[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy nie dostrzegł żadnego ruchu, wyprostował się z możliwie największą dostojnością, na jaką go było stać, skłonił się w kierunku królów i Tronu, i zaczął wychodzić tyłem.„Spokojnie - pomyślał - spokojnie, nie bój się głupcze".Znalazł wreszcie drzwi do holu i przecisnął się przez nie, upewniwszy się wpierw, że nic się nie rusza.Na ścianach holu wisiały grube, czerwone gobeliny, pełne radosnych scen.Za jednym z nich znajdowały się schody prowadzące do małego pomieszczenia na południowej galerii Sali Tronowej.Wszedł po nich, besztając samego siebie za okazane przed chwilą zdenerwowanie.Na górze wystarczyło tylko przecisnąć się przez okno pokoiku i już był na murze, który biegł poniżej.Tym razem zadanie to okazało się trudniejsze niż ostatnio, w miesiącu Septander.Pokryte śniegiem kamienie były śliskie i wiał dość mocny wiatr.Na szczęście mur był szeroki.Simon posuwał się ostrożnie.Wkrótce znalazł się w swoim ulubionym miejscu.Między murem a czteropię trową wieżyczką Wieży Zielonego Anioła istniał odstęp szeroki na pięć, może sześć stóp.Zatrzymał się.Nieomal słyszał granie trąbek i brzęk mieczy rycerzy walczących na pokładzie poniżej, podczas gdy przygotowywał się do skoku z masztu na maszt we wściekłej burzy.Simon źle wylądował na krawędzi wieżyczki.Być może pośliznął się czy też jego uwagę odwróciła wyimaginowana morska bitwa.Porządnie rozbił sobie kolano, nieomal zsuwając się z muru, co groziło upadkiem z wysokości kilku metrów na inny niższy mur u podstaw wieży albo wpadnięciem do fosy.Serce zabiło mu gwałtownie, kiedy zdał sobie sprawę z tego, co mogło się wydarzyć.Jednak udało mu się zsunąć między pionowe blanki, a później na posadzkę.Padał drobny śnieg, a on siedział z uczuciem, że jest wielkim głupcem i masował pulsujące kolano.Bolało straszliwie.Rozpłakałby się pewnie, gdyby nie zdał sobie sprawy, że i tak już wygląda wystarczająco dziecinnie.Wstał wreszcie i kulejąc wszedł do wieży.I tak miał szczęście; nikt nie słyszał jego bolesnego upadku.Tylko on wiedział o swej hańbie.Pomacał kieszeń i stwierdził, że chleb i ser okrutnie się pogniotły, lecz wciąż nadawały się do zjedzenia.Jeszcze jedna mała pociecha.WSPINACZKA po schodach z bolącym kolanem była trudna, ale przecież nie było sensu przychodzić do Wieży Zielonego Anioła, najwyższego budynku w Erkynland, a pewnie i w całym Osten Ard, i nie wejść ponad główne mury.Klatka schodowa wieży była niska i wąska.Jak nigdzie indziej schody wykonano z gładkiego, białego kamienia, który był bardzo śliski w dotyku, lecz stopie dawał pewne oparcie.Ludzie w zamku mówili, że wieża jest jedynym autentycznym fragmentem budowli, jaki pozostał ze starej twierdzy Sithów.Doktor Morgenes powiedział mu kiedyś, że to nieprawda.Lecz - jak to on miał w zwyczaju - nie wyjaśnił, czy znaczyło to, iż została ona jednak przebudowana, czy też, że istnieją jeszcze inne pozostałości starego Asu'a.Po kilkunastominutowej wspinaczce Simon zorientował się, że jest już ponad Wieżą Hjeldin.Złowieszcza, zadaszona kopułą kolumna wieży, w której Szalony Król znalazł kiedyś swą śmierć, spoglądała sponad dachu Sali Tronowej na Zielonego Anioła, niczym zazdrosny karzeł patrzący na swego księcia, gdy nikt tego nie widzi.Kamienne wnętrze klatki schodowej wyglądało tutaj inaczej: na spokojnym, płowym tle przedstawiono jakieś dziwne, drobne symbole koloru błękitu nieba.Simon przystanął w miejscu, gdzie na ścianę padało światło z wielkiego okna.Spróbował obejrzeć dokładnie jedną z takich błękitnych ścian, lecz zakręciło mu się w głowie i zaniechał tego.Miał wrażenie, że wspinaczka trwa długie godziny, aż wreszcie ujrzał lśniącą, białą podłogę dzwonnicy.Ją także zbudowano z tego samego białego kamienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]