[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Inżynier był wrogiem Obyczaju i każdy z zebranej tu piętnastki mógł pójść do komisariatu, powiedzieć o tym i jeśli mu uwierzą - a dlaczego niby mieliby mu nie uwierzyć? - dostać nowy pokój lub nawet przenieść się o piętro wyżej.Tak się jednak nie stało i Kroni wiedział, że on pierwszy skoczy w obronie swo­jego inżyniera.Dlatego, że w mieście jest stu, a może więcej inżynierów, ale Razi jest tylko jeden.Razi właściwie miał dobrą twarz, tyle że małą.Kroni nigdy nie widział takiego malutkiego inżyniera.Inżynierowie dobrze jedzą i nigdy nie miewają wrzodów.Nie kaszlą i nie ślepną.Dlatego in­żynierowie są zawsze wyżsi i silniej zbudowani niż rurarze, tkacze czy górnicy.Ale inżynier Razi był cherlawy jak tkacz.Miał prze­zroczystą skórę, przez którą przeświecały mu niebieskie żyły.Wcześnie wyłysiał i dlatego nie można było poznać, ile ma lat.Mó­wił zawsze cicho, cedził słowo za słowem, jakby każdy wyraz naj­pierw powtarzał w duchu.Czasami jednak rozgadywał się i wtedy jego głos stawał się wyraźny i donośny, stawał się głosem zupełnie innego człowieka, dużego i silnego, ręce wydawały się dłuższe, a palce podkreślały każde słowo, stawiały kropki na końcu zdań tub wznosiły się gwałtownie do góry jak wykrzykniki.- Dzieci i tak jest za dużo - powiedział górnik, przypomina­jący bryłę węgla, bo był tak samo czarny i bezkształtny.- Tylko ciągle umierają.Inżynier nie słuchał go jednak.- Ciągle nam powtarzają, że ludzie stworzeni są do życia w ciemności.Po cóż więc im oczy.- Żeby widzieć - odpowiedział ktoś siedzący w głębokim cieniu.- Co zobaczymy, jak nie będzie oczu?- A w ciemności nasze oczy nie widzą - powiedział inżynier.- Szczury obywają się bez oczu, glisty obywają się bez oczu, a my nie możemy.- Zjawy też nie mają oczu - powiedział Kroni.- No, zjawy nie mają tu nic do rzeczy, Kroni.Zjawy zostały wymyślone po to, żeby ludzie nie wtykali niepotrzebnie nosa do pustych korytarzy.- Zjawy są - powiedział Kroni.- Jedną nawet niedawno kar­miłem.Ludzie wybuchnęli śmiechem.Nawet inżynier Razi się uśmie­chnął.Dziewczynka wsunęła do pokoju swoją rozczochraną głowę i zapytała ze złością:- Chcecie, żeby na ulicy usłyszeli?- Czym ją karmiłeś? - zapytał górnik.- Czym? Oczywiście kaszą - powiedział Kroni i zamilkł.I tak mu przecież nie uwierzą!- Kaszą! - dławił się śmiechem młodziutki uczeń szkoły gór­niczej.A Kroni pomyślał, że korytarze i tunele, w których spędził cały dzień, znajdują się tuż obok.Każdy może tam dotrzeć.To nic trud­nego.Inna rzecz, że nie wiadomo, czy uda mu się przeżyć.Ale do­stać się można, tyle tylko, że nikt po prostu się tym nie interesuje.- Uspokójcie się - powiedział Razi.- A więc mówię dalej.Dlaczego niektórzy mają skórę ciemniejszą, a inni jaśniejszą, dla­czego jedni mają oczy jasne, a drudzy ciemne, dlaczego wreszcie moje włosy, dopóki je miałem, były jasne, a Kroni ma ciemne? Komu w ciemności potrzebne są te wszystkie barwy i odcienie.Po­wiadacie, że Bóg dał ludziom oczy, żeby widzieli, a w ciemności widzieć nie potrafią.To znaczy, że Bóg również wymyślił lampy elektryczne i kaganki oliwne? Wymyślił i od razu dał ludziom?- Ogień przyszedł z Otchłani - powiedział fryzjer Wegi, który był bardzo wykształcony, umiał czytać, uczył się w szkole na urzędnika, ale jakoś nim nie został.- A przedtem? - zapytał inżynier.