[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szary dywan zakrywał tylko część podłogi z rozeschniętych de­sek.Na wprost brudnych okien, pod ścianą, stała duża skrzynia, krzesło wyściełane brokatem nadgryzionym przez mole oraz.łóżko zasłane wyliniałym futrem.Przy łóżku wisiało zakurzone lustro.Zapuszczona, cuchnąca pleśnią komnata najwyraźniej słu­żyła do różnych celów.Pośrodku ustawiono siedem stołków.Suzerena powitali trzej Siódmi.Spośród nich wyróżniał się lord Chinarama.Choć stary, pomarszczony i siwy, oczy miał bys­tre i przenikliwe.Mógł być cennym doradcą.Niezdarne ruchy wskazywały na artretyzm, a wyraz twarzy wcale nie był przyja­zny.Poplecznik Boariyiego.Obok niego stał Jansilui, mocno zbudowany, o kwadratowej szczęce, wyglądał na trzydzieści lat.Świeży znak na czole jesz­cze się nie zagoił.Szermierz nie wydawał się wrogo nastawiony.Pewnie niewiele go obchodziło, kto jest dowódcą, skoro on nim nie został.Linumino zbliżał się do pięćdziesiątki i zaczynał tyć.Jedną stro­nę twarzy miał potwornie oszpeconą.Cięcie mieczem pozbawiło go połowy brwi i policzka łącznie z kością.Skóra w tym miejscu była zapadnięta i pofałdowana.Cud, że nie stracił oka.Nie był kan­dydatem na dowódcę.Zasalutował niedbale.Kolejny stronnik Boariyiego.Wallie zastanawiał się przez moment, którego z szóst­ki by wybrał, gdyby Nnanji starał się o promocję.Chyba biednego Linumino i Zoariyiego, który też zbliżał się do emerytury.Suzeren dał szermierzom znak, żeby usiedli.Wyraźnie czuł ich nie,ufność.Walka o dobre imię i zarazem o przywództwo zakoń­czyła się prawie remisem.Siódmi musieli być mu posłuszni, lecz mogli spełniać jego rozkazy niechętnie albo wypaczać ich sens, jak Tivanixi w sprawie promocji Nnanjiego.Lord Shonsu napomknął, że nowy Szósty wkrótce się zjawi, żeby przyjąć od obecnych hołd poddańczy, ale nie będzie człon­kiem rady.Czigodny Nnanji otrzyma specjalne zadanie.Następnie suzeren poruszył kwestię pieniędzy.Gdy wyjaśnił, że zjazd będzie zabierał część opłat portowych, wszyscy się uśmiechnęli.- Więc jedną decyzją rozwiązałeś problem finansowy, suzerenie? - zauważył Chinarama.- Na razie.Lordzie Boariyi, złożyłeś tylko pierwszą przysięgę.Proponuję traktować cię jak pełnoprawnego członka rady, a two­ich wasali jako członków zjazdu.W zamian proszę.Nnanji nigdy nie pukał.Wmaszerował teraz do komnaty i za­trzasnął za sobą drzwi.Patrzył spode łba.Siódmi wstali z równie ponurymi minami.Czcigodny wytarł rękę w nowy kilt i sięgnął po miecz.Oddał lordowi Boariyiemu salut jako starszemu, a potem łypnął wycze­kująco na mentora.Kto komu miał zasalutować? Czwarta przysięga wszystko komplikowała.Po chwili wahania Wallie przedstawił Szóstego Chinaramie.- Mam złożyć ci trzecią przysięgę, czcigodny Nnanji? - zapy­tał starzec z irytacją w głosie.- Martwi mnie, panie, że muszę odebrać hołd poddańczy od szanowanego seniora, ale takie jest stanowisko lorda Shonsu.W tym momencie Wallie zauważył na twarzy Boariyiego, a potem Tivanixiego, wyraz przerażenia.Powędrował za ich wzrokiem.Nnanji skubał płatek lewego ucha, kciuk trzymał za pasem, prawe kolano miał lekko zgięte.Dawał Chinaramie tajny sygnał wyzwania.Zwariował? Kolejna promocja? Oczywiście, że nie.Musiałby najpierw znaleźć sędziów i uprzedzić wyzywanych.Zresztą i tak byłoby to wszystko nielegalne.Nnanji paplał o przysięgach, a Chinarama nie dostrzegał sygnału.Raptem wyczuł napięcie, które wokół niego zapanowało.Przesunął spojrzeniem po Siódmych.Wallie błyskawicznie dobył miecza i przyłożył czubek do szyi starca.- Unieś ręce! - ryknął, odpychając protegowanego drugą ręką.- Mów, Nnanji!- Demaskuję tego człowieka jako oszusta.Chinarama wykrzywił usta w szyderczym uśmiechu.- Więc są szermierze obdarzeni rozumem?Nagle wybuchnął stekiem przekleństw i obelg.Długoletnia nienawiść do szermierzy wylała się z niego jak ropa z zainfeko­wanej rany.Zaczął wrzeszczeć o gwałcicielach, złodziejach, mor­dercach, okrutnikach i tchórzach znęcających się nad słabszymi.Wallie pozwolił mu się wykrzyczeć.W końcu starzec zamilkł.Nie było potrzeby oficjalnie rozstrzygać sprawy.Ten człowiek sam się przyznał.- Lordzie Zoariyi, stań za nim.Reszta niech zostanie na swoich miejscach.Zdejmij mu pasy i kilt, panie.- Czy to konieczne? - zaprotestował Boariyi.- Tak.- Wallie nie odrywał wzroku od ziejących nienawiścią oczu Chinaramy.- I zapinkę! Pokaż ręce!Oszust wypełnił polecenie.- I pomyśleć, że wy wszyscy, silni, młodzi szermierze, baliście się jednego starca!Wallie zignorował uwagę.- Usiądź i zdejmij buty.Dopiero kiedy żałosny człowieczek stanął przed nim nagi, a rzeczy leżały poza jego zasięgiem, Wallie odprężył się i schował miecz.Spojrzał po twarzach.Malowała się na nich konster­nacja, strach, wstyd i gniew.- Później pokażę wam kilka czarnoksięskich sztuczek.- Stwierdził, że mówi takim tonem, jakby się tłumaczył.Podejmo­wanie nadzwyczajnych środków ostrożności wobec słabego star­ca wydawało się śmieszne.- Skąd wiedziałeś, Nnanji?Nnanji popatrzył na Chinaramę z niesmakiem i pogardą.- Katanji mi powiedział, bracie.- Katanji? Skąd.- Pamiętasz, jak na Gryfonie ubrudziłeś sobie palce, pokazu­jąc nam magiczne sztuki, bracie? Wczoraj Katanji był ze mną, kiedy przedstawiano mnie temu.człowiekowi.Starzec miał ta­kie same ślady na palcach.Nie zauważyłem ich, a Katanji nic mi nie powiedział, ale później ruszył za nim.Chinarama poszedł do domu pewnego kupca i spędził tam dużo czasu.Na podwórku by­ła klatka z gołębiami.- Gołębiami?! - wybuchnął Boariyi.- Nie rozumiemy, ale jesteśmy ci wdzięczni, suzerenie Nnanji - rzekł Tivanixi.- Twojemu bratu również.I tobie, suzerenie Shonsu.Mamy wobec was ogromny dług [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •