[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo nie miałam gdzie się podziać.Nieważne.Kiedy wróciłam na osiedle, nie poszłam do domu.Tuląc do siebie pudło z kotem, powędrowałam poprostu do Garricka.Nie wiem, jak wyglądałam, gdy otworzył drzwi, ale bez żadnych pytań otworzył je szerokoi zaprosił mnie do środka.Nigdy wcześniej nie byłam w jego mieszkaniu.Powinnam poprosić go, by mnie oprowadził,powiedzieć coś miłego na temat wystroju, ale nie byłam w stanie.Kiedy Garrick delikatnie uniósłpalcem moją brodę i popatrzył na mnie zmartwionym wzrokiem, zaczęłam szlochać jak wariatka.Powtarzał moje imię i chciałam wyjaśnić, opowiedzieć, ale nie dałam rady.Azy płynęły mi popoliczkach i ledwie mogłam oddychać.Garrick odebrał mi pudło z Hamlet i objąwszy mnie ramieniem, poprowadził do pokoju.Choćmieszkanie było właściwie identyczne jak moje, salon wyglądał zupełnie inaczej.Było w nim pełnoksiążek część stała poupychana na półkach, część piętrzyła się w stosach na podłodze.Meble byłynowoczesne, ale nie na tyle, bym czuła opór przed rzuceniem się na czarną kanapę i przytuleniem dopiersi wielkiej białej poduchy.Garrick odstawił kota, usiadł obok i przyciągnął mnie do siebie.Tuliłmnie jak dziecko, ocierając mi łzy i głaszcząc uspokajająco po plecach. On mnie nienawidzi wydusiłam wreszcie, choć o nic nie pytał. Kto cię nienawidzi, kochanie?Oddychałam urywanie, połykając łzy i starając się nie wyć. Ca& Cade. Cade nie jest w stanie cię nienawidzić powiedział cicho. Ależ jest zaprzeczyłam. Zostawił mnie.Nie chce ze mną rozmawiać.Znowu zalałam się łzami.Położył brodę na mojej głowie, tuląc mnie jeszcze mocniej. Będzie dobrze, Bliss mówił, a ja wciąż wypłakiwałam się w jego pierś. Poukłada się.Oddychaj, mała.Spokojnie.Jestem tutaj.Będzie dobrze.Cokolwiek się stanie, jakoś sobieporadzimy.Nie wiem, ile razy to powtarzał i ile wersji tego samego zapewnienia wymyślił.Ważne było to,że nie przestawał mówić, nieważne, jak głośno szlochałam.Kiedy zabrakło mi łez, nie miałam już nanic siły.Półleżałam bezwładnie i koncentrowałam się wyłącznie na oddychaniu, a on wciąż niewypuszczał mnie z objęć.Aż wreszcie, po jakiejś wieczności, poprzez gęstą mgłę dotarł do mnieniepokojący dzwięk.Pełne złości burczenie.Hamlet.Przez cały ten czas Hamlet siedziała w transporterze.Odczepiłam się od Garricka i usiadłam. Przepraszam, muszę ją zabrać do domu powiedziałam, jakby nic się nie stało.Wstałam i sięgnęłam po pudło, ale Garrick złapał mnie za łokieć. Kochanie, spokojnie.Jesteś zdenerwowana.Ja się nią zajmę.O nie! Wyprawkę dla kota kupiłam ledwie dzień wcześniej i nawet nie zdążyłam jej rozpakować.Nie mógł tego zobaczyć. Nie, nie, wszystko okej zapewniłam. Powinnam już iść.Dzięki. Bliss, proszę, porozmawiaj ze mną.Naprawdę chciałam wrócić na kanapę i schować się przed światem w jego ramionach, ale&Nadal nie byłam na sto procent pewna. No nie wiem& zawahałam się. A co powiesz na to? Zabierzesz kota do domu, a ja w tym czasie zorganizuję coś do jedzenia.Przyjdę do ciebie i porozmawiamy albo po prostu obejrzymy jakiś film. To było kuszące. Niezostawię cię w tym stanie.Chyba zwariowałbym z niepokoju.Po chwili namysłu pokiwałam głową. Okej. Naprawdę? Tak.Po prostu daj mi godzinę.Uśmiechnął się i już wiedziałam, że mam poważne kłopoty.Wystarczyło parę minut, bym zyskała pewność, że kot mnie nienawidzi.Nie żebym była specjalnie zdziwiona, w końcu zostawiłam ją w tym nieszczęsnym pudle&Nieważne, jak bardzo starałam się być miła, ilekroć tylko zbliżyłam się do Hamlet, ta zaczynałana mnie warczeć.Ustawiłam w kuchni miski i nałożyłam do nich jedzenie, co zupełnie zignorowała.Zaniosłam ją do kuwety i ostrożnie umieściłam w środku, by wiedziała, gdzie jest kocia toaleta.Prychnęła na mnie i zwiała, rozsypując wokół połowę żwirku.Wreszcie ulokowała się pod łóżkiem,skąd łypała na mnie wytrzeszczonymi, świecącymi oczyma.Szkoda, że nie powiedziałam Garrickowi, że nazywa się Lady Makbet.Pasowałoby.Kiedy już upewniłam się, że Hamlet ma mnie w nosie, mogłam oddać się ponurym, przyjemnymjak krwawa biegunka, rozmyślaniom.Sprzątając pokój, fantazjowałam o ucieczce.Gdy ogarniałamsypialnię, poczułam przemożną chęć wymiotowania i pobiegłam do łazienki.Ale niezwymiotowałam.Czego prawie żałowałam.Gdybym zaczęła rzygać, mogłabym powiedzieć, żejestem chora.Zanim obmyśliłam jakąś kretyńską wymówkę, by pozbyć się Garricka, rozległo się pukanie dodrzwi.Prawie dostałam zawału.A potem mało się nie udławiłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]