[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystko ukartowali.Opowiedzieli nam kupę bzdur.Mówili, żew ich kierunku szło dwóch mężczyzn, żeby uwiarygodnić to, że niestawili oporu.Teraz jest jasne, że nie próbowali się opierać.Grali rolew tej sztuce.Jorgensen po prostu siedział i przyglądał się, jak jegokompan dostaje w łeb.- To dlaczego gaz łzawiący specjalnie mu nie zaszkodził?- Bo był na niego przygotowany - odparł natychmiast Dermott.- Jeżeli zaciśniesz oczy i wstrzymasz oddech, gaz łzawiący wiele ci niezrobi.Jorgensen musiał wytrzymać tylko kilka sekund, zanim otworzyłdrzwiczki samochodu i wydostał się na świeże powietrze.Proszę po-słuchać, co mówi dziewczyna: kiedy ją wleczono, na drodze nie było jużciał.Wszyscy wstali, zdrowi jak rydze, żeby pomóc załadować pojma-nych do helikoptera.Dopiero kiedy Brinckman i Jorgensen spostrzegliświatła nadjeżdżającego samochodu Johnsona, przybrali z powrotemswoje artystyczne pozy na drodze.Willoughby wymamrotał jakieś przekleństwo.- Chyba ma pan rację - powiedział wolno.- Naprawdę.Ale niemamy przeciwko nim choćby strzępu konkretnego dowodu.- Czy nie można by wymyślić jakiegoś sposobu, żeby ich oskarżyći wsadzić do aresztu tymczasowego? - spytał z nadzieją Dermott.- Nie.- Szkoda.Lepiej bym spał przez resztę nocy.W tej sytuacji nie mamjednak zamiaru spać w ogóle.Nie bardzo mam ochotę, żeby mniezamordowano w łóżku.- A cóż to, do diabła, ma znaczyć, kolego? - spytał Brady, mało niezakrztusiwszy się alkoholem.- Nic, tylko przypuszczam, że zechcą mnie wkrótce zamordować.Donalda też.I ciebie.Brady sprawiał wrażenie, jakby miał wybuchnąć, ale nic nie powie-dział.- Każde słowo wypowiedziane przez ciebie przed chwilą w hallubyło kolejnym gwoździem do twojej trumny - powiedział Dermottlekko zgryźliwym tonem i zwrócił się do Willoughby'ego.- Czymógłby pan wystawić dziś straż przed domem pana Shore'a?- Oczywiście, ale dlaczego?- To proste.Pan Brady, niestety, wygadał się, że chce mieć kopieodcisków palców znalezionych w ukradzionej ciężarówce.Brinckmani Jorgensen wiedzą, że poprosiliśmy Edmonton o odciski palców, któremogą się okazać obciążające.Odkryją, jeżeli już nie odkryli, że kopieodcisków palców, które zdjęliśmy wcześniej, znajdują się w kasiepancernej w domu pana Shore'a.- A co im przyjdzie z tych odbitek? - spytał poirytowany Brady.- Oryginały są w komendzie głównej policji w Edmonton.- A jak daleko, twoim zdaniem, sięga ta zaraza? - spytał Dermott.- Nawet jeżeli oryginały tam są, to nie na wiele się przydadzą, jeżeliktoś przepuści je przez maszynkę do rwania papieru.- Nie widzę problemu - rzekł Willoughby.- Zdejmiemy odciskipalców jeszcze raz.146- Na jakiej podstawie? Podejrzeń? Wystarczy średnio kompetentnyprawnik, żeby to miasto musiało sobie poszukać nowego szefa policji.Z miejsca odmówią.I co wtedy?- Powiedziałoby się im, zgodnie z prawdą, że jest to warunek pracyw Sanmobilu.- W ten sposób spowoduje pan masowe wymówienia.I co potem?Willoughby nie odpowiedział.- To ja też działałem na naszą zgubę? - wtrącił się do rozmowyMackenzie.- Tak.Powiedziałeś, że porywacze musieli dostać cynk z Sanmobilu,kiedy oczekiwać Reynoldsa.Miałeś oczywiście rację.Ale Brinckmani Jorgensen na pewno pomyśleli, że uważasz, że to oni przekazali tęwiadomość.Być może myślą nawet, że jesteśmy w stanie ustalić, że tooni dzwonili, chociaż rozmowy telefoniczne z kopalni nie są zazwyczajna podsłuchu.- Bardzo mi przykro - powiedział Mackenzie, poruszając się nie-spokojnie na krześle.- Wielka szkoda.Ale co się stało, to się nie odstanie.Publicznewymówki wobec ciebie i szefa nic by nie dały.Zadzwonił telefon.Siedzący najbliżej niego Dermott podniósł słucha-wkę i przez chwilę słuchał.- Chwileczkę - powiedział.- Zdaje się, że powinien pan roz-mawiać z panem Shore'em.Właśnie tu jest.Przekazał słuchawkę Shore'owi i przysłuchiwał się obojętnie jegoodpowiedziom prawie bez wyjątku nic nie mówiącym mruknięciom.Shore'owi tak bardzo trzęsła się ręka, że dopiero kiedy odłożył słu-chawkę, telefon przestał drgać.Twarz mu pobladła.- Postrzelili Grigsona - wysapał.- Jakiego Grigsona? - spytał szybko Brady.- Prezesa Sanmobilu.Rozdział trzynastyLekarz policyjny, młody człowiek nazwiskiem Saunders, wyprostowałsię i spojrzał na nieprzytomnego mężczyznę leżącego na stosie koców.- Na pewno się z tego wyliże, ale teraz nic więcej nie mogę zrobić.Potrzebny jest chirurg ortopeda.- Kiedy będę mógł go przesłuchać? - spytał Brady.- Po środku, jaki mu dałem, odzyska przytomność za kilka godzin.- Nie mógł pan trochę z tym poczekać?Doktor Saunders spojrzał na Brady'ego z wyraźną niechęcią.- Mam nadzieję, że nigdy nie będzie pan miał roztrzaskanego barkui pogruchotanego ramienia.Pan Grigson konał z bólu.Nie pozwoli_bymna wypytywanie go, nawet gdyby był przytomny.Brady mruknął coś na temat lekarzy dyktatorów i spojrzał na Shore'a.- A co, u licha, ten Grigson tu w ogóle robił? - spytał ze złością.- No wie pan, panie Brady, pan Grigson ma większe prawo być tutajniż pan, ja i reszta razem wzięci - powiedział zaskoczony i roz-gniewany Shore.- Sanmobil jest zrealizowanym marzeniem jednegojedynego człowieka, który tu leży, przed panem.Zabrało mu dziewięćlat, żeby wcielić w życie to marzenie, i przez cały czas musiał o niewalczyć.Jest prezesem.Rozumie pan? Pre-ze-sem.- Kiedy przyjechał? - spytał pojednawczo Mackenzie.- Wczoraj po południu.Przyleciał z Europy.Mackenzie skinął głową i rozejrzał się po gabinecie Reynoldsa.Niebył to mały pokój, ale panował w nim tłok.Oprócz niego, Brady'ego,Shore'a, doktora Saundersa i nieprzytomnnego Grigsona był tu równieżWilloughby i dwóch młodych mężczyzn, którym najwyraźniej bardzoniedawno mocno się dostało.Jeden miał zabandażowane czoło, a drugirękę od przegubu do łokcia.Do niego właśnie - nazywał się SteveDawson - zwrócił się Mackenzie.- Dowodził pan nocną zmianą?- Pozornie.Dzisiaj nie było nocnej zmiany.Kopalnia stoi.-- Wiem.Więc ilu tu was dzisiaj było oprócz pana?-- Tylko sześciu - odparł Dawson i zerknął na leżącego.- PanGrigson spał w swoim pokoju, który jest w tym korytarzu.Był jeszczeHazlitt -- zastępca szefa nocnej zmiany -- i czterech strażników roz-stawionych po całym terenie kopalni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •