[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Vixa nie próbowała go zatrzymać - zamiast tego podbiegła do leżącego Gundabyra.Niezmożony krasnolud oddychał jeszcze, choć jego rana w ramieniu mocno krwawiła.Vixa oddarła szeroki pas od swojego kiltu i jęła przewiązywać nim ranę Gundabyra.- Aaaa! - jęknął nieszczęśnik.- Zabijesz mnie!- Och, przestań! - syknęła gniewnie księżniczka.I mocniej zacisnęła opaskę wokół rany.W dole rozległ się zgrzyt i cała wartownia zadrżała, gdy zatrzaśnięto potężne wrota.Dziewczyna i krasnolud pojęli, że Silvanestyjczycy wyparli wrogów z miasta i brama została zamknięta.W kilka chwil później na dachu wartowni pojawił się Samcadaris i kilkunastu nowych łuczników.- Pani! Nic ci nie jest? - zawołał.Jego ostro rzeźbioną twarz plamiły sadze i smugi krwi - zielonej krwi podmorców.Czerwony płaszcz okrywający ramiona kapitana był również obficie zbroczony zielenią.- Mnie nic.ale imć Gundabyrowi potrzebny jest uzdrowiciel - oznajmiła księżniczka.Samcadaris rozejrzał się i fachowym okiem ocenił rzeź na dachu.- Na ulicy są siostry Quenesti Pah.Hej, wy dwaj, znieście na dół mistrza Gundabyra! Macie go traktować z najwyższą czcią i szacunkiem!Dwaj żołnierze znieśli na ulicę postękującego krasnoluda.Vixa podniosła magiczny miecz Druzenalisa i wsunęła go do pochwy.- No, nie myślałem, że komukolwiek może udać się taka sztuka! - rzekł Samcadaris, kiedy zostali sami.- Nigdy nie widziałem zacieklejszej walki.Dwoje przeciwko ośmiu.a każdy z nich przewyższał was wzrostem!- Postąpiliśmy głupio - odpowiedziała Vixa obojętnym tonem.- Nie powinniśmy szturmować dachu tylko we dwójkę.Przypuśćmy, że byłoby ich tu ze dwudziestu.Wylądowałabym na bruku, głową na dół, jak wasi dzielni łucznicy.I tak niewiele brakło, bo gdyby nie ten miecz.- A.Tak, miecz Balifa.Długi Kieł.Vixa spojrzała najpierw na Samcadarisa, potem na miecz.- Balifa? To był jego miecz?- W rzeczy samej.Wielki Silvanos zamówił go specjalnie dla swego przyjaciela.Chciał, by wielki duchem, ale niewysoki generał - jak wiesz, pani, Balif był kenderem - miał oręż, który wyrówna ów niedostatek.Ten miecz zawsze trafiał do rąk pierwszego z żołnierzy królestwa, marszałka Silvanostu.Vixa ze czcią wyjęła miecz z pochwy i podała go rękojeścią Samcadarisowi.- Niezwykły to honor dla mnie, że mogłam dotknąć tej broni.większy jeszcze, bo wspierał mnie w boju.Ale to nie jest właściwe i słuszne.Miecz należał do Druzenalisa i przy nim powinien zostać.Kapitan dotknął dłonią rękojeści i łagodnie odsunął ją od siebie.- Druzenalis służył narodowi długo i z honorem.Ostatnio jednak zaczął otwarcie krytykować poczynania Mówcy.Najjaśniejszy Pan nie odebrał mu tego miecza bez powodu.Tobie natomiast użyczył go na znak swej łaski.Zanim księżniczka zdążyła cokolwiek powiedzieć, na ulicy w dole pokazali się gońcy, wzywający wszystkich wojowników, którzy nie brali w tej chwili bezpośredniego udziału w wałkach do niezwłocznego stawienia się w Pałacu Quinari.Stąpając ostrożnie, Vixa i Samcadaris zeszli z dachu.Na ulicy wokół tuzinów rannych Silvanestyjczyków krzątały się już uzdrowicielki i uzdrowiciele ze świątyni Quenesti Pah.Niewielka grupka ponurych i nędznie wyglądających jeńców stała pod silną strażą.Podmorcy mieli przeważnie wyschnięte do cna skrzela i chwiali się na nogach.- Zmoczcie ich przynajmniej wodą - poradziła Vixa kapitanowi.- W suchym powietrzu giną jak ćmy.Samcadaris w istocie polecił, by jeńcom dostarczono wody i rozkazał, by połowa jego regimentu wzmocniła załogę wartowni przy Bramie.Blisko dwustu pozostałych żołnierzy - zgodnie z wezwaniem herolda - pomaszerowało do Pałacu Quinari.Vixa odnalazła siedzącego na bruku Gundabyra.Lewe ramię krasnoluda spoczywało w temblaku.Mimo widocznej na twarzy bladości, zostało mu dość sił, by dosadnie zakląć, kiedy się podnosił, poczuł bowiem ból w ramieniu.- Uspokój się - poradziła mu Vixa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •