[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmieniła pościelw dwóch pokojach, ogarnęła je szybko, bo goście już na nie czekali, popijając piwo przy stolikach nazewnątrz, weszła do środka i widząc parę osób w sali, bez słowa ruszyła do kuchni.Dan z kamienną twarzą stał za barem, od czasu do czasu dotykając palcem plastra opatrunkowego nauchu, jakby chciał sprawdzić, czy mu się nie odkleił.Kiedy do Magnolii weszła Bela Marko, nie wpadłw panikę, lecz odważnie spojrzał artystce w oczy.Rozsiadła się na kanapie przy drzwiach na werandę, zdjęła z głowy kapelusz z szerokim rondem,położyła go obok siebie i zażądała podwójnej whisky.Wlał jej potrójną i zaniósł do rąk własnych,czekając na najgorsze.Wejście Józefiny wybawiło go od dodatkowych, poza piekielnymi ariami każdegoranka, nieprzyjemności ze strony Beli Marko.Józefina, w jednym ze swoich sławnych kapeluszy, zajęła miejsce obok śpiewaczki, zmuszając tamtą dowłożenia własnego kapelusza, bo na kanapie zabrakło dla niego miejsca.O ile każda z osobna, w swym fantazyjnym nakryciu głowy i wspaniałej sukni, wyglądała, delikatniemówiąc, ekscentrycznie, obie naraz przedstawiały nieco groteskowy widok.Dawnemu komendantowi, ojcu obecnego, to nie przeszkadzało.Odkąd przestał szukać zaginionegodziecka Lenki Sikorówny, co czynił niezmiennie przez dwanaście lat, pokazując każdemu jej zdjęcie podsklepem wrócił do świata.I do jego uciech, cokolwiek to w przypadku starszego człowieka miałoznaczyć.Lubił sobie zagrać w karty, napić się dobrego wina, a także popatrzeć na piękne kobiety.Toostatnie jednak wciąż podkreślał bez zobowiązań.Każdy wiek ma swoje przywileje, starość również.Cieszył się dobrym zdrowiem, a ciężar tajemniczego zaginięcia dziecka, po trzynastu latach od zdarzeniazdjęty z serca, sprawił, że Miśkiewicz ojciec zamierzał cieszyć się także życiem na miarę możliwościi skromnych potrzeb.Teraz, ledwie przekroczył próg Magnolii, namierzył wzrokiem piękne damy w kapeluszach, uśmiechnąłsię uwodzicielsko do każdej z osobna, sprawiając, że odtąd miały rywalizować między sobą już nie tylkow kwestii fantazyjnych kapeluszy, po czym kazał sobie podać dobre wino.Na widok syna, Pawła, któryz gniewną miną wszedł do sali zaraz za nim, dawny komendant skrzywił się nieznacznie, domyślając się,że tamten nie przybył tutaj z czystej przyjemności.Młodszy Miśkiewicz usiadł przy barze, gestem podziękował za piwo, tłumacząc, że jeszcze jest nasłużbie, rozejrzał się chmurnym wzrokiem dookoła, zamknął z impetem okno, w które z zewnątrz wsadziłswą pospolitą gębę Zenek Jaszczuk, jeszcze raz się rozejrzał, zerknął na zegarek i poprosił o piwo, bowłaśnie skończył się jego dyżur. Co tu się, kurwa, wyprawia na okrągło w tej Magnolii, to niech skonam, nie wiem. Jak się, baranie, odzywasz przy damach? skarcił go starszy Miśkiewicz.Damy, w osobach Józefiny i Beli Marko, bo ani Doris, ani Lucyna nie rościły sobie do podobnegotytułu żadnych pretensji, spłonęły rumieńcem.Popatrzyły na siebie krytycznie, poprawiając nieziemskiekapelusze.Potem przyszła Doris z dzieckiem, podała małą Lucynie, która i tak nie wiedziała, w co ręce włożyć,rozejrzała się i klasnęła w dłonie. Pięknie tu! zawołała, po czym dodała z niejakim smutkiem: Ale inaczej.Tuż za Doris wślizgnął się jej paskudny pies Absurd.Kłapnął uślinionym pyskiem, rozejrzał sięi uwalił na granicy holu i przedsionka.Doris przesunęła tęsknym wzrokiem po ścianach, gdzie jeszczedwa lata temu wisiały obrazy, które namalowała po śmierci Filipa Spalskiego, potem usiadła na wysokimstołku przy barze i zaczęła rozmawiać z Danem.Lucyna, z dzieckiem na ręku, zrobiła jej kawę, podała kawałek szarlotki, którą upiekła z rana dlaswoich córek, i widząc, jak jest zajęta rozmową, posadziła w końcu Marysię na podłodze.Absurdczujnie przyczołgał się do dziewczynki, a gdy ta zaczęła raczkować, nie odstępował jej na krok, pilnując,by małej kto nie nadepnął, i cierpliwie nadstawiał uszu (w tym jedno naderwane), które co jakiś czas,piszcząc z radości, tarmosiła.Gdy jakiś czas pózniej Tuśka wróciła do Magnolii, było tam gwarno i wesoło.Józefina i Bela Markoopowiadały dawnemu komendantowi o podróżach swego życia, przekrzykując jedna drugą, a obie razemmuzykę.Stary Miśkiewicz, rozparty na kanapie, obejmował plecy obu pań, słuchając piąte przezdziesiąte, co mu tam nad uchem gadały.Wodził wzrokiem za synem, który najpierw opieprzył Dana zanielegalne użycie broni palnej, bo ten nie miał pozwolenia, a potem telefonicznie Cześkę Gawlińską, żewymienioną broń beztrosko niezabezpieczoną pozostawiła.A gdy usiłował się wtrącić, syn,wyprowadzony z równowagi, wrzasnął: Nie wtrącaj się, ojciec! Wszystko tu było i jest porąbane.Nie wierzysz, to sobie tej wariatkiposłuchaj.Włączył telefon na głośnomówiący, zniecierpliwionym gestem pokazał Jaszczukowi, żeby ściszyłmuzykę, co ten niezwłocznie uczynił, i wszyscy usłyszeli, jak Gawlińska swą beztroskę tłumaczy. A co mnie obchodzi zaczęła donośnym głosem co tam się pod moją nieobecność wyprawia, niechsię wyprawia, co chce, ja mam inne sprawy na głowie i tyle mam do powiedzenia, a ty, Paweł, wez mnienie strasz, bo ja strachliwa nie jestem.Pistolet zawsze trzymałam w nocy pod poduszką, a na dzieńzamykałam w szafie pancernej na korytarzu, razem z przepisem babki Klary na racuchy, który kiedyśzamierzałam wykorzystać, to nie wiem, skąd się nagle wziął pod szafką na buty.No, może mi upadł, jaksię po coś schylałam, a tam akurat miękka wykładzina, to mogłam nie usłyszeć, normalna sprawa.Sos misię zaraz przypali, jak będę stać i gadać z tobą nie wiadomo o czym.Doris mi daj do telefonu, jakskończyłeś, bo ja skończyłam.Paweł Miśkiewicz z wymowną miną podał aparat Doris, a ta wyłączyła głośnik i oddaliła sięz komórką na werandę.Tam, przechadzając się, rozmawiała z Gawlińską.Co jakiś czas spoglądała nakręcącą się po sali Tuśkę, a gdy zobaczyła Olgę Gorzelak, która weszła do sali z koszem jajek,przywołała ją ręką, oddała tamtej telefon komendanta i wróciła do baru.Olga tak samo przechadzała się po werandzie z komórką komendanta przy uchu, zerkając to na Tuśkę, tona Marysię, raczkującą po podłodze, uczepioną ogona Absurda.Ucieszyła się bardzo, gdy zobaczyła, żeweterynarz pomógł jej mężowi, Adamowi, wjechać wózkiem do Magnolii, a jeszcze bardziej, gdy obajwzięli sobie piwo i oddalili się z nim w kąt, pogrążeni w rozmowie.Długo nie pogadali, bo na widok Misi Zacharskiej, razno wkraczającej do Magnolii, Andrzejowiodechciało się rozmawiać.Zawiesił łakomy wzrok na długich, opalonych nogach dziewczyny i jejzgrabnej pupie, ledwo zakrytej kawałkiem materiału.Misia, jak tylko zobaczyła ukochanego, zadrżała,pogłośniła przyciszoną niedawno muzykę, chwyciła Andrzeja za rękę i przyciągnęła do siebie, kładącgłowę na jego piersi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]