[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A każdy człowiek po­trzebuje odrobiny uczucia i aprobaty.Ciocia też.Karola tak zdumiało zuchwalstwo siostrzenicy, że nawet się nie rozzłościł.- Słusznie oddzieliłaś jedno od drugiego, co in­nego człowiek, a co innego twoja ciotka.Czyżbyś do tej pory nie zdążyła jej poznać?- Toteż właśnie - wyrwało się Justynce.- Cio­cia tym bardziej.- Naprawdę sądzisz, że wolałaby aprobatę niż pieniądze?Justynka chciała powiedzieć, że pieniędzmi wuj również zbytnio nie szasta, ale ugryzła się w język, bo tego już mógłby nie wytrzymać.Poza tym miała się przecież nie wtrącać!- A nie może być jedno i drugie? - spytała nieco żałośnie.- Nie - odparł Karol sucho i widać było, że konwersacja została zakończona.Justynka zrozumiała to doskonale, zamilkła zatem.Popijała białe wino herbatą, myśląc, że w tym właśnie leży cały szkopuł, ciotka by nie zrozumiała, próbowa­łaby gadać dalej i zmuszać do rozmowy męża.Rezulta­ty byłyby opłakane.I właściwie trudno wujowi się dziwić, nie chce kontynuować nieprzyjemnego tema­tu, wolno mu nie chcieć, a do wiercenia dziury w brzu­chu trzeba mieć anielską cierpliwość.Wuj nie ma.No to nie.Brak anielskiej cierpliwości jeszcze nie jest karalny.- Jeśli już koniecznie chcesz mnie wychowywać, musisz to robić na raty - powiedział drwiąco Karol po bardzo długiej chwili i podniósł się od stołu, zabierając ze sobą herbatę.- Dobranoc.- Dobranoc - wymamrotała zaskoczona Justyn­ka i została na miejscu, aż znikł jej z oczu.Dopiero po dziesięciu minutach znalazła się w swoim pokoju i nareszcie mogła trochę spokojnie pomyśleć.Doznała w ciągu tego jednego wieczoru tylu wrażeń, że gdzieś w środku utworzyło się jej istne kłębowisko.Musiała je rozwikłać.Niby drobne one były, ale dokuczliwe, należało się do nich jakoś ustosunkować, najlepiej rozważyć je chronologicznie.Zaczęło się od Piotra.Oczywiście, że tego właś­nie była spragniona, to było to, co ją najbardziej gnębiło i gryzło, o tym chciała pomyśleć! Przyjaźń, rzeczywiście! Dobra siostrzyczka, której można się wyzwierzać i w razie potrzeby wypłakać na łonie, a cud kobietę, wymarzone bóstwo, znajduje się gdzie indziej.Już też nie miała się w kim zakochać.Jednakże czarna rozpacz jej nie ogarniała, co było nawet trochę dziwne.Nie, nic podobnego, wcale nie było dziwne.Piotr jakoś zbladł i stracił prawie cały urok, najpierw tu, pod domem, kiedy zadawał idiotyczne pytania i udzielał kretyńskich rad, a potem tam, pod Pałacem Kultury, kiedy tak wściekle wyraź­nie nie chciał się mieszać w żadne kłopoty.Cofnął się przed trudnościami, mimoza cholerna.Nie, takiego subtelnego kwiatuszka Justynka sobie nie życzyła.A Konrad się nie cofnął.No tak, ale to należało do jego obowiązków służbowych.W życiu Piotr by nie wziął na siebie takich obowiązków służbowych! Jed­nak Konrad miał wolne.Jednak pomógł rzetelnie i do końca.I jednak, po tym końcu, nie popadł w żadną nachalność ani natręctwo, nie usiłował kon­tynuować intymnych symulacji.No oczywiście, sy­mulował również służbowo! Cholera.Tylko jedno.Takie raczej okropne i wysoce niepokojące.Dlaczego poruszał się tak jakoś dziwnie i chodził jakby bokiem? I drobnymi kroczkami? De­fekt wrodzony, ujawniający się nie zawsze, czasami, jak, na przykład, reumatyzm? Bo kiedy indziej po­ruszał się normalnie.A może jakaś choroba.?Co ona ma właściwie o nim myśleć, czego się spodziewać, na co sobie pozwolić? Żadnych nie­szczęść