[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wojska uciekły, najwyraźniej bowiem miały już dość niespodzianek w czasie tej kampanii.Najpierw te obrzydliwe, podrygujące, unoszące się nad głowami potwory zwane „balonami”, a teraz to!Wódz mruknął gniewnie.Gdy latająca machina zbliżyła się, dotknął kolby przywieszonego na biodrze igłowca.Żeby zechciała nieco się zbliżyć.Jeśli udałoby mu się ją strącić, mogłoby to podnieść ducha w jego wojskach.Potwór jednak nie poszedł mu na rękę.Najwidoczniej uznał, że jego zadanie zostało już wykonane, więc wzbił się w górę i zakręcił na północ.Kremer nie miał najmniejszych wątpliwości, że ruszył w stronę bitwy toczącej się na pomocnych przełęczach.Widział to wszystko oczyma wyobraźni - dokonał tego zagraniczny czarownik, a on nie potrafił go powstrzymać.Nie mógł walczyć z tą nową rzeczą - przynajmniej na razie.Jego plany walki zbyt silnie uzależnione były od szybowców, a te nie były w stanie stawić czoło potworowi.Oczywiście, gdy tylko wieść o klęsce dotrze na wschód, wielcy możnowładcy popędzą tłumnie do króla Hymiela.Po kilku dniach na zachód zaczną podążać armie, prześcigając się w próbach zdobycia nagrody za jego głowę.Kremer odwrócił się do swoich adiutantów.- Pędźcie na stację sygnalizatorów.Wydajcie rozkaz odwrotu - tu i na pomocy.Niech moi górale zbierają się w Dolinie Wysokich Drzew, w górach Flemming.Starożytne umocnienia są silne.Nie będziemy musieli się tam obawiać ani armii, ani latającego potwora czarownika.- Wasza Miłość? - Oficerowie popatrzyli na niego z niedowierzaniem.Przed paroma chwilami służyli przyszłemu, wedle znaków na niebie i ziemi, władcy ziem od gór aż do morza.A teraz nagle on sam powiada im, że będą żyli podobnie jak ich dziadowie, w północnych ostępach!Kremer rozumiał, że niewielu ludzi jest w stanie pojąć sytuację tak szybko i jasno jak on.Nie mógł mieć im za złe, że poczuli się jak ogłuszeni.Ale nie mógł też zgodzić się na zwłokę w wypełnianiu rozkazów.- Ruszajcie! - krzyknął.Dotknął wiszącej u boku kabury z igłowcem i spostrzegł, że cofnęli się.- Chcę, żeby wiadomość przekazana była natychmiast.W następnej kolejności wyślijcie rozkaz do naszego garnizonu w Zuslik.Niech ogołocą miasto z żywności i bogactw.Będą nam potrzebne w czasie przyszłych miesięcy i lat.Wicher dmący wokół niego pełen był unoszącego się w powietrzu pyłu.Było już późno, nawet jak na letni dzień na Tatirze, kiedy cudowny „smok” powrócił do centrum L’Toff.Powitalna grupa na ziemi musiała podążać zygzakiem aż do chwili, gdy i oni, i pilot latającej machiny znaleźli wystarczająco dużą polanę.Do tej pory zapewne połowa ludności - ci, którzy nie ruszyli za wycofującymi się armiami - zebrała się, aby pozdrowić swoich zbawców.Maszyna nadlatywała nisko.Jej połyskliwy kształt błyszczał w złocistym zmierzchu.Dotknął lekko ziemi, potoczył się i wreszcie zatrzymał przed wysokimi dębami.Tłum dosłownie eksplodował radością, gdy ujrzał, jak szczupła postać ich księżniczki wstaje w kabinie samolotu.Zgromadzili się wokół niej wiwatując, a niektórzy usiłowali nawet wziąć ją i nieść na ramionach.Ale nie pozwoliła na to.Gestem nakazała im się cofnąć i odwróciła się, żeby pomóc wstać następnej osobie.Jak na cudzoziemca, był to wysoki mężczyzna.Miał ciemne włosy, brodę i wyglądał na bardzo zmęczonego.Największe jednak zdziwienie spotkało ich, gdy zobaczyli to, co siedziało na ramieniu mężczyzny - małego stworka o błyszczących, zielonych oczach i szelmowskim uśmiechu.Krenegee zaczął mruczeć, tłum zaś cofnął się i zapanowała nagła, pełna szacunku cisza.A potem L'Toff westchnęli niemal jak jeden mąż, gdy cudzoziemski czarownik wziął księżniczkę w ramiona i zaczął bardzo długo ją całować.XII.SEMPER UBI SUB UBIKiedy Dennis wreszcie się obudził, poczuł się jakoś dziwnie, jakby upłynęło bardzo dużo czasu albo jakby bardzo dużo śnił.Usiadł i przetarł oczy.Słońce sączyło się przez powiewne zasłony kolorowego namiotu.Odrzucił jedwabne prześcieradło i wstał z miękkiego posłania.Stwierdził, że jest nagi.Z zewnątrz barwnej kopuły dobiegały podniecone okrzyki i tętent przybywających i odjeżdżających w galopie posłańców.Dennis rozejrzał się za czymś, w co mógłby się ubrać i znalazł na krześle bryczesy z miękkiej jeleniej skóry i zieloną jedwabną koszulę.Obok leżały wysokie czarne buty.Dennis nie przejął się brakiem bielizny.Ubrał się czym prędzej i wybiegł na zewnątrz.W niewielkiej odległości książę Linsee prowadził ożywioną rozmowę z kilkoma oficerami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]