[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostawiłem samochód narestauracyjnym parkingu i wolnym krokiem przeszedłem nad wodę, gdzie ludziekarmili ptaki.Nie zauważyłem nikogo podobnego do Lucy.W każdym razie nikogo z gar-denią.Rzuciłem okiem na jezioro, na raczkujących wioślarzy, i odwróciłem się,by wrócić do restauracji.Przed restauracją, na ławce, siedział sobie facet.Kolorjego skóry kojarzył mi się nieodparcie z kolorem piasku.Siedział i wachlował siękapeluszem.W klapie miał białą gardenię.Podszedłem do ławki i usiadłem obok niego. Lucy.?Obrócił się i spojrzał na mnie zadziwiająco nagimi oczami. Lucy! Lucy!  zawołał jadowicie. Od czasu tej ruskiej operacjiw Szwajcarii, podczas wojny, naszej bezpiece odbiło na punkcie imienia Lucy. Nałożył kapelusz. Wiem, kim pan jest.Ja nazywam się Mackintosh. Miło mi pana poznać  powiedziałem oficjalnie.Obrzucił jeziorko taksu-jącym spojrzeniem. Gdybym był jakimś stukniętym agentem służb specjalnych, zapropono-wałbym łódkę i wypłynęlibyśmy na środek jeziora, żeby sobie pogadać na osob-ności.Ale to oczywiście bzdura.Proponuję zatem, żebyśmy zjedli tu wczesnyobiad.W restauracji jest równie bezpiecznie  o ile nie zaczniemy wrzeszczeć a przy tym będzie nam o wiele wygodniej.Tym sposobem nie zrobię z siebiedurnia w łódce.90  Pasuje  odparłem. Zjadłem dzisiaj kiepskie śniadanie.Wstał, wyjął z klapy gardenię i wyrzucił ją do najbliższego kosza na śmiecie. Nigdy nie pojmę, skąd bierze się to fetyszyzowanie organów płciowychtych biednych warzyw  powiedział. Chodzmy już.Znalezliśmy sobie stolik w rogu odkrytego tarasu, gdzie opleciona winem al-tanka chroniła nas przed rozpalonym słońcem.Mackintosh rozejrzał się wokółi powiedział z uznaniem: Sympatyczne miejsce.Wy, Afrykanerzy, wiecie, jak żyć wygodnie. Jeśli wie pan, kim jestem, wie pan również, że nie jestem Afrykanerem. Oczywiście  przyznał i wyjął z kieszeni notes. Zobaczmy no.Jest,proszę.Owen Edward Stannard.Urodzony w roku 1934 w Hongkongu.Kształ-cił się w Australii. Tu wyrecytował całą litanię szkół. Na uniwersyteciespecjalizował się w językach orientalnych.Jeszcze w czasie studiów zwerbowa-ny do pracy w komórce, której nazwy lepiej głośno nie wymieniać.Jako agentdziałał w Kambodży, Wietnamie, Malezji i Indonezji, pod różnymi nazwiskami,oczywiście.W Indonezji, podczas przewrotu, który obalił Sukarna, schwytanyi zdemaskowany. Oderwał wzrok od notatek. Domyślam się, że przeżył pantam istne piekło.Uśmiechnąłem się. Nie mam żadnych blizn. To była prawda, bo widocznych blizn nie mam. Uff!  westchnął i wrócił do zapisków. Uznano, że na Dalekim Wscho-dzie jest pan skończony.Wyciągnięto pana stamtąd i siedem lat temu przeniesionodo RPA, na przeczekanie. Zamknął z trzaskiem notes i włożył go do kiesze-ni. W każdym razie było to jeszcze wtedy, gdy RPA należała do WspólnotyBrytyjskiej. Zgadza się  przyznałem. Nasi szefowie nie należą do ludzi nazbyt ufnych, co? W każdym razie zna-lazł się pan czasowo w odstawce.Nic pan nie mówi, nic pan nie robi, dopóki pananie zawezwą, tak? Tak. Pokiwał palcem. Pan daruje tę małą powtórkę, aleja jestem z innego wydziału.Wiesz pan, robota służb specjalnych przypomina mioperę komiczną, więc chciałem się upewnić, czy wszystko dobrze zrozumiałem. Dobrze pan zrozumiał.W tym miejscu