[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno by się w nim było zrelaksować, czytając gazetę i paląc fajkę.A jednak wolałem go od abstrakcyjnego pomieszczenia, jakie stworzyła Clemency na górze.Wolałem buduar od teatru na wolnym powietrzu.Clemency rozejrzała się dokoła.- To scena, na której Magda gra.Przed chwilą odbył się akt drugi: rodzinne konklawe.Magda to zaaranżowała.A przecież nie było w ogóle o czym dyskutować.Sprawa jest zamknięta.W jej głowie nie było smutku.Raczej satysfakcja.Zauważy­ła moje zdziwione spojrzenie.- Och, czy nie rozumiesz? - zapytała niecierpliwie.- Jes­teśmy wreszcie wolnil Nie rozumiesz, że Roger cierpiał.był absolutnie nieszczęśliwy przez całe lata.Nigdy nie miał zdol­ności do interesów.Lubi konie, krowy i grzebanie w ziemi.Ale uwielbiał ojca.jak oni wszyscy.To właśnie było złe w tym domu.Nadmiar rodziny.Nie znaczy to, że staruszek był tyra­nem.Nie był.Dał im pieniądze.I wolność.Uwielbiał ich.A oni jego.- Czy jest w tym coś złego?- Według mnie, tak.Myślę, że kiedy dzieci dorastają, nale­ży usunąć się w cień, zmusić je, by o nas zapomniały.- Zmusić? To dość drastyczne.Przymus nie jest dobrym rozwiązaniem.- Gdyby tylko nie robił z siebie takiej osobowości.- Nie można tworzyć swojej osobowości - zauważyłem.-On miał osobowość.- Zbyt przytłaczającą jak dla Rogera.Roger się do niego modlił.Pragnął robić wszystko, czego chciał od niego ojciec, pragnął spełniać jego wszystkie oczekiwania.I nie potrafił.Ojciec dał mu Associated Catering, swoją dumę i radość, a Ro­ger próbował kontynuować jego pracę, ale nie miał zdolności.W sprawach biznesu jest.tak, powiem to wprost., głupcem.To go załamało.Cierpiał przez całe lata.Walczył, widział, że firma się stacza, miewał cudowne „pomysły” i „plany”, które tylko wszystko pogarszały.To okropne czuć rok po roku, że zawodzi się czyjeś nadzieje.Nie masz pojęcia, jaki on był nieszczęśliwy.- Odwróciła się do mnie twarzą.- Myślałeś, a nawet zasugerowałeś policji, że Roger mógłby zabić ojca.dla pieniędzy! Nie wiesz, jakie to śmieszne.- Teraz już wiem - przyznałem pokornie.- Kiedy Roger zrozumiał, że nic już nie powstrzyma kra­chu, poczuł ulgę.Naprawdę.Martwił się tylko tym, że ojciec się dowie, niczym więcej.Z radością patrzył w przyszłość i na­sze nowe życie.Jej twarz lekko zadrżała, a głos złagodniał.- Gdzie się wybieraliście? - zapytałem.- Na Barbados.Mój daleki kuzyn zmarł niedawno i zosta­wił mi tam maleńką posiadłość.Och, nic wielkiego, ale mieliśmy dokąd pójść.Bylibyśmy rozpaczliwie biedni, ale wystarczyłoby nam na życie.Samo życie kosztuje niewiele.Bylibyśmy jednak wreszcie sami, szczęśliwi, z dala od nich wszystkich.Westchnęła.- Roger jest śmieszny.Martwił się, że będę biedna Przypu­szczam, że wciąż ma ten sam, typowy dla Leonidesów stosunek do pieniędzy.Z moim pierwszy mężem żyliśmy bardzo bied­nie, szczególnie tuż przed jego śmiercią.Roger sądzi, że byłam odważna i wspaniała! Nie rozumie, że byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa! Od tego czasu nigdy nie byłam taka szczę­śliwa.A przecież nigdy nie kochałam Richarda tak, jak kocham Rogera.Było to bardzo intymne wyznanie, a wypowiedziane zostało z taką żarliwością, że ani przez moment nie wątpiłem w pra­wdziwość jej uczuć.Clemency przymknęła na chwilę oczy, a kiedy je otworzyła, spojrzała na mnie i powiedziała:- Nigdy nie zabiłabym nikogo dla pieniędzy.Nie lubię pieniędzy.Byłem pewien, że mówi to, co myśli.Clemency Leonides była jedną z tych rzadkich osób, do których, pieniądze nie przemawiają.Nie lubiła luksusu, wolała surowość.Ale mogła pragnąć czegoś innego.- Możliwe, że nie pożądasz pieniędzy dla siebie - powie­działem - ale kiedy mądrze się nimi rozporządza, mogą przy­nieść wiele dobrego.Na przykład można stworzyć fundację na jakieś badania.Podejrzewałem, że Clemency jest fanatycznie oddana swej pracy, ale ona odpowiedziała po prostu:- Nie wierzę, że to pomaga.Zwykle przeszkadza.Do wiel­kich odkryć potrzebny jest entuzjazm i naturalna wizja.Kosztowne wyposażenie, szkolenie i eksperymenty nigdy nie przynoszą oczekiwanych efektów.Dostają się zwykle w nie­właściwe ręce.- Czy nie będzie ci żal porzucić pracy, kiedy udacie się na Barbados? - zapytałem.- Zakładam, że nadal się tam wybiera­cie.- O tak, kiedy tylko policja nam pozwoli.Nie, nie będzie mi żal pracy.Dlaczego miałoby być? Nie lubię siedzieć bezczyn­nie, to prawda, ale nie będę bezczynna na Barbados [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •