[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Stiggins przez kilka minut trzymał chustkę przy oczach, wielokrotnie wydając bolesnejęki.Potem, pokonawszy swój smutek z ogromnym wysiłkiem, włożył chustkę do kieszeni,zapiął guziki, poprawił ogień, potarł sobie ręce i spojrzał na Sama. O, mój młody przyjacielu!  zawołał, przerywając milczenie, ale głosem bardzo cichym. Cóż to za okropne zmartwienie i boleść.Sam lekko pochylił głowę. I dla męża złości także! O! Od tego krwawi serce wybrańca bożego!Samowi zdawało się, że ojciec jego coś mruknął o nosie wybrańca, który także można za-krwawić, ale pan Stiggins nie dosłyszał tego.Wielebny przesunął sobie krzesło do Sama. Nie wiesz, młody człowieku  powiedział  czy nie zapisała czego dla Emanuela? Co to jest?  zapytał Sam. Kaplica.nasza kaplica.nasza trzoda, kochany panie. Nic nie zapisała ani dla trzody, ani dla pasterza, ani dla żadnego bydła, nawet dla psa nicnie zapisała  odrzekł Sam stanowczo.Pan Stiggins podejrzliwie spojrzał na Sama, a potem nastarego Wellera, który zamknął oczy, jakby spał.Po chwili przesunął krzesło jeszcze bliżej izapytał znów: A dla mnie nic, panie Samuelu?Sam potrząsnął głową.196  Pomyśl pan tylko, może przecież coś  rzekł Stiggins, blady jak papier. Przypomnij pansobie, panie Samuelu; nic, nawet na pamiątkę? Nic, co by warte było choćby tyle, co pański stary parasol. Może  zaczął znowu pan Stiggins z wahaniem po kilku minutach namysłu  może pole-ciła mnie opiece męża złości, panie Samuelu? To być może, wnosząc z tego, co mi powiedział.Niedawno właśnie mówił o panu  od-parł Sam. Doprawdy?  zawołał pan Stiggins, nabierając otuchy. Ach! Może się odmieni! Bę-dziemy mogli bardzo wygodnie żyć razem, panie Samuelu.Gdy pan wyjedzie, będę się opie-kował jego sprawami  a z pewnością będę się opiekował dobrze.Wydawszy z głębi piersi długie westchnienie pan Stiggins zatrzymał się, czekając na od-powiedz.Sam pochylił głowę, a Weller wydał jakiś niezwykły głos, który nie był ani jękiem,ani warczeniem, ani chrapaniem, ale w którym, zdawało się, zawarte były wszystkie te odcie-nie.Ośmielony tym głosem, który wziął za oznakę skruchy lub wyrzutów sumienia, pan Stig-gins spojrzał dokoła, zatarł ręce, zapłakał, uśmiechnął się, znów zapłakał, a potem z wolnaprzeszedłszy przez pokój wziął szklankę z dobrze sobie znanej półki i ostrożnie włożył doniej cztery kawałki cukru.Po spełnieniu tej pierwszej czynności znów spojrzał dokoła i wes-tchnął ponuro.Następnie posunął się wilczym krokiem ku bufetowi i powracając z tą samąszklanką, do połowy napełnioną arakiem, przybliżył się do wesoło kipiącego na kominku ko-ciołka, przyrządził sobie grog, zamieszał, skosztował, usiadł, pociągnął długi łyk i zatrzymałsię, by odetchnąć.Weller, który czynił różne dziwne i niezwykłe wysiłki, by udawać śpiącego, nie zdradziłsię żadnym ruchem podczas wszystkich tych czynności; ale gdy pan Stiggins zatrzymał się,by odetchnąć, rzucił się na niego, wyrwał mu szklankę z rąk, bryznął w twarz resztą grogu,szklankę cisnął w kominek i porwawszy wielebnego gentlemana za kołnierz, zaczął go bić ikopać, przy czym każdemu ruchowi nogi towarzyszyły mocne, choć bez związku przekleń-stwa na wszystkie członki pana Stigginsa, na jego oczy i jego ciało. Sammy!  