w dyspozytorni hi-fi.Wayne poprowadził Marshado ogrodzenia.- Nie zadzwonił do Scotty ego.Już byś wiedział.- Tak, tak właśnie myślę.- Daj mi coś - powiedział Wayne.Marsh wytarł czoło.- Co masz na myśli?- Daj mi trop dla Dwighta.Powiedz mi coś, żebym go przekonał, że pracujesz.Marsh westchnął.- Napady na monopolowe.Sporo ich było.Wayne udał, że wzdycha.- Wracamy do monopolowych?- Nie o tym mówię.Mówię, że może coś mam.Wayne westchnął mocniej.- Napady na monopolowe w południowej dzielnicy z podejrzanymi Murzynami?Możesz im dać coś oryginalniejszego?Marsh otarł czoło.- Jomo gadał, że zdobył jakąś wielką kasę, ale nie podał zródła.Wayne pokręcił głową.- To za mało.Wyciszę to na razie, ale musisz efektywniej pracować.- Jezu, Wayne.Wayne pchnął go na ogrodzenie.- Idziesz do SCP.Podlizujesz się Leanderowi Jacksonowi i ustawiasz publicznykonflikt z Jomem.Ja jadę do Dominikany.Szczegóły ustalimy po moim powrocie.WywaliszJomowi prosto z mostu o tej sprawie z monopolowym.Nazwiesz go dupkiem, chujem iszczeniakiem, a ja na to będę patrzył.- Jezu, daj mi.Wjechała taksówka i stanęła koło nich.Wayne odsunął się na bezpieczną odległość.- Zrobisz to.Bo jak nie, to powiem wszystkim, że jesteś pedałem.*Monopolowy był blisko.Właściciel miał zabandażowaną głowę od brwi w górę.Wayne wszedł i kupił paczkę chipsów.Facet wyczuł glinę. - Policja Los Angeles?- Las Vegas, i to w spoczynku.Facet wbił na kasę.- Dlaczego w spoczynku?- Zastrzeliłem nieuzbrojonych Murzynów i się to rozniosło.- Zasłużyli?Wayne dał mu dolara.- Tak.Facet dał mu resztę.- yle panu z tym było?- yle.Facet się uśmiechnął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •