[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Meum est propositum in taberna moriut sint vina proxima morientis ori;Tunc cantabunt letius angelorum chori:Sit Deus propitius huic potatori!32Buko von Krossig upijał się brzydko.Z każdym kielichem stawał się pa-radoksalnie coraz bardziej trzezwy, z toastu na toast robił się coraz bardziejponury, mroczny i znowu paradoksalnie bledszy.Siedział zasępiony, ści-skając w dłoni swój mszalny kielich, nie spuszczając z Szarleja przymrużonychoczu.Kuno Wittram walił o stół kubkiem, Notker Weyrach rękojeścią mizerykordii.Woldan z Osin kołysał zabandażowaną głową, bełkotał.Rymbaba i de Tresckowryczeli.Bibit hera, bibit herus,bibit miles, bibit clerus,bibit ille, bibit illa,bibit servus cum ancilla,bibit velox, bibit piger,33bibit albus, bibit niger. Hoc! Hoc! Buko, bracie! Paszko zatoczył się, objął Buka za szyję, mocząc wąsami. Przepijam do cię! Weselmy się! Toć to moje, kurde, z Bibersteinówną zrękowi-ny.Udała mi się! To i niebawem, jak mi honor luby, zaproszę do siebie na wesele,a skoro i na chrzciny, dopieróż zahulamy!Ej, wiwat, wiwat, ten miły kołek34Który się zmieścić zdoła w podołek. Bądz czujny syknął do Reynevana Szarlej, bezbłędnie wykorzystującsposobność. Zdaje się, że przyjdzie nam głowy unosić. Wiem odszepnął Reynevan. W razie czego bierz z Samsonem nogiza pas.Na mnie się nie oglądaj.Ja muszę po dziewczynę.Do wieży.Buko odepchnął Rymbabę, ale Paszko nie rezygnował. Nie turbuj się, Buko! Cóż, prawa była pani Formoza, dałeś rzyci, Biberste-ina córę porywając.Aliści jam cię z kłopotów wybawił.Ninie moja to narzeczona,329wkrótce małżona, rzecz załatwiona! Ha, ha, alem zrymował, kurde, jak jaki poeta.Buko! Pijmy! Weselmy się, hoc, hoc! Ej wiwat, wiwat, ten miły kołek.Buko odepchnął go. Znam cię powiedział do Szarleja. Już w Kromolinie tak myślałem,teraz już pewien jestem i miejsca, i czasu.Choć franciszkański wonczas habit nagrzbiecie miałeś, poznaję twą gębę, wspomniałem, gdziem cię widział.Na wro-cławskim rynku, w roku osiemnastym, w tamten pamiętny lipcowy poniedziałek.Szarlej nie odpowiedział, śmiało patrząc wprost w zmrużone oczy raubrittera.Buko obrócił w dłoniach swój kielich mszalny. A ty zwrócił złe oczy ku Reynevanowi Hagenau, czy jak tam cięprawdziwie zwać, diabli wiedzą, ktoś jest, może też mnich i księży bękart, możecię pan Jan Biberstein również za bunty i sedycje do turmy na Stolzu wsadził.W drodze miałem cię w podejrzeniu.Baczyłem, jak na dziewkę spoglądasz, du-małem, okazji wypatrujesz, by się na Bibersteinie zemścić, jego córę pod żebrożgnąć.No, ale twoja zemsta, a moje pięćset grzywien, miałem cię na oku, nimbyś, bratku, kozika dobył, głowy byś na karku nie znalazł. Teraz zaś cedził słowa raubritter patrzę na twą gębę i dumam, a możesię myliłem? Może tyś wcale na nią nie dybał, może to afekt? Może ty ją ratowaćchcesz, spod ręki mi porwać? Tak sobie dumam i złość we mnie roście, za jakiegożty durnia masz Buka von Krossig.I aż mnie trzęsie, by ci grdykę przerżnąć.Alesię hamuję.Chwilowo. Może by tak w głosie Szarleja był absolutny spokój. Może by takskończyć na dziś? Dzień obfitował w męczące atrakcje, wszyscy to w kościachczują, ot, proszę spojrzeć, tam pan Woldan usnął już z licem w sosie.Proponujędalsze dyskusje odłożyć ad cras. Niczego warknął Buko nie będzie się odkładać ad cras.Koniec ucztyja ogłoszę, gdy czas przyjdzie.Ninie pij, mniszy synu, bękarcie, kiedyć nalewają.I ty pij, Hagenau.Wiecie to, azali nie ostatnia to wasza wypitka? Na