[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Arkesilaos pociągnął mnie ku marmurowej Wenus.- Popatrz na nią! Nie jest jeszczegotowa.gdzieniegdzie trzeba lepiej wypolerować i barw jeszcze nie położyłem.ale spójrzna nią i powiedz mi, co widzisz.Przyglądałem się posągowi przez długą chwilę.- Widzę boginię Wenus.Stoi wyprostowana, jedną ręką dotykając ramienia, z drugąnieco wyciągniętą.- Piękna poza, co?- Tak.Jedna z piersi odsłonięta.- Czyż nie oddałem idealnie kształtu i faktury rzeczywistego ciała? Prawie czujesz podpalcami delikatną, ciepłą skórę! Masz wrażenie, że się niedostrzegalnie unosi i opada woddechu.- Tak.- szepnąłem.- A jej twarz?- Pogodna, jasna, mądra.piękna.- Pomyślałem o Arsinoe, w chwili gdy Rupacałował jej stopę.- A co powiesz o szacie, o układzie fałd?Pokręciłem głową w zadziwieniu.- Wyglądają, jakby najlżejszy powiew mógł nimi poruszyć.- Otóż to! Masz przed sobą postać wykutą w kamieniu, a jednak im dłużej na niąpatrzysz, tym bardziej żywa ci się wydaje, z bijącym sercem, ciepłym oddechem, widzącymioczyma.tylko patrzeć, jak zejdzie z cokołu.Efekt był rzeczywiście niesamowity.Naprawdę czułem na sobie wzrok bogini.Zmieszany spuściłem oczy.Na podstawie posągu dostrzegłem ów detal, nad którym przedchwilą pracował Arkesilaos: jego słynny znak, tańczącego podnieconego satyra.- A teraz podejdz tutaj.- Wziął mnie pod rękę i poprowadził do statuy Kleopatry.- Cowidzisz?Zmarszczyłem brwi.- Porównanie wydaje mi się niesprawiedliwe.Ona leży na boku, omotana w szmaty.- Czy wyglądałaby na mniej sztywną i martwą, gdyby stała?- To zupełnie inny rodzaj rzezby - upierałem się.- Po pierwsze, nie przedstawiabogini, tylko żywą osobę.- A mimo to ma w sobie mniej życia i nie daje tak odczuć swojej obecności jakwizerunek Wenus!Miał rację.Posąg Kleopatry wykonany był przez zdecydowanie gorszego artystę.Złocony brąz, tak olśniewający w pełnym słońcu lata, w przyćmionym świetle wnętrzaświątyni już się nie prezentował tak okazale; przeciwnie, wyglądał dość jarmarcznie.Statuamogła się podobać, ale w porównaniu z Wenus była tylko bryłą martwego metalu.- Oczy mnie bolą od samego patrzenia na nią! - rzucił Arkesilaos.- Cezar jednaknalega, żeby ją ustawić właśnie tutaj.To zepsuje całą harmonię wnętrza.- Może tylko podkreśli niezwykłość twojego dzieła - podsunąłem.- To działa akurat odwrotnie! - żachnął się.- Zła sztuka odbiera wartość dobrej.Imbliżej staną, tym szkoda będzie większa.- Mówiłeś to Cezarowi?- Ba! Pracowałeś nad Wenus bardzo długo, odpowiedział.Zdaję sobie sprawę, żejesteś zmęczony, a ja ci tu narzucam kolejne wyzwanie.Ale podołasz mu, Arkesilaosie,powiada! Znajdziesz idealne miejsce dla królowej.Gadaj sobie zdrów, myślę.Jak gdyby tobył tylko drobny dodatek do zlecenia, szansa na stworzenie czegoś harmonijnego i pięknego,za którą powinienem mu jeszcze dziękować! Przecież to obraza wszystkiego, co przez całeżycie osiągnąłem i czego się nauczyłem!Wstrzymałem oddech.Czy to tylko nieszkodliwe zrzędzenie drażliwego artysty? Czykiedykolwiek dał Cezarowi poznać, jak bardzo jest dotknięty? Może Hieronimus coś takiegosłyszał.Nie przypominałem sobie jednak żadnej wzmianki na ten temat w jego zapiskach.- Dlaczego według ciebie Cezar chce ustawić ten posąg akurat w świątyni Wenus? -spytałem.- Czy może się kierować względami religijnymi? Kleopatra jest związana z egipskąboginią Izydą.- Może i jest - przytaknął artysta.- Ale Izyda jest objawieniem greckiej Artemidy,czyli naszej Diany.Wizerunek Kleopatry nie może być uważany za inną postać Wenus.Czyżto nie oczywiste, dlaczego Cezar chce umieścić ją w świątyni swej boskiej przodkini? Chodzimu ouhonorowanie matki swego dziecka.- Chyba się mylisz - odparłem, przypominając sobie niedawną rozmowę z dyktatoremi nieobecność Cezariona na egipskim triumfie.Choć z drugiej strony Cezar należy do tychludzi, którzy wolą zostawiać sobie wszystkie furtki otwarte, a ludzi trzymać w niepewności.- Pewnie znasz go lepiej niż ja.- Arkesilaos wzruszył ramionami.- Ale po co ciebiedzisiaj przysłał? Chyba nie w tej drugiej sprawie, co?Spojrzałem w stronę, gdzie pokazywał.W innym rogu sali stał oparty o ścianę dużypłócienny transparent na drewnianej ramie.Podszedłem bliżej, aby mu się przyjrzeć.Był tokalendarz namalowany w tradycyjnym stylu, ze skróconymi nazwami miesięcy w górnymrzędzie i pionowymi kolumnami dat, z zaznaczonymi kalendami, idami, nonami i rozmaitymiświętami.Prawdziwie artystyczna robota, wielokolorowa, z pięknym liternictwem.- Jakiś kalendarz? - spytałem.- Nie jakiś, tylko kalendarz przez duże K - odrzekł rzezbiarz.- Temat niegodny megotalentu, ale Cezar zamierza go ogłosić w dniu poświęcenia świątyni i chce dokonaćuroczystego odsłonięcia, więc wolałem zrobić go sam.I co sądzisz?- To dzieło sztuki, Arkesilaosie.Bardzo elegancki.- Nie przyszedłeś chyba sprawdzić, czy dokładnie go skopiowałem? Ktoś miał tozrobić do jutra.- Nie ja.- No to z czym cię tu przysłał?- Nie mówiłem, że przysyła mnie Cezar, tylko że przychodzę w jego imieniu.- Jaka to różnica?- Chciałem sprawdzić, czy trasa z Forum do świątyni jest bezpieczna.- Tym się zajmujesz?Zastanowiłem się chwilę nad odpowiedzią.- Właściwie to zadanie mojego syna Metona, ale teraz nie ma go w Rzymie.A skorojuż tu się znalazłem, pomyślałem, że warto zajrzeć do środka.- Chcesz powiedzieć, że zmarnowałeś mój czas na czczą gadaninę? - spytał zoburzeniem.- Wynoście się wszyscy natychmiast!Ująłem Dianę pod rękę i odwróciliśmy się do wyjścia.Artysta był tak rozezlony, żeRupa pozostał nieco z tyłu, aby się upewnić, czy za nami nie wybiegnie.Obejrzawszy sięprzez ramię, stwierdziłem jednak, że Arkesilaos wraca do posągu Kleopatry i wymierza jejsolidnego kopniaka, klnąc przy tym i wzywając pomsty Wenus.Spotkała go jednak słusznakara za kopanie leżącej - w następnej chwili z tłumionym okrzykiem bólu zaczął podskakiwaćna jednej nodze i ściskać zraniony palec stopy.ROZDZIAA DZIEWITNASTYPrzez resztę dnia przesiewaliśmy z Dianą notatki Hieronimusa, wymieniając sięinformacjami o przeczytanych arkuszach.Niezbadane jeszcze zapiski podzieliliśmy międzysiebie, zdecydowani dokończyć lektury przed zachodem słońca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]