[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie znałem co prawda żadnego z właścicieli wystarczająco dobrze, by skontaktować się z nim telepatycznie, ale.- Kragar! Melestav! Wyrn! Mirafn! Do mnie! Piorunem! - ryknąłem.Zadudniło w całym biurze - zjawili się natychmiast.- Zamknę drzwi i nigdzie się nie ruszę, a wy podzielcie między siebie wszystkie interesy na naszym terenie i teleportujcie się natychmiast do każdego.Jeżeli z któregoś nie wyszedł jeszcze właściciel z pieniędzmi, nie pozwólcie mu tego zrobić.Potem zorganizuję dla nich ochronę w czasie drogi!- Tego.szefie.- O co chodzi, Melestav?- Nie umiem się teleportować.- Cholera! Kragar, załatw to za niego.- Dobra, szefie.Powietrze zaświstało - gdybym miał na biurku jakieś papiery, ani chybi wiatr by je porozrzucał, tak się spieszyli.I zostaliśmy sami z Melestavem.- Sądzę, że musimy się jeszcze sporo nauczyć o prowadzeniu tego interesu, prawda? - spytałem go.Uśmiechnął się słabo.- Myślę, że tak, szefie.Złapali wszystkich poza jednym, ale jego dało się ożywić - złoto, które miał przy sobie, prawie pokryło koszty tej magicznej operacji.Nie tracąc czasu, skontaktowałem się telepatycznie z Wyrnem i Mirafnem i poleciłem im natychmiast wracać.Wrócili.- Siadajcie.Ta sakiewka zawiera trzy tysiące sztuk złota.Chcę, żebyście obaj domyślili się, jak i gdzie zaplanowano zamach na H’noca, właściciela burdelu prawie naprzeciwko.Znajdźcie zabójcę i załatwcie go.Nie obchodzi mnie, czy któryś z was był dotąd na „robocie”, czy nie.Uważam, że się nadajecie; jeśli któryś z was jest innego zdania, niech mówi.Miło, że jesteśmy jednomyślni.Zabójca będzie najprawdopodobniej sam.Jeśli będzie ich więcej, załatwcie jednego.Możecie użyć H’noca jako przynęty, ale nic mu się nie może stać.I pospieszcie się: została jeszcze tylko godzina zwyczajnego okresu przynoszenia kasy.Potem zabójca zrobi się podejrzliwy albo zniknie.Podejmujecie się?Spojrzeli na siebie i jak sądzę, odbyli błyskawiczną naradę telepatyczną.Po czym Wyrn odwrócił się do mnie i kiwnął potakująco głową.Podałem mu sakiewkę.- W takim razie bierzcie się do roboty.Obaj wstali i teleportowali się.Wtedy zauważyłem, że Kragar wrócił.- I co? - spytałem zwięźle.- Umówiłem się z wszystkimi, że kasę przyniosą jutro i pojutrze.Varn potrafi się teleportować, więc powinien być lada chwila.- No i dobrze.Znowu jesteśmy spłukani.- Co?!Wyjaśniłem mu spokojnie, co zrobiłem.Przez chwilę nie wyglądał na przekonanego, ale potem przyznał mi rację:- To faktycznie najlepsze, co można było zrobić.Ale.Będziesz w stanie dostać z tego źródła więcej?- Nie wiem - przyznałem uczciwie.Potrząsnął głową z niechęcią.- Uczymy się za wolno - burknął.- Laris cały czas ma inicjatywę, a my nie możemy jej przejąć.- Wiem, do nagłej i ciężkiej.! To co powinienem zrobić?Odpowiedziała mi cisza - Kragar też nie wiedział.- Bez obawy, szefie - pocieszył mnie Loiosh.Na pewno coś wymyślisz.Miłe było, że choć ktoś tu był optymistą.Rozdział V„Jak na zabójcę, jesteś kochany”Kiedyś przyszła mi do głowy podtrzymująca na duchu myśl - wyglądało na to, że każdy mój obecny przyjaciel wcześniej przynajmniej raz próbował mnie zabić.Ot, choćby Morrolan.Miałem swój teren niespełna trzy tygodnie, kiedy zdecydował się wynająć mnie do wykonania „roboty”.No i narodził się pewien problem, bo nie mam zwyczaju wykonywać takich zleceń dla kogoś spoza organizacji.No bo i niby czemu miałbym to robić? Jeśli zostanę złapany, nikt z takich klientów mi nie pomoże w żaden sposób - nie opłaci prawnika, nie przekupi albo nie postraszy świadków, a przede wszystkim nie będzie milczał.Morrolan był jednak uparty, a znalazł tak unikalny sposób wynajęcia mnie, że byłem pełen podziwu.Wyraziłem go w tak jednoznaczny i entuzjastyczny sposób, że omal nie skrócił mnie o głowę Blackwandem.Blackwand to jedna z Wielkich Broni, a mówiąc bardziej obrazowo, batalion piechoty zamaskowany jako ciężki rapier.Na szczęście do niczego drastycznego nie doszło, a nawet lepiej: zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]