[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zresztą, przekonamy się.Teraz spać!Doba na Florze trwa dłużej niż na Ziemi.Noc była więc dość długa i mimowizyty tajemniczego gościa  czy też gospodarza groty  do świtu pozostałojeszcze sporo czasu.Ted usadowił się blisko wejścia i z latarką w dłoni, oświe-tlając co pewien czas polanę, strzegł spokojnego snu towarzyszy.Wsłuchiwał sięw ciszę i co chwila wyławiał z niej jakieś szelesty, trzaskanie gałązek, szmer krze-wów.Floryjska przyroda żyła swoim własnym, nieznanym rytmem.Ted pomyślał,że wśród tego niezliczonego mnóstwa przeróżnych żywych istnień są i takie, którepomimo czyhających zewsząd niebezpieczeństw, mimo trudnych do przezwycię-żenia przeszkód i przeciwności  dążą w kierunku najwyższej formy istnienia:świadomego bytu istoty rozumnej.Po dwóch godzinach wartę objął Har.Do rana jednak nie pojawił się żadennieproszony gość. ROZDZIAA DZIESITYO DZIWNYCH POMYSAACH KOSMICZNYCH GOZCII O KONSEKWENCJACH ROZPIESZCZANIA ISTOTY ROZUMNEJPrzy śniadaniu mówiono wyłącznie o nocnym gościu.Próbowano odtworzyćjego przypuszczalny wygląd i wymiary, ale okazało się, że każdy widział go ina-czej.Najlepiej oczywiście mógł go widzieć Har, ale i on nie był skory do jakichśstanowczych stwierdzeń.Oczy człowieka wyrwanego ze snu, oślepione jaskrawy-mi błyskami rac, niewiele mogły uchwycić.Temat więc wyczerpał się wkrótce.Poszli znaną już trasą przez grań.Był wczesny ranek i góry wyglądały zupeł-nie inaczej niż ubiegłego dnia po południu.Skały były wilgotne i lśniły metalicz-nie, po dolinach wstawały mgliste opary, niknąc szybko w promieniach ostregosłońca. Wspaniały klimat!  zachwycał się Har. Aż chętka bierze, by się wy-kąpać w tamtym jeziorku!U podnóża gór, trochę na zachód od miejsca, gdzie wczoraj wyszli z lasu,widać było rzeczywiście granatową taflę wody. Może spróbujemy? Chyba woda tu taka sama, jak na Ziemi?  zapropo-nowała żartem Ewa. W kombinezonie i masce  powiedział Ted. Inaczej tutejsze bakteriepożarłyby cię w mgnieniu oka. Jest jeszcze jeden powód, dla którego nie możemy zdjąć ubiorów ochron-nych  dodał Har. My, zaatakowani przez tutejsze bakterie, mielibyśmy jesz-cze jakąś szansę stworzenia środków zapobiegawczych.Natomiast życie na tejplanecie uległoby całkowitemu zakłóceniu, jeśli nie zagładzie: bakterie zawartew ludzkich organizmach mogłyby zakazić przyrodę floryjską! Dla nas są one nie-szkodliwe, bo organizmy nasze rozwijały się w ich obecności i wytworzyły natu-ralne środki obrony.Podobnie żywi mieszkańcy Flory  są uodpornieni na  wła-sne drobnoustroje, lecz byliby bezradni wobec zupełnie obcych bakterii.Dlategonie tylko nasze ubiory i sprzęt, lecz nawet pancerz rakiety został dokładnie odka-żony. Przygotowanie lądowania na obcej planecie jest problemem znacznie trud-niejszym, niż się wydaje  zauważył Ted z uznaniem. Trzeba pamiętać nie91 tylko o sobie! Korzystamy z historycznych doświadczeń  powiedział Har gorzko.Zdarzało się, że gdy średniowieczni żeglarze odkrywali nieznane lądy, przywle-czona na nowy kontynent czy wyspę choroba dziesiątkowała nieodpornych nanią tubylców.Nie tylko zresztą pod tym względem musimy korzystać z wiedzyo przeszłości Ziemi.Przybyliśmy tu nie po to, by skolonizować tutejsze planety.Dość mamy miejsca i surowców w naszym układzie, nie ma więc mowy