Węgry drogadługa i hazardowna.Kto wie, czy dojedziecie? Wszak mówią: nie wiadomo człekuranie, co mu się wieczorem stanie. Zwłaszcza dodał zjadliwie Notker Weyrach że pan Biberstein pewnierozesłał konnych po drogach.O córkę porwaną strasznie musi być na porywaczycięty. Nie uważaliście beknął Paszko Rymbaba com rzekł? Furda Biberste-in.Przecie ja się z jego córką żenię.Przecie. Milcz przerwał mu Weyrach. Pijanyś.Znalezliśmy z Bukiem lepszekwestii rozwiązanie, lepszy i prostszy na Bibersteina sposób.Tedy się nam tuz twoim żenidłem nie pchaj.Niepotrzebne zgoła. Ale ona udała mi się.Zrękowiny.I pokładziny.Ej, wiwat, wiwat,ten miły. Zawrzyj gębę.330Szarlej oderwał wzrok od oczu Buka, spojrzał na de Tresckowa. Czy pan, panie Tassilo spytał spokojnie pochwala plan kompanów?Również ma go za przedni? Tak odrzekł po chwili milczenia de Tresckow. Jakkolwiek mi przy-kro, za taki go mam.Ale takie jest życie.Wasz pech, że tak udatnie pasujecie dołamigłówki. Udatnie, udatnie wpadł w słowo Buko von Krossig. Jeszcze jak udat-nie.Z tych, co udział w napadzie wzięli, owych najsnadniej rozpoznają, co bylibez przyłbic.Pana Szarleja.Pana Hagenaua, co tak chwacko porwaną kolebkąpowoził.A wasz pachoł wyrwidąb też nie z tych, co to się zapomnieć dają.Roz-poznają tę gębę, ha, nawet u trupa.Wszystkich, nawiasem, będą rozpoznawać jakotrupy.Wyda się, kto na orszak napadł.Kto Bibersteinównę uprowadził. I kto ją zamordował? dokończył spokojnie Szarlej. I zgwałcił uśmiechnął się obleśnie Weyrach. Nie zapominajmyo zgwałceniu.Reynevan zerwał się z ławy, ale natychmiast siadł, przyduszony ciężkim ra-mieniem de Tresckowa.W tym samym momencie Kuno Wittram schwycił Szar-leja za barki, a Buko przyłożył demerytowi mizerykordię do gardła. Godzi się to tak? bąknął Rymbaba. Oni nam wonczas na ratunek. Tak trza uciął Weyrach. Wez miecz.Po szyi demeryta pociekła spod ostrza sztyletu strużka krwi.Mimo tego głosSzarleja był spokojny. Nie powiedzie się wasz plan.Nikt wam nie uwierzy. Uwierzą, uwierzą zapewnił Weyrach. Zadziwiłbyś się, w co ludziewierzą. Biberstein nie da się wyprowadzić w pole.Położycie głowy. A co ty mnie straszysz, mniszy synu? Buko pochylił się nad Szarle-jem. Kiedy tobie samemu świtu nie dożyć? Biberstein, mówisz, nie uwierzy?Może.Położę głowę? Wola boska.Ale wam i tak gardła poderżnę.Choćby dlagaudium, jak mawia skurwysyn Sagar.Ciebie, Hagenau, właśnie już choćby poto zakatrupię, by Sagara pognębić, boś mu konfrater, też czarownik.A względemciebie, Szarlej, niech się to zwie sprawiedliwością.Dziejową.Za Wrocław, za rokosiemnasty.Dali inni hersztowie buntu głowy katu na wrocławskim rynku, ty daszgłowę na Bodaku.Bękarcie. Drugi raz nazwałeś mnie bękartem, Buko. Nazwę i trzeci.Bękart! I co mi zrobisz?Szarlej nie zdążył odpowiedzieć.Z hukiem otwarły się drzwi i wszedł Huber-cik.Dokładniej, wszedł Samson Miodek.Otworzywszy sobie drzwi Hubercikiem.Wśród zupełnej ciszy, w której słychać było pohukiwanie latającego wokółwieży puszczyka, Samson dzwignął wyżej niesionego za kołnierz i spodnie gierm-331ka.I rzucił go pod nogi Buka.Hubercik jęknął rozdzierająco w kontakcie z pod-łogą. Ten osobnik przemówił wśród ciszy Samson usiłował udusić mniew stajni lejcami.Twierdzi, że na pański rozkaz, panie von Krossig.Czy zechcepan mi to wyjaśnić?Buko nie zechciał. Zabić go! wrzasnął. Zabić skurwego syna! Bij!Szarlej wężowym ruchem wyzwolił się z chwytu Wittrama, łokciem uderzyłw gardło de Tresckowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]