zawołał potem, zatrzymawszy się na chwilę. Osadz no mi należycie kape-lusz na głowie!Jako posłuszny syn, Sam osadził ojcu kapelusz ozdobiony czarną krępą, a dzielny stangretzaczął tłuc pana Stigginsa jeszcze energiczniej niż przedtem, powlókł go przez salę, sień idrzwi aż na ulicę, przy czym uderzenia nogami nie ustawały ani na chwilę przez całą drogę, agwałtowność ich, zdawało się, zwiększała się coraz bardziej.Pyszny to był i wesoły widok, gdy czerwononosy, drżąc całym ciałem, wił się w żylastychrękach Wellera, gdy tymczasem uderzenia nogą następowały po sobie ze zdumiewającą szyb-kością.Ale widok stał się jeszcze wspanialszy, gdy potężny stangret po przezwyciężeniu roz-paczliwego oporu swej ofiary zanurzył głowę pana Stigginsa w stągiew pełną wody i trzymałją tam, dopóki delikwent omal się nie udusił. Masz  rzekł na koniec, pozwalając wielebnemu wydobyć głowę ze stągwi i zadając muostatnie, energiczne uderzenie nogą. Przyślij mi tu jeszcze kilku takich próżniackich paste-rzy, a zrobię z nich miazgę, a potem utopię.Sammy, pomóż mi wejść do domu i nalej szklan-kę wódki.Zadyszałem się, mój chłopcze.197 Rozdział dwudziesty czwartyopisujący ostateczne rozstanie z panem Jingle'em i Hiobem Trotte-rem, zawierający opis pamiętnego poranku poświęconego interesomw Gray's Inn Square, a zakończonego kilkakrotnym stukaniem dodrzwi pana PerkeraGdy pan Pickwick po długim przygotowaniu i licznych zapewnieniach zawiadomił Ara-bellę o niezadowalającym wyniku swojej wizyty u pana Winkle'a starszego w Birmingham,nadmieniając przy tym, iż nie ma najmniejszego powodu, by oddawać się rozpaczy, biednakobieta zalała się łzami, wyrzucając sobie, iż stała się powodem nieporozumienia międzyojcem a synem. Moje drogie dziecię  rzekł z dobrocią pan Pickwick  tyś temu nie winna.Trudno byłoprzewidzieć, iż pan Winkle tak zle odniesie się do małżeństwa swego syna.A jestem pewny dodał, wpatrując się w jej piękną twarz  iż nawet nie przypuszcza, jakiej sobie odmawia ra-dości. Ach! Kochany panie Pickwick, cóż my poczniemy, gdy on nie przestanie się na nasgniewać? Będziemy cierpliwie czekać, aż się opamięta, moje kochane dziecię  rzekł z zadowole-niem pan Pickwick. Ale cóż zrobi Nataniel, gdy ojciec odmówi mu swej pomocy? W takim razie, moja droga, gotów jestem założyć się, iż znajdzie jakiego innego przyja-ciela, który mu dopomoże do utorowania sobie drogi w świecie  odparł filozof.Znaczenie tej odpowiedzi było dość jasne, by Arabella zrozumiała ją.Rzuciła się więc pa-nu Pickwickowi na szyję, serdecznie go ucałowała i zapłakała jeszcze mocniej. No, no, uspokój się, pani  rzekł filozof, biorąc ją za obie ręce  poczekam jeszcze kilkadni i zobaczymy, czy odpisze lub da Natanielowi jaką inną odpowiedz.Jeżeli nie da żadnej, tomam w głowie tuzin planów, z których każdy zapewni wam szczęście.Uspokój się, mojadroga.To powiedziawszy, pan Pickwick uścisnął rękę Arabelli i poprosił ją, by przestała płakać,gdyż może tym zmartwić męża.Gdy tylko Arabella, najlepsza w świecie istota, usłyszała to,schowała chustkę; a gdy przyszedł pan Winkle, powitała go z tym samym uśmiechem i tymisamymi błyszczącymi oczami, które na początku ich znajomości zawładnęły jego sercem. Przykre jest położenie tego młodego małżeństwa  powiedział do siebie pan Pickwickrankiem następnego dnia. Muszę iść do Perkera i zasięgnąć jego rady!Ponieważ panu Pickwickowi bardzo się śpieszyło pomówić o tej sprawie, jak również za-łatwić swoje rachunki z poczciwym panem Perkerem, kazał prędko podawać śniadanie i takszybko wykonał swój zamiar, że nim wybiła dziesiąta, już był w biurze.Brakowało całych dziesięciu minut do dziesiątej, a pan Pickwick szedł już po schodachprowadzących do mieszkania adwokata.Dependenci jeszcze nie nadeszli, więc filozof naszskracał sobie czas wyglądaniem przez okno.198 Jasne światło pazdziernikowego poranku nawet starym domom nadawało wesoły wygląd;niektóre brudne okna miały wygląd prawie przyjemny, gdy padały na nie promienie słońca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •