[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętał godziny spędzone u jej wezgłowia, długą, agonię ukochanej Marianny.Wiedział dobrze, czym są nieszczęście i żal; powtarzał więc sobie, że choć śmierć tysięcy osób w Denver musiała być straszna, nie wolno teraz o niej myśleć.Nie można pozwolić, by zginęli następni ludzie.Fowler uznał, że jak do tej pory nieźle sobie radzi z sytuacją.Błyska­wicznie przeciął łącza agencji prasowych.Panika na skalę kraju nie była miłą perspektywą.Siły zbrojne postawiono w stan pogotowia, dzięki czemu udało się zapobiec następnemu atakowi lub przynajmniej odwlec go w czasie.- Panowie - oświadczył przez telefon generałom z obrony powietrz­nej i sił strategicznych - spróbujmy podsumować wszystko, co się wyda­rzyło.Pierwszy odezwał się NORAD:- Panie prezydencie, odnotowaliśmy pojedynczy wybuch jądrowy o mocy kilkuset kiloton.Jak dotąd brak meldunków z miejsca eksplozji.Nasze siły.przeszły w stan ostrego pogotowia.Zamilkły łącza satelitar­ne.- Dlaczego? - przerwała Liz Elliot.Głos drżał jej bardziej niż Fowlerowi.- Czym to wytłumaczyć?- Nie wiemy.Mógłby to spowodować wybuch jądrowy w przestrzeni kosmicznej przez działanie impulsu elektromagnetycznego.Kiedy bom­ba jądrowa eksploduje na dużej wysokości, większość energii wyzwala się w postaci promieniowania elektromagnetycznego.Rosjanie wiedzą więcej od nas o praktycznych skutkach takich wybuchów, zebrali dane podczas prób jądrowych na Nowej Ziemi w latach sześćdziesiątych.Nie mamy jednak żadnych informacji o takim wybuchu, a przecież musieli­byśmy go zauważyć.Atak jądrowy na nasze satelity możemy zatem wyklu­czyć.Następna możliwość to atak z ziemi za pomocą ciosu energią ele­ktromagnetyczną.Owszem, Rosjanie wsadzili masę pieniędzy w ekspe­rymenty z bronią mikrofalową, a na południowym Pacyfiku mają statek z mnóstwem anten.Nazywa się “Jurij Gagarin” i dozoruje loty kosmicz­ne, więc ma na pokładzie cztery ogromne, bardzo czułe anteny.Obecnie “Gagarin” płynie pięćset kilometrów od wybrzeży Peru, a więc w zasięgu uszkodzonych satelitów.Rosjanie twierdzą, że statek wspomaga kosmo­nautów na pokładzie stacji orbitalnej Mir.Na tym kończą się nasze hipotezy.Jeden z moich oficerów łączy się w tej chwili z koncernem Hughesa, dowiedzieć się, co oni sądzą na ten temat.Poza tym nadal próbujemy uzyskać od kontrolerów lotu na Stapleton taśmy, żeby się przekonać, czy bomby nie zrzucono z samolotu.Czekamy też na wiadomości od ekip ratunkowych i reszty grup wysłanych na miejsce wybuchu.To wszystko, co wiemy.- My z kolei poderwaliśmy z ziemi dwa skrzydła lotnicze, a następne już wchodzą do akcji - zameldował dowódca SAC.-Wszystkie dywizjony moich rakiet strategicznych są w pełnej gotowości, mój zastępca krąży w powietrzu na pokładzie “Zwierciadła-Zachód”, a zapasowy “Anioł” startuje właśnie, żeby zabrać pana na pokład.- Co dzieje się w Związku Radzieckim?- Ogłosiła pogotowie ich obrona powietrzna, ale mówiliśmy już na ten temat - odrzekł generał Borstein.- Poza tym wzmogła się aktywność przekaźników radiowych, chociaż na razie nic dla nas z tego nie wynika.Nie ma żadnych podstaw, by spodziewać się z tej strony ataku na Stany Zjednoczone.- To dobrze.- Prezydent odetchnął z ulgą.Sytuacja była fatalna, lecz wciąż możliwa do opanowania.Trzeba było tylko wziąć się w garść i pod­jąć kolejne decyzje.- Chcę od razu otworzyć gorącą linię do Moskwy.- Jak pan sobie życzy - brzmiała odpowiedź szefa NORAD-u.Starszy bosman sztabowy z łączności, który siedział dwa fotele od prezydenta Fowlera, włączył już swój komputer.- Musi się pan przesiąść, panie prezydencie - przestrzegł.- Nie dam rady przełączyć mojej końcówki na pana ekran.Fowler nie wstając przywlókł swój fotel do stanowiska bosmana.- Panie prezydencie, linia działa w ten sposób, że ja wystukani na komputerze wszystko, co pan podyktuje, a komputer przekaże tekst na maszyny Narodowego Ośrodka Dowodzenia w Pentagonie.Tam jeszcze tylko zaszyfrują depeszę.Gorzej z odpowiedzią, bo przez gorącą linię przychodzi tekst rosyjski, w Pentagonie go tłumaczą i dopiero wtedy przysyłają do nas.W Fort Richie mamy zapasowe stanowisko, na wypa­dek gdyby coś się poknociło w Waszyngtonie.Depesze idą przez linię naziemną i dwa osobne łącza satelitarne.Co do pisania, mogę nadążyć za wszystkim, co pan mówi.Odznaka na kieszeni bosmana zdradzała, że podoficer ma na nazwi­sko Orontia.Fowler nie był pewien rodowodu łącznościowca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •