[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skończyła stukać w klawiaturę i odwróciła się do niego.– Chad, to potrwa trzydzieści sekund.Mam dla ciebie propozycję.Dajesz mi klucz.Jeśli Strathmore ominął filtr Gauntlet, dzwonimy do dyrektora.Jeśli się mylę, składam dymisję, a ty możesz spokojnie smarować marmoladą całą Carmen Huertę.– Spojrzała na niego złośliwie i wyciągnęła rękę.– Czekam.Brinkerhoff kolejny raz pożałował, że poprosił ją o sprawdzenie raportu Krypto.Wbił wzrok w jej dłoń.– Mówisz o tajnych informacjach w gabinecie dyrektora.Czy masz pojęcie, co się stanie, jeśli ktoś nas złapie?– Dyrektor jest w Ameryce Południowej.– Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić.– Brinkerhoff skrzyżował ręce na piersiach i wyszedł z pokoju.Midge odprowadziła go płonącym spojrzeniem.– Och, możesz, możesz – szepnęła do siebie.Odwróciła się do Wielkiego Brata i otworzyła archiwum wideo.Midge musi się z tym pogodzić, pocieszył się Brinkerhoff, siadając przy swoim biurku.Zabrał się do przeglądania pozostałych raportów.Nie mogła oczekiwać, że on da jej klucze od gabinetu dyrektora, gdy tylko wyrazi takie życzenie.Właśnie zaczął przeglądać sprawozdanie działu bezpieczeństwa łączności, gdy rozważania przerwały mu jakieś odgłosy dochodzące z sąsiedniego pokoju.Odłożył papiery i podszedł do drzwi.Na korytarzu było ciemno, tylko w półotwartych drzwiach do pokoju Midge widać było szarą poświatę.Brinkerhoff nasłuchiwał.Wciąż słyszał te same podniecone głosy.– Midge?Cisza.Brinkerhoff podszedł do drzwi do jej pokoju.Głosy wydawały mu się znajome.Wszedł do środka.W pokoju nie było nikogo.Krzesło Midge było puste.Głosy dochodziły gdzieś z góry.Brinkerhoff uniósł głowę i natychmiast zrobiło mu się niedobrze.Na dwunastu ekranach widać było ten sam obraz, niczym jakiś perwersyjny balet.Oparł się o poręcz krzesła Midge i przyglądał się temu ze zgrozą.– Chad? – usłyszał za plecami jej głos.Gwałtownie się odwrócił.Midge stała między drzwiami do pokoju konferencyjnego i gabinetu dyrektora.Wyciągnęła rękę w jego stronę.– Poproszę o klucz, Chad.Brinkerhoff poczerwieniał.Ponownie spojrzał na ekrany monitorów.Starał się wyprzeć ze świadomości to, co zobaczył, ale bezskutecznie.Na wszystkich ekranach widać było, jak jęcząc z rozkoszy, pieści posmarowane miodem niewielkie piersi Carmen Huerty.Rozdział 66Becker przeszedł przez halę do toalet.W drzwiach oznaczonych CABALLERO stał pomarańczowy słupek i wózek z detergentami, szczotkami i szmatami.Spojrzał na drugie drzwi.DAMAS.Podszedł i głośno zapukał.– Hola? – zawołał, uchylając je nieco.– Con permiso?Cisza.Wszedł do środka.Toaleta wyglądała tak samo jak w każdej hiszpańskiej instytucji – białe kwadratowe płytki glazury, jarzeniówka na suficie.Jak zwykle jedna kabina i pisuar.Nie miało znaczenia, czy ktokolwiek używa pisuarów w toalecie dla kobiet – w ten sposób można było zaoszczędzić na jednej kabinie.Becker rozejrzał się dookoła z obrzydzeniem.Toaleta była brudna.W zatkanej umywalce stała brązowa woda.Na mokrej podłodze poniewierały się podarte papierowe ręczniki.Stara, elektryczna suszarka do rąk upstrzona była zielonkawymi odciskami palców.Becker zatrzymał się przed lustrem i westchnął.Oczy, zwykle przenikliwe i pełne energii, dziś wydawały mu się przyćmione.Jak długo już biegam za tym pierścieniem? – pomyślał.Nie chciało mu się policzyć.Zgodnie z profesorskimi nawykami poprawił krawat, tak by windsorski węzeł był tuż pod kołnierzem, po czym podszedł do pisuaru.Gdy stał pod ścianą, zaczął się zastanawiać, czy Susan jest już w domu.Dokąd mogła pojechać? Czy pojechała do Stone Manor beze mnie?– Hej! – usłyszał za plecami gniewny, kobiecy głos.Niemal podskoczył.– Ja.ja.– wyjąkał, pośpiesznie zapinając rozporek.– Bardzo przepraszam.Ja.Becker odwrócił się twarzą do dziewczyny, która weszła do toalety.Była młoda i elegancka, tak jakby pojawiła się tu prosto ze stron magazynu dla nastolatek.Miała na sobie spodnie w szkocką kratę i białą bluzkę bez rękawów, a w ręce trzymała czerwoną torbę podróżną L.L.Bean.Jej jasne włosy były nienagannie uczesane.– Przepraszam – wykrztusił Becker, dopinając pasek.– Toaleta dla mężczyzn była.w każdym razie.już wychodzę.– Pierdolony zboczeniec!Pierwsze wrażenie prysło.Wulgarne słowa nie pasowały do jej wyglądu – to było tak, jakby z kryształowej karafki polały się fekalia.Becker przyjrzał jej się uważniej.Nie była wcale tak odpicowana, jak wydało mu się w pierwszej chwili.Miała podpuchnięte, przekrwione oczy i nabrzmiałe lewe przedramię z zaczerwienioną i zabarwioną na niebiesko skórą.Chryste, pomyślał Becker.Wstrzykuje sobie narkotyki.Kto by przypuszczał?– Spadaj stąd! – wrzasnęła.– Wynoś się, i to już!Becker od razu zapomniał o pierścieniu, NSA i wszystkim.Szczerze współczuł tej dziewczynie.Rodzice pewnie wysłali ją tutaj do szkoły dla dobrze urodzonych panienek, wyposażając na drogę w kartę kredytową, a ona wylądowała w toalecie na lotnisku, by w środku nocy wstrzykiwać sobie narkotyki.– Czy dobrze się czujesz? – spytał, wycofując się w kierunku drzwi.– Doskonale – odpowiedziała wyniosłym tonem.– Może pan wyjść!Becker odwrócił się.Raz jeszcze rzucił okiem na jej spuchnięte ramię.Nie możesz nic na to poradzić, David, pomyślał.Daj spokój!– Już stąd! – krzyknęła znowu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •