[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydobył z kabury i odbezpieczył swoją “czterdziestkę piątkę”.Odetchnął głęboko, gotowy do ostatniego etapu wspinaczki.Ruszając w górę, wydał zdyszanym głosem kolejny rozkaz:- Wchodzimy.wchodzimy na szczyt.Pójdziecie.Pójdziecie tyralierą.W razie czego wracajcie do mnie i do O’Neala.Nie był pewien, co ich czeka i czy lepiej, żeby oddział pozostał rozciągnięty, czy skupiony wokół swego dowódcy.Podciągnął się w górę lewą, a potem prawą ręką.Jego broń otarła się o skałę.- Do diabła morskiego! - warknął wściekle, ale już był na szczycie wzniesienia.Zaskoczony, ujrzał Rourke’a, Rubensteina i dwóch rannych, półżywych ludzi ściganych przez setkę upiornych postaci, jeszcze straszniejszych od jeńców dostarczonych na pokład łodzi podwodnej.Horda uzbrojona była w noże, strzelby, pistolety i niosła zapalone pochodnie.Do Gundersena dobiegł wyraźny, nieludzko dziki ryk:- Zabić niewiernych!- Dobry Boże! - szepnął komandor.- Chryste.!ROZDZIAŁ XXXIXRourke opuścił rannego żołnierza na ziemię i odwrócił się w kierunku ścigającej ich tłuszczy.W obu rękach trzymał pistolety z pełnymi magazynkami.- Paul, nie damy rady holować ich dalej.- Wiem - odparł Rubenstein.- Jeśli się stąd nie wydostanę, a tobie się uda.- Wrócę po nich, przysięgam w imię Boga, John.- A co z Natalią?- Zaopiekuję się nią.Rozejrzeli się dookoła.Znajdowali się na otwartej przestrzeni i nie mieli już gdzie uciekać.W pobliżu nie było żadnej skały ani krzaków, a dziki tłum podchodził coraz bliżej, uzbrojony we włócznie, pałki i noże.Płonące pochodnie oświetlały już twarze otoczonych uciekinierów.- John.Rourke wsunął pistolet za pas i położył rękę na ramieniu Rubensteina.Nic nie mówiąc, patrzył na stojącego obok przyjaciela, z którym był gotów iść na śmierć.Zacisnął mocniej dłoń na pokrytej gumą kolbie Detonisc’a.Pokiwał głową, jakby podjął jakąś ważną decyzję.Zostawi jeden pocisk dla Paula, kiedy dzicy będą chcieli wziąć go żywcem.Będzie to lepsze od męczarni na krzyżu.Był gotów.Tłum zbliżał się powoli, ostrożnie.Ludzie z pierwszego szeregu wymachiwali pochodniami; przystanęli na chwilę, ale po chwili znów ruszyli wolno, lecz zdecydowanie.Pojedyncze okrzyki zlewały się w jeden ryk mrożący krew w żyłach:- Zabić niewiernych, zabić niewiernych, zabić.- Pamiętasz John, jak uczyłeś mnie strzelać? Wydaje mi się, jakby to było w moim poprzednim życiu - szepnął Rubenstein.Tłum znajdował się w odległości około pięćdziesięciu jardów.Do oczu docierał już gryzący dym pochodni; w ich blasku twarze mężczyzn i kobiet lśniły od potu.Wrzawa nagle ucichła.Ktoś z tłumu wystąpił naprzód.W jednej ręce trzymał pochodnię, w drugiej - błyszczący nóż.Na ostrzu widać było ślady krwi.- Zabić niewiernych! - krzyknął samozwańczy przywódca.Rourke podniósł spokojnie pistolet i wystrzelił.Pocisk rzucił przywódcę w środek tłumu.Od pochodni zapaliła się skóra, okrywająca jedną z kobiet.Rozległ się straszliwy krzyk, który ucichł dopiero wtedy, gdy oszalała horda stratowała na śmierć swoją poparzoną towarzyszkę.Tłum nie rozbiegł się, lecz ruszył jak lawina na Rourke’a i Rubensteina.Doktor czekał spokojnie.Przypomniało mu się powiedzenie, które często powtarzał ojciec: “Nie strzelaj, dopóki nie zobaczysz białek oczu nieprzyjaciela”.W tej chwili brzmiało to jak kiepski żart.ROZDZIAŁ XLW świetle pochodni widzieli białka ich oczu.Otworzyli ogień jednocześnie.Ich pistolety grały w różnej tonacji.Ciała kłębiły się, okręcały, upadały, rozrywały je pociski, ale tłum wydawał się nieustępliwy.W jednym z Detonics’ów skończyła się już amunicja.Z drugiego Rourke trafił w środek klatki piersiowej mężczyznę z żelaznym drągiem.Musiał wymienić magazynki.Pistolet Rubensteina umilkł również.Pierwszy szereg napastników był już tak blisko, że czuli ciepło pochodni.W tym momencie rozległ się huk wystrzału, potem drugi, trzeci i następne.Czy to dzicy strzelają? Rourke rozpoznał karabinek M-16.W pierwszych szeregach hordy upadło na ziemię kilku ludzi.Znowu seria strzałów z broni automatycznej.- Tam, John! - pokazał ręką Rubenstein.Doktor spojrzał w prawo i dostrzegł błyski ognia na krawędzi skalnego zbocza.Z odsieczą przybyli ludzie wyposażeni w broń automatyczną.- Rourke! Doktorze Rourke! - usłyszał krzyk, ale nie poznał, kto go woła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]