[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero kiedy nabrałem dystansu do wszystkiego, nauczyłem się tej wzniosłej samotności, która towarzyszyła Lestatowi i mnie w naszym życiu pośród ludzi śmiertelnych.Jednocześnie wszelkie kłopoty materialne właściwie nas nie dotyczyły.Opowiem ci trochę o tym.Lestat zawsze wiedział, jak wzbogacać się kosztem ofiar, które wybierał według ich ubioru lub innych obiecujących szczegółów.Największym jednak problemem dla niego była sprawa bezpiecznego mieszkania i godziwego utrzymania.Podejrzewałem, że mimo zewnętrznych pozorów w rzeczywistości był zupełnym ignorantem w najprostszych sprawach finansowych.Ze mną było zupełnie inaczej, znałem się na tym świetnie.Tak więc, kiedy on mógł w każdej chwili z łatwością zdobyć gotówkę, ja potrafiłem ją właściwie zainwestować.Jeżeli akurat nie wyjmował swojej ofierze portfela, to spotkać go można było najczęściej w salonach gry, gdzie wykorzystywał, wręcz wyśmienicie, swą zdolność do opróżniania kieszeni bogatych plantatorów ze złota, dolarów i aktów własności.Wszystkich ich wabił swym nęcącym głosem i wszyscy oni prędzej czy później odkrywali, jak podstępna była jego przyjaźń.Jednak te zabiegi nie zapewniłyby mu takiego życia, jakie pragnął prowadzić.Z tego właśnie powodu uczynił mnie wampirem i swoim nieodłącznym kompanem.Innymi słowy, zatrzymał mnie przy sobie jako inwestora i zarządcę, którego zdolności były niepodważalne, a który mógł służyć mu swoimi umiejętnościami także i po śmierci.Może najpierw jednak opiszę ci, jak w owych czasach wyglądał Nowy Orlean i jak później zmienił się, byś mógł zrozumieć, jak łatwo wtedy się nam żyło.W całej Ameryce nie było drugiego takiego miasta jak Nowy Orlean.Zamieszkiwali tam nie tylko Francuzi i Hiszpanie wszelkich klas społecznych, którzy, po części, tworzyli szczególną arystokrację miasta, ale również i wszelkiego rodzaju emigranci, w szczególności Irlandczycy i Niemcy.Co więcej, byli tam też czarni niewolnicy, jeszcze nie zintegrowani z resztą społeczeństwa i tworzący egzotyczną grupę, wyróżniającą się różnorodnością plemiennych strojów i zwyczajów.Mieszkała tam również olbrzymia i ciągle rosnąca klasa ludzi wolnych, nie przypisanych kolorowi skóry czy konkretnej narodowości, tych dzielnych ludzi o mieszanej krwi i nie wiadomo jakim pochodzeniu.Z niej to wywodziła się ta wspaniała i unikalna społeczność artystów, rzemieślników, poetów i ten unikalny typ kobiecej urody.A do tego jeszcze byli Indianie, którzy w letnie dni zapełniali groblę, sprzedając zioła i wszelakie swoje wyroby.Pomiędzy całym tym wielojęzycznym i różnokolorowym tłumem pojawiali się jeszcze ludzie z portu, marynarze ze statków.Przybywali do miasta wielkimi falami, aby wydawać pieniądze w kabaretach, by kupić na jedną noc piękne białe i czarne kobiety, aby rozkoszować się najlepszą kuchnią hiszpańską i francuską, i aby pić wino sprowadzane z całego świata.Dodaj do tego jeszcze Amerykanów, którzy zjawili się tu już w wiele lat po mojej przemianie i którzy zbudowali nowe miasto w górę rzeki od strony dzielnicy francuskiej, ze wspaniałymi domami w stylu klasycystycznym, które w świetle księżyca błyszczały jak greckie świątynie.I oczywiście plantatorzy, przyjeżdżający do miasta z rodzinami okazałymi powozami, aby kupować wieczorowe stroje, srebro i kosztowności.Aby wypełniać wąskie uliczki prowadzące do starej francuskiej opery i Theatre d’ Orleans czy do katedry św.Ludwika, z której otwartych drzwi dobiegały śpiewy kościelne podczas niedzielnych mszy aż na Place d’Armes, wznosiły się nad gwarnym Rynkiem Francuskim i nad unoszonymi przez fale Missisipi statkami, płynącymi wzdłuż grobli.To był właśnie Nowy Orlean, magiczne i wspaniałe miasto.Tutaj wampir kosztownie ubrany i z wdziękiem przechadzający się nocnymi gwarnymi ulicami w świetle lamp gazowych nie zwracał na siebie uwagi bardziej niż setki innych, egzotycznych postaci nocy.Może jakaś dama, przystanąwszy, szepnęłaby zza wachlarza swej towarzyszce: „Spójrz na tego mężczyznę.jakże on blady, jak błyszczy jego skóra.Jak się dziwnie porusza.To nie jest normalne!” Było to jednak miasto, w którym wampir mógł z łatwością zniknąć, zanim dama dokończyłaby swoją wypowiedź, wybierając którąś z ciemnych alei, w której sam widział jak kot.Lub przyćmiony bar pełen śpiących marynarzy z głowami złożonymi na stolikach, czy wreszcie któryś z wielkich pokojów hotelowych o wysokich sufitach, gdzie może właśnie przy stole siedzi jakaś samotna postać ze stopami opartymi na wyszywanych poduszkach, nogami przykrytymi koronkową kapą, głową pochyloną w matowym świetle samotnej świecy, nie dostrzegająca wielkiego cienia pojawiającego się nagle na tle gipsowych stiuków sufitu, nie widząca długich białych palców sięgających do delikatnego płomienia świecy i gaszących go.Godne uwagi jest to, że wszyscy ci ludzie, kobiety i mężczyźni, którzy kiedyś mieszkali w tym mieście, zostawili po sobie pamiątkę, domy budowane z cegieł, marmuru i kamienia, coś co nadal jeszcze stoi.Tak więc, nawet wtedy, gdy lampy gazowe wyszły już z użytku, a pojawiły się samoloty i drapacze chmur wyrosły w przecznicach Canal Street, coś z nie dającego się usunąć piękna i romantyki tych miejsc pozostało.Być może nie na każdej ulicy, ale na tak wielu, że ogólny krajobraz miasta jest dla mnie, nawet teraz, taki sam jak za czasów mojej młodości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]