o ja-kimś wyciąganiu materialnych korzyści z wypraw międzygwiezdnych.Mają oneogromne znaczenie pod względem naukowym, rozszerzają naszą wiedzę o Ko-smosie i zaspokajają odwieczną ciekawość ludzką.Jeśli na nowej planecie zasta-jemy najmniejsze choćby oznaki cywilizacji, postępowanie nasze musi być przedewszystkim ostrożne i rozważne.Cokolwiek byśmy zrobili na tej planecie, będzie-my to robić z myślą o jej mieszkańcach.Gdy są na takim poziomie rozwojo-wym, że mogą przejąć od nas pewne umiejętności i wskazówki  mamy prawoi obowiązek udzielić ich.Musimy jednak wciąż pamiętać, że rola nasza nie mo-że w żadnym wypadku sprowadzać się do uszczęśliwiania ich siłą.Jeśli oni żyjąinaczej niż my, jeśli ich droga rozwojowa nie jest podobna do naszej  nie wolnonam bezkrytycznie naginać ich wtłaczać w ramy naszych pojęć i wzorów.Bo-wiem inaczej  nie znaczy gorzej! Każdy, nawet bolot na Orfie, ma prawo dowłasnego trybu i sposobu istnienia. Chyba jednak  wtrącił Ted  technika stanowi wartość godną przejęciaod istot, które w wyższym stopniu ją opanowały? Owszem, ale dopiero wtedy, gdy ów słabiej rozwinięty partner kosmiczne-go spotkania sam uzna potrzebę rozszerzenia swej wiedzy.Szkolony i modelowa-ny siłą może więcej stracić niż zyskać: może stracić własne oblicze, stanowiącedla niego samego wartość największą.Prymitywne  nie nadążające na pozór zaduchem czasu  kultury potrafiły niekiedy opierać się narzucanym z zewnątrzstylom i tendencjom, by przeżyć je i udokumentować po wiekach swą prawdziwąi trwałą wartość.Społeczeństwo to nie tylko kultura materialna, choć ona wła-śnie, jej rozwój, wyznacza etapy historii.Wynika to jednak z większej trwałościmaterii.Myśl łatwiej ginie w zalewie zdarzeń i katostrof.Z najlepiej zachowa-nej czaszki jaskiniowca, nie jesteśmy w stanie wyskrobać ani jednej jego myśli.i sądzimy go tylko po zewnętrznych pozorach, po tym, że posługiwał się maczugąi niekiedy malował na ścianach jaskiń.Har przerwał i przez chwilę szli w milczeniu. Zdaje się, że odbiegłem nieco od tematu.Rozgadałem się jak na wykła-dzie.Wybaczcie, to stare przyzwyczajenie wykładowcy.Chciałem po prostupowiedzieć, że nie powinniśmy być zbyt pewni doskonałości naszego modelucywilizacyjnego, szczególnie gdy chodzi o przekazywanie go komuś żyjącemuw zupełnie odmiennych warunkach.Stożek był uniesiony, jak pozostawili go odchodząc.Tym razem Ewa pozo-92 stała na górze, a Har poprowadził Teda krętymi schodkami.W miarę posuwaniasię w dół rozjaśniały się kolejne odcinki pionowego szybu.Zciany świeciły tuidentycznie, jak w Starej Bazie: równym, białym światłem luminescencyjnym.Zrodkiem szybu przebiegał gładki słup-wspornik, na którym unosił się stożek.Wokół słupa wiły się schodki  kręte, o wysokich, nie dla ludzkich nóg przezna-czonych, stopniach.Na głębokości trzydziestu paru metrów szyb rozszerzał sięw rozległą, kolistą niszę.Gdy Har postawił stopę na ostatnim schodku, sklepienierozjarzyło się, oświetlając wnętrze sporej sali.Wokół ścian ustawione były pro-stopadłościenne postumenty, a na nich spoczywały jakieś niezbyt skomplikowanenarzędzia i maszyny. To chyba jakieś.muzeum!  powiedział Ted stłumionym głosem, spo-glądając to na Hara, to na wnętrze sali. Doskonale!  roześmiał się Har. Na to właśnie czekałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •