[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam też wykonał wielką pracę, oddzielając ziarna od plew.Jegokompilacja nabierała teraz coraz większej wagi.Carvajal i Montilla wie-dzieli o jej istnieniu i mieli świadomość, ile może znaczyć dla Anglikówlub innych spiskowców.Jeszcze nie ochłonął po tych rewelacjach, kiedy wpadły mu w oko trzyluźne kartki.Były tej samej wielkości i z tego samego gatunku papieru coKronika Diega de Acuñi.Atrament i charakter pisma też się zgadzał.Po-strzępiony brzeg z lewej strony pokazywał wyraźnie, że zostały wyrwane zoprawionej książki.Zawierały wykaz imion i nazwisk w języku keczua.‒ Teraz już wiem, z czym przyjechał do Limy stryj Álvaro ‒ powie-dział do siebie Sebastián.‒ Wyrwał te kartki, bo chciał dać je tu do tłuma-czenia.Weszła służąca mocno zaniepokojona.Szepnęła coś do ucha wdowie, ata podeszła zaraz do okna.Odsunęła dyskretnie firankę i spojrzała w dół.Następnie wróciła na swoje miejsce i zapytała Fonsecę tonem pełnym wy-rzutu, pokazując na ulicę:‒ Rzekomo przyszedł pan sam?Podniósł się i spojrzał w tym kierunku.Na dole przed wejściem do do-mu stało tych pięciu osobników, których wcześniej widział u wylotu ulicy.‒ Nie mam nic wspólnego z tymi ludźmi ‒ powiedział do Marii deOndegardo.‒ Nawet nie wiem, kim są.‒ Proszę już wyjść.Wolałabym uniknąć kompromitacji.Naraża się panna niebezpieczeństwo.Nie zamierzał odejść z pustymi rękami, zwłaszcza teraz, gdy zoriento-wał się, jak cenne są te dokumenty.Nie chciał, żeby wpadły w ręce306bandytów.Na samą myśl o tym ogarnęła go taka wściekłość i bezradność,że bez namysłu wykrztusił z siebie:‒ Czy mogę zabrać te papiery?Był bardzo zdziwiony, ale się zgodziła.‒ Proszę.Nie mogłabym panu odmówić, skoro tyle pan ryzykował.Będę spokojniejsza, jeśli uwolni mnie pan od nich.‒ Bardzo pani dziękuję ‒ powiedział, chowając je za pazuchę.‒ Jeśli mnie pan nie okłamał, to znaczy, że ci ludzie czekają na pana,prawda?‒ Obawiam się, że tak.‒ Wobec tego wyjdzie pan tylnymi drzwiami.Prosto na katedrę.‒ Czy ma pani jakąś broń? ‒ ośmielił się zapytać.‒ Tylko to.‒ Pokazała na ścianę.Wisiały tam dwie ozdobne dagi, które na niewiele mogły mu się przy-dać.‒ Wolałbym jedną z tych garot, które widziałem.Zadzwoniła po służącą i przekazała jej prośbę Fonseki.Chwilę potempokazała mu tylne wyjście.Drzwi wychodziły na wąski, ciemny zaułek tonący we mgle.Nie wy-glądało to zachęcająco.Sebastián przesuwał się wzdłuż muru, pragnąc jaknajszybciej dostać się na plac prześwitujący na drugim końcu uliczki.Ale zanim tam dotarł, stanęło przed nim tych pięciu zabójców, którzytym razem nie zamierzali go przepuścić.Wyciągnęli szpady i okrążyli go,odcinając również drogę odwrotu.Był przyparty do muru.40 Kobieta z zasłoniętą twarząKsiądz Tarsicio odmawiał z wiernymi różaniec.Stał na ambonie, któraznajdowała się obok głównego ołtarza katedry, oparta o wysoki filar postronie Ewangelii.W świątyni panował półmrok rozjaśniany niekiedy nie-śmiałym promieniem słońca, który przedzierał się przez mgłę i wielkiekościelne okna.Ten nagły błysk światła ześlizgiwał się ku dymiącym świe-com otoczonym wianuszkiem pobożnych parafianek szepczących swe mo-dlitwy pod nieustraszonym spojrzeniem apostołów, proroków i dziewic.Trząsł się z zimna, choć zakrystianin przewidująco postawił mu przynogach kosz z rozżarzonymi węglami.I mimo ‒ co tu ukrywać ‒ ratowaniasię winem mszalnym, którego dwa spore łyki pociągnął przed tym spotka-niem z parafiankami.Marzył o kolejnym łyku, kiedy usłyszał skrzypieniedrzwi po swej lewej ręce, w drugim końcu transeptu, po stronie epistoły.Uchyliły się ciężkie drewniane drzwi i w szparze pojawiła się jakaś mę-ska głowa.Nowo przybyły obiegł wzrokiem panoramę z lewa na prawo,jakby się zastanawiał, czy wejść.Widać było po nim, że jest zadyszany iwyraźnie odstaje od stadka podejrzliwych kumoszek, któremu przewodziłjako pasterz ksiądz Tarsicio.Patrzyły teraz na intruza spod oka, udając, żego nie widzą, i nie przestając klepać różańca.Sądząc po jego zachowaniu, nowo przybyły miał świadomość, że jestnie na miejscu.Mimo to wszedł i zamknął za sobą drzwi.Przybrał pobożną,308jak mu się zdawało, minę, poprawił na sobie strój, przeszedł na palcachobok rozmodlonych kobiet i usiadł z tyłu za nimi.Wkrótce potem drzwi znów zaskrzypiały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]