- Czy przedtem ludzie łazili po ciemku korytarzami i wpadali na siebie? Nie! Twierdzę, że dawniej ludzie żyli w innym miejscu.To było dawno, tak daw­no, że wszyscy o tym zapomnieli.Mieszkamy w domach wyrąba­nych w skale, chodzimy ulicami przerobionymi z jaskiń.Ale co było przedtem? Przed pojawieniem się miasta? Gdzie ludzie miesz­kali dawniej?Kroni już o tym słyszał.Przez wiele lat wędrówek korytarzami i tunelami technicznymi sam doszedł do tego, o czym mówił inżynier.Wiedział, że miasto było kiedyś o wiele większe niż dzisiaj.Że więcej w nim było ludzi i rozmaitych rzeczy.- Przypatrzcie się, jak źle działa w naszym mieście system za­opatrzenia.Rurarz powie wam, że ciągle trzeba wymieniać rury i kable.Że z każdym dniem coraz trudniej jest znaleźć części za­mienne i że stale wysyłamy specjalne grupy do porzuconych po­ziomów, aby zdobyć materiały i urządzenia, które ktoś dawno scho­wał albo po prostu zostawił.A co to znaczy? Po pierwsze to, że miasto kiedyś było o wiele większe.A po drugie - rzeczy, których nam brakuje i których nie potrafimy robić, na przykład kable i ich izolacje, zostały wyprodukowane albo poza miastem, albo sekret ich wytwarzania został dawno utracony.- Słusznie - powiedział górnik.- W zeszłym miesiącu prze­biliśmy się do sektoru, o którym nikt nie wiedział.Inżynier od razu wezwał agentów, którzy nas stamtąd wygnali.Dziwiliśmy się wte­dy, skąd za kopalnią wzięła się ulica.- Twierdzę, że ludzie dawniej żyli w innym miejscu.Wiele lat temu przyszli tutaj i zbudowali miasto.Było ich więcej niż dzisiaj i żyło im się o wiele lepiej.Człowiek nie może jednak mieszkać stale w takim miejscu, jak nasze miasto.Ludzie stopniowo wy­mierają.Ludzie muszą więc wrócić do siebie.Dokąd?- Do Miasta na Górze - powiedział Kroni.- Tak.Wierzę, że dawniej było Miasto na Górze.Tam, gdzie jest jasno, gdzie nie ma wąskich i ciemnych korytarzy, lecz rozle­głe przestrzenie, gdzie strop wisi o tysiące metrów nad głową.- Oj! - pisnęła z zachwytu dziewczynka, która podsłuchiwała.- Przyprowadziłem wam dzisiaj człowieka uczonego, szanowne­go Ral-Roddi, który przeczytał wiele książek i który wie o wiele więcej niż wszyscy czyści razem wzięci.Ral-Roddi obliczył, kiedy się tu znaleźliśmy i wie, gdzie się znajdowało wcześniej nasze mia­sto i jak wyglądało.Tego starca Kroni przedtem nie zauważył, bo siedział w ciem­ności za plecami Raziego, a twarz miał tak szarą, że zlewała się ze ścianą.Razi usiadł, a starzec wyszedł z gromady i pochylił się nad sto­łem, opierając się o jego blat.Oczy miał tak głęboko zapadnięte i ukryte pod gęstymi brwiami, że wyglądały jak czarne jamy.- Dawno nie rozmawiałem z ludźmi - powiedział starzec.Wszyscy obecni w pokoju wstrzymali oddech.Do inżyniera Raziego już się przyzwyczaili, uznali go niemal za swego.Z inżynie­rem można się było nie zgadzać, a nawet spierać.A w starcu było coś ostatecznego.To, co on powie, okaże się prawdą, w którą trzeba będzie uwierzyć czy się chce, czy nie.- Ludzie odnaleźli mnie i jestem wdzięczny Josowi za to, że przed śmiercią mogę jeszcze raz powiedzieć prawdę.Słowa starca były ciężkie i niemal dotykalne.Można je było wziąć w rękę i zważyć.- Człowiek urodził się tam.Starzec oderwał rękę od stołu i uniósł ją ku górze.Wszyscy po­patrzyli w tym samym kierunku.- Okłamują was, mówiąc, że świat został stworzony przez Boga Reda i że taki był zawsze.Świat był inny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •