[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.44Jął mu tedy Frojka tłumaczyć, że jego klientów to nie dotyczy, że spłonął tylko dobyteknajuboższej ludności.Ale szkoda słów, skoro tamten nie słucha.Biega po pokoju jak opętanyi w kółko powtarza: Ach, ja nieszczęsny! Czeka mnie nędza! Nie mówcie teraz do mnie! Zabiliście mnie tąwiadomością! Nie przeżyję tego ciosu!Czekamy, czekamy.Potem wstajemy, żegnamy się: Do widzenia, reb Joel!Gdyśmy opuścili mieszkanie bogacza, rzekł do nas Frojka Szajgec: Słuchajcie, %7łydzi! Jakem Froim Kac, przysięgam wam, że wyciągnę z tego sknery setkęrubli na pogorzelców. Co mówisz, Froimku, oszalałeś? Nie oszalałem, a pieniądze wam przyniosę.Znacie mnie jestem Frojka Kac.Niech i tak będzie.Posłuchaj pan dalej.W kilka dni pózniej jechał nasz bogacz do Tołczyna na jarmark, a jego lokator Kompanie-wicz jechał również tym samym pociągiem i nawet w tym samym wagonie.Rozmowa, gwar,jak zwykle w pociągu.Joel Taszkier siedział przy oknie, w kąciku, i zerkał jednym okiem doświętej księgi.Cóż on ma wspólnego z tymi pasażerami? A szczególnie z tym hultajem Kompaniewi-czem, którego golonej gęby nienawidzi.A właśnie, jakby na złość, usiadł ów Kompaniewicznaprzeciw niego i milczy. Mój Boże myśli Joel. Jak pozbyć się tego heretyka? Przejść dodrugiej klasy? Szkoda pieniędzy.Pozostać i patrzeć na tę zakazaną mordę i bękarcie śle-pia?.Na szczęście, Bóg zdziałał cud i na pierwszej stacji zesłał mu znajomego, a był nim FroimSzajgec.Joel Taszkier odetchnął swobodniej, jakby wlazł w nową skórę.Można będzie poga-dać z człowiekiem. Dokąd to jedziecie? A wy dokąd?I potoczyła się rozmowa.O czym? To i owo, i tamto.W końcu przeszli na ulubiony tematJoela: dzieci w dzisiejszych czasach.Puste głowy, rozpustne dziewczęta, samowola.FroimSzajgec odgrzewał stare historie: o tym, jak to czyjaś synowa uciekła z oficerem, jak pewienmłodzieniec w dwóch miastach pojął dwie żony.O chłopcu, który nie chciał wkładać tefilin12,a gdy ojciec go ukarał pobił rodzonego ojca. Słyszeliście? Zbił własnego ojca!W wagonie powstał gwar: wszyscy byli oburzeni, a najwięcej Joel Taszkier. Tak, tak, sprawdziły się moje słowa! Powiedziałem! Rozprzężenie obyczajów! Dzieciżydowskie nie chcą się modlić! Nie chcą nakładać tefilin. Mniejsza o tefilin odezwał się nagle Kompaniewicz, który dotychczas milczał. Tefi-lin mogą sobie nakładać lub nie, jak im się żywnie podoba.Ale nie o to chodzi.Bardziej mizależy na cyces.To mnie szczególnie oburza, że nasza młodzież wcale ich nie nosi.Przyzna-ję, że z tefilin ma się więcej kłopotu.Trzeba je nakładać i zdejmować.Ale cóż to szkodzi no-sić cyces gdzieś tam pod koszulą?Tymi słowy przemówił ów bezbożnik Kompaniewicz, a powiedział to tak spokojnie i po-woli, że Joel Taszkier osłupiał ze zdumienia.Gdyby w tej chwili uderzył piorun lub pociąg sięwykoleił, byłby mniej zaskoczony.Cóż to? Czy nadeszły czasy Mesjasza? Ten świniożercamówi o cyces?!I Taszkier odezwał się nie do Kompaniewicza, lecz do Frojki:12Tefilin rzemyki z dwoma skórzanymi pudełeczkami zawierającymi fragmenty z Tory,przytwierdzane przez modlących się %7łydów do czoła i do lewego ramienia.45 Jak ci się podoba ten cadyk? Cha, cha, cha.On też mówi o cyces?. A dlaczego nie? odparł Froim udając, że nie zrozumiał, o co chodzi. Czy ten pan niejest %7łydem?.Joela Taszkiera ogarnęła złość.Po pierwsze, co to za pan , a po drugie, z jakiej racji uwa-żać Kompaniewicza za %7łyda? Aadny mi %7łyd! %7łyd, co nastawia samowar w sobotę, %7łyd, cospożywa gotowane potrawy mięsne w postny dzień! %7łyd nie bielący nawet naczyń na Pesach!I taki %7łyd ma śmiałość mówić o cyces! Co z tego? pyta udając naiwniaka Froim. Co ma piernik do wiatraka? Taki %7łyd jakKompaniewicz może robić to wszystko, coście wyliczyli, a jednak jestem pewny, że nosi podkoszulą cyces. Kto? Ten bezbożnik? zawołał Taszkier. Ten hultaj, ten wyrzutek Izraela?!%7łydzi w wagonie umilkli, patrzą na Kompaniewicza, a Kompaniewicz nie puszcza pary zust.Milczał też Frojka.Lecz nagle zerwał się z miejsca jak człowiek, który postanowił zary-zykować: Wiecie co, reb Joel? Jestem zdania, że duszy żydowskiej nie można ocenić.Jeśli %7łyd mó-wi o cyces, to z pewnością sam je nosi.Stawiam sto rubli na pogorzelców i wy też postawcietyle i poprośmy tego pana, aby zechciał rozpiąć marynarkę i pokazać, czy nosi cyces. Słusznie, słusznie! wołają pasażerowie, a w wagonie zaczyna być gwarno i wesoło.%7łydzi rozmawiają i gorączkują się.Tylko Kompaniewicz milczy, obojętny na wszystko, jakgdyby nie o niego tu chodziło.A nasz Joel Taszkier? Zimny pot oblał biedaka.W życiu swym ani razu nie założył sięnawet o dwie kopiejki.I nagle ma się założyć o całe sto rubli? A co będzie, jeśli okaże się, żeten nicpoń nosi istotnie cyces? Zawahał się, lecz pomyślał po chwili: Co tam! Kompanie-wicz? Ten heretyk? Głowę swoją daję, że nie nosi. Szybko rozpina kapotę, wyjmuje sturu-blówkę.Wybrali spośród pasażerów dwóch statecznych %7łydów i złożyli na ich ręce pieniądze.Zwracają się teraz do Kompaniewicza, aby się rozebrał.Ani mu się śni!Kompaniewicz jął się oburzać: Cóż to, uważacie mnie za smarkacza czy za komedianta? %7łądacie, abym się rozebrałwśród białego dnia tu, w wagonie, wobec tylu %7łydów?!.Usłyszawszy to Taszkier aż podskoczył z radości. Aha! rzekł rozpromieniony do Frojki. Kto miał rację? Ja czy ty? O, znam moich są-siadów! I taki %7łyd będzie mi tu gadał o cyces! Cha, cha, cha.Niedobrze.Co począć? Wszyscy %7łydzi w wagonie zwracają się do Kompaniewicza: To przecież ważna rzecz! Niech pan pomyśli: jakkolwiek będzie, sto rubli wpłynie narzecz głodnych, nieszczęśliwych pogorzelców! Dla nieszczęśliwych pogorzelców. pomaga im Joel Taszkier unikając wzroku Kom-paniewicza. %7łydzi leżą tam pod gołym niebem tłumaczą Kompaniewiczowi. Tak dopomaga Taszkier. Leżą pod gołym niebem.Czy to możliwe, aby %7łyd niemiał Boga w sercu?Tędy owędy, z trudem zdołano namówić Kompaniewicza do rozpięcia marynarki, kami-zelki i koszuli.I proszę sobie wyobrazić, co to za typ! Okazało się, że Kompaniewicz nosipod koszulą cyces.I to nie byle jakie! Duże, jak się patrzy, w niebieskie pasy, z podwójnieplecionymi rabinicznymi frędzlami.Cyces nad cycesami!.To tylko potrafi taki kpiarz jak Frojka Szajgec.Zresztą po pewnym czasie wyznał boga-czowi, jakiego mu spłatał figla.Odtąd nie wolno mu się Joelowi pokazywać na oczy.A jednak udało mu się wyciągnąć dla pogorzelców całe sto rubli i od kogo? Od skąpca,liczykrupy, który nigdy jeszcze nie dał jałmużny ani kawałka chleba żebrakowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]