[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poprowadzono mnie, a raczej pognano szturchańcami w tym samym kierunku, w którym szedł otaczający nas tłum.Widziałem już kiedyś tak wielkie zgromadzenie mieszkańców Phutry.Domyślałem się, że celem naszym jest ogromna arena, gdzie skazani na śmierć niewolnicy spotykają się ze swym przeznaczeniem.Zaprowadzono mnie do wielkiego amfiteatru, umieszczając w najbardziej odległym krańcu areny.Nadeszła królowa wraz ze swą pokrytą śluzem, przyprawiającą swym widokiem o mdłości świtą.Wszystkie miejsca zostały zajęte.Przedstawienie miało za chwilę się rozpocząć.W tym momencie przez drzwi po przeciwnej stronę areny została wprowadzona dziewczyna.Próbowałem się jej przyjrzeć, jednak odległość między nami była zbyt duża, abym mógł dostrzec cokolwiek poza zarysem jej sylwetki.Zastanawiałem się, jaką śmierć wybrano dla niej i dla mnie i dlaczego postanowiono, że umrzemy razem.Mój własny los, czy raczej moje myśli o nim, zostały odsunięte na dalszy plan przez naturalną w tych warunkach litość dla tej samotnej dziewczyny, skazanej na straszliwą śmierć przed zimnymi, okrutnymi oczyma jej ohydnych oprawczyń.Jaką popełniła zbrodnie, że musi odkupić ją na tej przerażającej arenie?Snułem tego rodzaju rozważania, gdy gwałtownie otworzyły się następne drzwi, tym razem te, które znajdowały się w jednym z dłuższych boków areny.Na scenę teatru śmierci wybiegł potężny tarag, wielki jaskiniowy tygrys z epoki kamienia łupanego.W kaburach na mych biodrach w dalszym ciągu tkwiły rewolwery.Nie zabrano ich, gdyż moi strażnicy nie zdawali sobie sprawy z ich siły.Niewątpliwie uznali je za jakiś dziwny rodzaj maczug, które pozwolono mi zabrać, gdyż skazanym na arenę przysługuje prawo do posiadania w czasie walki broni.Dziewczynę uzbrojono we włócznie.Przeciwko dzikiej bestii, którą na nas wypuszczono, niemal równie skuteczna byłaby mosiężna szpilka.Tarag stał się przez chwilę nieruchomo, rozglądając się wokół siebie — najpierw spojrzał na tłumy widzów, potem potoczył wzrokiem po arenie.Mnie zdawał się w ogóle nie dostrzegać, natomiast jego ślepia zatrzymały się na dziewczynie.Z potężnych płuc wyrwał się straszliwy ryk, ryk który zakończył się długim krzykiem, bardziej ludzkim niż przedśmiertny krzyk torturowanej kobiety, bardziej ludzkim, ale również budzącym większą zgrozę! Z trudem opanowałem wstrząsający mną dreszcz.Bestia odwróciła się powoli i ruszyła w stronę dziewczyny.W tym momencie całkowicie odzyskałem zdolność rozumowania i zdałem sobie sprawę z obowiązku, jaki na mnie spoczywał.Szybko i tak cicho, jak to było możliwe, pobiegłem przez arenę ścigając tygrysa.Biegnąc wydobyłem jeden z moich żałośnie nieskutecznych rewolwerów.Ach, gdybym w tej chwili miał w rękach zaginiony karabin! Jeden dobrze wymierzony strzał mógł powalić nawet tego potwora.Mając tylko rewolwery w najlepszym wypadku mogłem liczyć na to, iż uda mi się odciągnąć uwagę taraga od dziewczyny, a potem umieścić w nim tyle kuł, ile zdążę, zanim mnie dosięgnie i rozszarpie na strzępy.Istnieje niepisane, związane z walkami na arenie, prawo stanowiące, iż zwycięzca jest wolny i nietykalny, bez względu na to czy będzie to człowiek czy zwierze.Nawiasem mówiąc, Mahary traktują zwierzęta i ludzi jednakowo.To znaczy, patrzyły na ludzi jak na stworzenia niższego rzędu zanim Perry i ja przebiliśmy się przez skorupę ziemską.Wydaje mi się, że potem zaczęły zmieniać nieco zdanie i zdawać sobie sprawę, że w gilaku — jest to pellucidarskie słowo, oznaczające człowieka — posiadają rywala stojącego dość wysoko na drabinie ewolucyjnej i zdolnego do racjonalnego myślenia.Jednak wszystko przemawiało za tym, że szansę na skorzystanie z dobrodziejstw tego prawa miał tylko tarag.Jeszcze kilka długich kroków, gigantyczny skok i już będzie przy swej ofierze.Uniosłem rewolwer i wystrzeliłem.Kula ugodziła potwora w zadnią lewą łapę.Nie mogła wyrządzić mu wielkiej szkody, ale zmusiła go do zwrócenia się ku mnie.Myślę, że oblicze wielkiego, rozwścieczonego tygrysa szablastozębnego jest jednym z najbardziej przerażających widoków, jakie istnieją.Szczególnie takiego tygrysa, który jest wściekły na ciebie i gdy nie dzieli was nic poza pustym spłachetkiem piasku.Jednak gdy usłyszałem urwany krzyk dziewczyny, nawet to straszliwe oblicze nie powstrzymało mnie od zlekceważenia niebezpieczeństwa i spojrzenia na nią.Jej oczy były wbite we mnie i wyrażały tak wielkie niedowierzanie, iż trudno to opisać.Dostrzegłem w nich również przerażenie, ale także wielką nadzieje.— Dian! — krzyknąłem.— Na wielkie nieba, Dian!Zobaczyłem, że jej usta wymawiają moje imię, gdy wznosiła włócznie i rzucała się na taraga.Teraz ona była tygrysicą — prostą, dziką kobietą, broniącą swego ukochanego.Zanim zdołała dosięgnąć potwora swym żałosnym orężem, ponownie wystrzeliłem, mierząc w miejsce, w którym jego szyja stykała się z lewym ramieniem.Jeżeli udałoby mi się trafić dokładnie, kula mogła dosięgnąć serca.Choć tak się nie stało, zmusiła jednak taraga do zatrzymania się na chwilę.I wtedy zdarzyła się rzecz bardzo dziwna.Usłyszałem głośne syki, dobiegające z miejsc, zajmowanych przez Mahary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]