przerwaliśmy poważne debaty, bowiem zjawił się kelner.Za-życzyłem sobie langustę, bo w końcu nieczęsto ktoś stawiał mi obiad.Mackintoshzamówił coś z sałatką.Zgodziliśmy się na wspólną butelkę wina.Gdy dania wjechały na stół i można już było spokojnie rozmawiać, Mackin-tosh powiedział: Teraz mam bardzo ważne pytanie.Czy jest pan tu znany policji, bądz orga-nom bezpieczeństwa? Nie.W każdym razie nic mi o tym nie wiadomo  oświadczyłem.Myślę, że dobrze się tu zadekowałem.91  A więc nie miał pan żadnego wyroku sądowego? Nie. A jakieś sprawy cywilne? Zastanowiłem się. Czy ja wiem.Takie zupełnie zwykłe.Kilka mandatów za parkowanie.Aha, i parę lat temu miałem prawną utarczkę z facetem, który był mi winien pie-niądze.Skończyło się na rozprawie w sądzie. Kto wygrał? On, niech go szlag trafi!  Poniosło mnie.Mackintosh uśmiechnął się. Czytałem pański życiorys, więc o większości tych spraw wiem.Chciałemtylko sprawdzić pańską reakcję.Zatem można uznać, że jeśli idzie o miejscowegliny, pana konto jest czyste, tak? Tak. Kiwnąłem głową. Dobra nasza  stwierdził. Bo wie pan, będzie pan współpracował z tu-tejszą policją, a gdyby zwęszyli, że przywiezli tu pana w teczce z Anglii, w życiunam by się to nie udało.Jakoś mi się nie wydaje, żeby w takiej sytuacji chcieliz nami współdziałać. Skubnął liść sałaty. Czy pan był kiedyś w Anglii? Nigdy  odparłem i zawahałem się. Powinien pan wiedzieć że w swo-ją nową tożsamość wmontowałem trochę akcentów antybrytyjskich.Tutaj to zu-pełnie normalne, nawet wśród ludzi posługujących się angielskim.Ta tendencjanasiliła się zwłaszcza po tym, co stało się w Rodezji.W tych okolicznościachspędzanie wakacji w Anglii uznałem za rzecz nierozważną. Zapomnijmy na chwilę o pańskiej przykrywce  rzekł Mackintosh.Jeśli uznam za konieczne, zmienimy ją panu.Tak, mam takie pełnomocnictwa.Robotę, jaką panu przeznaczyłem, trzeba wykonać w Anglii.To dziwne.Całe dorosłe życie spędziłem w służbie dla Wielkiej Brytanii, a ni-gdy tam nie byłem. To mi się podoba  oznajmiłem. Niewykluczone, że zmieni pan zdanie, kiedy się pan dowie, na czym tarobota ma polegać  rzekł ponuro i skosztował wina. Bardzo dobre  stwier-dził z uznaniem  choć odrobinkę kwaśne. Odstawił kieliszek. Co pan wieo brytyjskim więziennictwie? Nic. Dam panu do poczytania kopię Raportu Mountbattena.Przekona się pan,że to fascynująca lektura.Ale już teraz powiem panu w czym rzecz.Lord Mo-untbatten stwierdził, że w naszych więzieniach jest tyle dziur, co w szwajcarskimserze.Czy wie pan, ile mamy ucieczek rocznie? Nie.Kilka lat temu pisali o tym w gazetach, ale nie czytałem uważnie. Ponad pięćset.Jeśli wypadnie ich mniej, uznaje się, że rok był dobry.Natu-ralnie, większość uciekinierów wkrótce znów wpada w sidła, ale niewielki procentwięzniów znika na dobre.I ten właśnie procent rośnie.Dość kłopotliwa sytuacja.92  Hmm, no chyba tak. Nie chwytałem, do czego zmierza, bo to, o czymmówił, nie miało żadnego związku ze mną.Mackintosh nie należał do ludzi, którzy by przeoczyli najdrobniejszą zmia-nę tonu w głosie rozmówcy.Spojrzał mi prosto w oczy i rzekł cicho  Mamw nosie, ilu morderców, gwałcicieli, maniakalnych zabójców czy zwykłych zło-dziejaszków nawiewa z mamra.To zmartwienie służb więziennych i policji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •