[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawie pokazałem mu język.- Czego się dowiedziałeś? - spytałem mało życzliwie.- Cóż.może zaczniemy od złych wieści, żeby potem spokojnie przejść do złych wieści i dla odmiany zakończyć także złymi wieściami?- Jesteś taki radosny, że można się powiesić.Wzruszył ramionami i milczał.- Dobra.Zaczynaj tę litanię złych wieści!- Plotki krążą.- Nie mów?! A kiedy nie krążą? Na ile są zgodne z prawdą?- Jeszcze nie za bardzo.Jak na razie nikt nie połączył finansowych kłopotów Domu Jherega i poszukiwań Mellara.- Zdążą połączyć w ciągu dwóch dni?- Na pewno.No i ktoś będzie musiał zacząć udzielać odpowiedzi.Może być jutro.Idealnie byłoby dziś.- Ujmijmy to inaczej: czy pojutrze będzie za późno?- Prawdopodobnie.- Cóż, w takim razie to nie ja będę się martwił pytaniami.- To miłe.Aha, byłbym zapomniał: jest też dobra wiadomość.- Nie może być! W takim razie może będziemy świętować? Poślę cię po flaszkę albo po co.Po zdechłą tecklę!- To nie jest aż tak dobra wiadomość, żeby od razu pić.Dorwaliśmy tę adeptkę, którą kazałeś.- Tę od plotek? Doskonale.Daj zabójcy premię za szybkość!- Już dałem.Mówi, że miał szczęście: znalazła się we właściwym miejscu, więc wykorzystał okazję.- Dobrze.Ale takie okazje się stwarza, więc gość wart jest zapamiętania na przyszłość.- Jasne.- No to wracaj do tych złych wieści.Znalazłeś coś o Mellarze.- Mnóstwo.- Wyjął z kieszeni notes.- Ale wątpię, żeby coś z tego nam się przydało.- Zobaczymy.Przestań krakać.Sprawdźmy, kim jest, potem będziemy się martwić, czy to coś nam da czy nie.Kragar pokiwał głową i zaczął czytać:- Jego matka żyła sobie szczęśliwie jako mieszaniec Smoka i Dzura.Skończyła, jak było do przewidzenia, jako dziwka.Ojciec był zabójcą, ale miał masę innych zainteresowań.Zabójcą nie najgorszym, jak wynika z tego, co zdołałem sprawdzić.Zginął podczas niszczenia Dragaery i najprawdopodobniej wtedy też zginęła matka.Nasz ulubieniec przeczekał gdzieś inwazję ludzi i pojawił się dopiero, gdy Zerika zasiadła na tronie.Próbował przyłączyć się do Domu Smoka, powołując się na więzy krwi, ale naturalnie go nie przyjęto.Próbował tego samego z Domem Dzura - z identycznym rezultatem.- To było, zanim wywalczył sobie przynależność? - upewniłem się.- Tak, zaraz po Bezkrólewiu.Tak naprawdę nazywa się Leareth.Pod tym nazwiskiem zresztą pierwszy raz dołączył do Domu Jherega.- Że co?!- Przecież mówię.To zabrało mnóstwo czasu, ale się dokopaliśmy.Używał nazwiska Leareth i w naszych archiwach nie ma o nim ani słowa.- To skąd.- Z archiwów Domu Lyorna.Kosztowało nas to dwa tysiące imperiali i dało ciekawe wyniki.Ktoś wcześniej zdołał przekupić paru archiwistów i zniknęły zapisy dotyczące Mellara i jego rodziny, które powinny tam być.Na dobrą sprawę przez przypadek trafiliśmy na to, czego nie znaleźli albo do czego nie mieli dojścia.Gdyby nie to, nie znaleźlibyśmy nic.Dobry plan i nie najgorsze wykonanie.- Właśnie.A ja znalazłem młodą damę z Domu Lyorna, która nie mogła oprzeć się moim oczywistym wdziękom.- Jak zdołała zauważyć twoje istnienie?- Wiesz, one zawsze robią to, kiedy już jest za późno.Przyznaję, że byłem pod wrażeniem.Tak osiągnięć Kragara, jak i Mellara.Już przekupienie kogoś z Domu Lyorna, by dotrzeć do archiwów, nie jest łatwe.Przekupienie, by zmienili coś w nich, trafia się niezwykle rzadko - ja sam zetknąłem się z czymś takim pierwszy raz.To zupełnie tak, jakby udało się przekupić zabójcę, by podał nazwisko zleceniodawcy.Cóż, istniały też inne metody.- Technicznie rzecz biorąc, nie wszedł wtedy oficjalnie do Domu Jherega - dodał Kragar.- Dlatego właśnie mieliśmy takie problemy z ustaleniem czegokolwiek.Pracował dla organizacji jako niezależny.- Nie wierzę! Kragar, na ilu jeszcze zabójców się natkniemy? Zaczynam się czuć jak członek stada!- Coś musi być w powiedzeniu, że w nocy w mieście nie jest bezpiecznie - uśmiechnął się złośliwie.Bez dalszego gadania wskazałem mu barek.Co prawda było trochę wcześnie, ale szok od rana źle wpływa na organizm i potrzebowałem czegoś, by wrócić do równowagi.- Dobry był? - spytałem.- Kompetentny - odparł, nalewając każdemu z nas po lampce koniaku.- Brał tylko niewielkie zlecenia, ale żadnego nie spartaczył.Wychodzi na to, że nie tykał kontraktów powyżej trzech tysięcy sztuk złota.- Da się przeżyć - oceniłem.- Da, a z drugiej strony takie “roboty” nie pochłaniają zbyt wiele czasu.A na dodatek nie brał zleceń częściej niż dwa razy do roku.- Co?!- Właśnie.Bo cały czas, którego nie spędzał na “robocie”, poświęcał nauce fechtunku.- Aha!- Żebyś miał pełen obraz: uczył go lord Onarr.Usiadłem tak gwałtownie, że Loiosh mnie obsobaczył, gdyż omal nie wylądował na podłodze.- No, proszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]