więcej, żadnych rozczarowań.Piotr, jako nie­przyjemność życiowa, w zupełności wystarczy! Kon­rad.nawet nie było kiedy spytać go dyplomatycznie, czy ma jakąś dziewczynę.Na pewno ma, taki chłopak musi mieć.Nie, na żadne nowe i niepewne zakocha­nia Justynka teraz nie pójdzie, absolutnie sobie zabra­nia!I, na litość boską, co się stało ciotce?! Urżnęła się, to jasne, ale dlaczego? Wuja przecież w domu nie było, no nie, na obiedzie zapewne był, co za numer jej wywinął, po którym załatwiła sobie przerwę w życiorysie? I w tym stanie pchała się do kasyna, wiedziała chyba jeszcze, co robi, skoro zostawiła samochód i wezwała taksówkę, miała coś na myśli.Do licha, trzeba było wybadać Helenkę, ale Helenka prezentowała spokój, nie mogło zatem nastąpić nic wstrząsającego.No i wuj.Rozmawiał z nią prawie jak człowiek.Ciekawe, czy Muminkowie ją rozpoznali.Na Muminkach Justynka zakończyła swoje myś­lenie, uznawszy, że wszystko wyjdzie na jaw jutro.Ciotkę i wuja również można zostawić do wyjaśnie­nia, nie musi spędzać przez nich bezsennej nocy.Prawdę mówiąc, rozwikłać należało Piotra i Konra­da, to było ważne, więc teraz może już iść spać.A na jutro umówiona jest z Jolą.* * *Tym razem to Karol obudził się, bo coś obok nie­go chrapało.Nie był do takiego zjawiska przyzwyczajony, Malwina na ogół nie chrapała.Poza tym zazwyczaj wsta­wała wcześniej, żeby mu zrobić śniadanko, a odsy­piała swoje później, kiedy on już wyszedł do pracy.Teraz spała jeszcze, a wokół niej unosił się osobliwy odór, jakby nalewki z jakiegoś kwiecia.Wypiła swo­je perfumy.?Nie usiłował jej budzić, wiedział doskonale, że w kwestii śniadania zastąpi ją Helenka.Trochę go zaciekawił rodzaj użytego przez żonę alkoholu, ale wiedzy na ten temat nie musiał uzyskiwać natych­miast, mógł z tym zaczekać do popołudnia.Przysto­sował się do nowego dnia egzystencji nieco wcześniej niż zwykle, bo tak był umówiony, zetknął się przy śniadaniu z Justynka i podrzucił ją do Śródmieścia.Przez połowę drogi Justynka milczała.W drugiej połowie ośmieliła się odezwać.- Mam do wuja prośbę.Jak wuj nie chce, to nie, ale prośbę mam.- Słucham - rzekł Karol cierpko.- Czy wuj mógłby w jakiś sposób dawać do zro­zumienia, że można z wujem rozmawiać? Gadatliwy to wuj nie jest, odwrotnie też, to znaczy brzęczenia nad uchem wuj nie lubi.Zrozumiałe.Ale czasem wuj zgadza się na dźwięki, a czasem nie.Czyja bym mogła wiedzieć, jak mam to rozpoznawać?Karol odpowiedzi nie udzielił od razu, a Justynka nie nalegała.Dopiero kiedy wysiadała, wydał z sie­bie głos.- Wieczorem.- Dziękuję bardzo - powiedziała Justynka, zro­zumiawszy informację bezbłędnie.Wczesnym popołudniem zrobiła sobie przerwę w zajęciach, ponieważ intrygowała ją ciotka.Później miała jeszcze wykład, a po nim Jolę.Chciała wrócić do domu przed obiadem, na obiedzie bowiem mógł być wuj, co uniemożliwiłoby szczerą rozmowę, więc tylko te chwile wcześniej dawały jakieś szansę.Malwina czekała na Justynkę jak na zbawienie.Miała mgliste wrażenie, że wczoraj wieczorem Ju­stynka była.Mogło jej się tylko wydawać, ale przed­tem Justynki nie było, więc później musiała się po­kazać, bo niemożliwe, żeby jej wrażenia dotyczyły, na przykład, zeszłego tygodnia.Zatem wyłącznie Ju­stynka mogła jej powiedzieć, co się właściwie działo wczorajszego wieczoru.Ostatnie, co pamiętała, to swoje własne zdenerwowanie na tle tej nieudanej kradzieży samochodu Karola [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •