[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A co u was słychać, Matysku?  pytam go. A co by słychać miało?  odpowiada  psy słychać, jak szczekają, i ludzi, jak płaczą. A tobie jako się dzieje? Tak się dzieje, że ani się odzieję, ani się nadzieję, a mam tylko nadzieję, że się raz prze-cie gdzieś stąd podzieję, bo tu w Podborzu już nikt nie wytrzyma.A wy co robicie teraz zmatką, Hanusik? Widzisz, Matysku, tyś pierwszy, co tu ze mną po ludzku gadasz, a inni mnie jako powsi-nogę witali.Taki ja dzisiaj biedny, jako i ty, to nami gardzą. Ej, co tam  rzecze Matysek  wszyscyśmy ludzie, tylko ksiądz pleban człowiek! Gar-dzą, nie gardzą, a ja sobie pan.Bom ja królewicz niebieski, tak jako i ty. A, pleciesz, Matysku, pleciesz!  mówię ja śmiejąc się. Albo nie tak? Jużci, że wierę tak.Ksiądz pleban co niedziela obiecuje mi z ambony kró-lestwo niebieskie po śmierci, a to nim to królestwo posiądę, tom ja za życia jest królewicz. %7łart żartem, ale go już dosyć, Matysku  mówię na to  powiedzże mi bez żartów, co uwas słychać? Im dalej, tym gorzej  mówiła baba, jak leciała z dachu.Co by słychać?1 Bieda izniszczenie ludzkie.Podstarości ludziom coraz cięższy, że już jeden i drugi przemyśliwa, jakgrunt porzucić i gdzieś na dalekie Podole wykoczować, a hajduk Kajdasz w waszej chaciesiedzi, na ławie przed wrotami w słońcu się wygrzewa jak wieprz, jeno czarnym łbem potrzą-sa i długie wąsiska kręci, słoninę wędzoną je i piwo łyka, a brzuch mu rośnie i rośnie, że jenodaj Boże, aby się wrychle rozpękł.Teraz nowe zniszczenie wymyślili, pędzą ludzi do lasu,budy robią, będą popioły palić. A co to są budy i na co popioły palić będą?  pytam Matyska. Tom i ja przedtem nie wiedział, co to za rzecz, dopiero teraz pierwszy raz widzę.Przyje-chali kupcy ze Lwowa, same Niemcy, starszy między nimi Hayder się zowie, zakupili u panastarosty Koniecpolskiego wolność na budy w lesie.Będą rąbać drzewa, kopać piece, układaćstosami, a potem palić popioły, ługować i robić z tego potaż, a ten potaż powiozą na spław naJarosław do Sanu, a Sanem do Wisły, a Wisłą, hen, daleko, do samego Gdańska.Już zaczęliw kilkanaście siekier; Kajdasz z harapem plecionym chodzi, trzaska nim i wrzeszczy, ubogiludek do lasu pędzi. A w którymże to miejscu? Widzisz tam  pokazał palcem Matysek, prowadząc mnie na pagórek. Masz tobie  pomyślałem w duchu, bo Matysek właśnie w tę stronę pokazywał, kędy myz Semenem przebierali się nocą do polanki  a nuż i tam trafią!Ale nie pokazywałem tego przed Matyskiem, jeno mówię dalej: Mój Matysku, mam ja do ciebie prośbę; wiem, żeś ty dobra dusza i zawsześ nam byłżyczliwy.Trafić się może, że tu o mnie albo o matkę pytać się będą; może o ojcu jaka wieśćprzyjdzie, może i sam ojciec jeszcze wróci  kto wie, Bóg miłosierny i dziwnie się zdarza naświecie; może też ze Lwowa od Ormian przyjdzie jakie pisanie, może od Kozaka Semenaktoś mnie szukać będzie, bo ja mam jeszcze jego kobzę u siebie  tedy abyś o tym wiedział iwszystkim mówił, że matka moja jest w Strzałkowicach u tkacza Sebastiana, a ja będę w So-li, przy żupie na robocie.Może i pan Serebkiewicz, co ojcu tę niegodziwą furmankę naraił,przekazywać co będzie, a może i z zamku co przyjdzie.24  A może i Król Jegomość dopytywać się o ciebie będzie  rzecze, żartując znowu Maty-sek  a co jemu powiedzieć? Może i sam Król Jegomość  odpowiem, obracając żart w prawdę  co wiedzieć? boprzecież obiecał ojcu dać konfirmację na sołtystwo.Boże mój, Boże, a nużby królewski de-kret przyszedł! A ma ten dekret nogi?  pyta Matysek  bo jak nie ma, to sam nie przyjdzie. Matysku  rzekę, już zły  takiś wykrętniczek, że gadać szkoda do ciebie.Ja do ostatniejnędzy przyszedł, serce mi się pada od żałości, a ty sobie jeno śmieszki stroisz! Czart swoje, a baba swoje, jak mówią Rusini  odpowiada Matysek, ale masz wie-dzieć, że ja tak nie z swawoli tylko mówię.Widzisz, bo ja się na tym nie znam, ale podsłu-chałem, jak ksiądz pleban i pan chorąży o konfirmacjach mówili.Albo ty wiesz, czy król dałdekret, czy nie dał? A może dał, to i tak tobie z tego piskorz, skoro o nim nie wiesz.Po kon-firmację albo trzeba iść do kancelarii królewskiej, albo trzeba wiedzieć, kędy ją wysłano, naczyje ręce.Król do was przez osobne posły dekretu nie wyprawi; albo dekret czeka w Kra-kowie na was, a wtedy nic sobie z tego nie robi, że ty na niego czekasz w Podborzu, albo jużwysłany jest z Krakowa, a wtedy poszedł na zamek samborski a z zamku dopiero do Podbo-rza pojść by mu potrzeba, aby się wam dostał! To się nam nigdy nie dostanie!  wołam ja teraz, bo Matysek słowami swoimi jakby miświeczkę zapalił w ciemności. Mądrej głowie dość dwie słowie, a obuchem w łeb!  rzecze Matysek. Jeżeli dekret przyszedł na zamek, to z zamku tylko przez ręce podstarościego albo Kaj-dasza mógł był przyjść do nas! Jakżeby oni go nie ukryli! Król z dekretem, a Kajdasz z muszkietem  mówi na to Matysek. A teraz zostańzdrów, Hanusik! Na plebanii pewnie już pochrypli od wołania: Matys! Matys! A gdzieżeśto, psianogo! Ani mnie to minie, że wezmę po uszach! Jak co zobaczę, jak co usłyszę, abyco ważnego a dobrego, to choćby do Soli posztykulam do ciebie, chociem chromy, boście wydla mnie zawsze dobrzy byli, i ty, i Markowa! Hej, hej, żebyście to wy na sołtystwo wrócili!A tobym ja rad zagrał Kajdaszowi na waletę ot, na tę nutę:%7łegnaj cię pies, żegnaj cię pies, Cyganku!Witaj cię bies, witaj cię bies, Cyganku!I Matysek odszedł śpiewający.Jak mnie zostawił, tak długą chwilę stałem na miejscu,rozmyślając nad tym, co mi powiedział.Co teraz robić? A nuż dekret królewski dla ojca jużbył albo jest, albo niebawem będzie, jakże o tym wiedzieć? jako go dostać? Czy z kancelariikrólewskiej, do której mnie, biednemu, jakże trafić? czy z zamku, co jeszcze gorzej, bo go ciniecnotliwi ludzie zatrzymają, ukryją, zdrapią! Iśćże teraz w świat za zarobkiem czy zostać idekretu królewskiego patrzeć?Tak mi kołatały myśli w głowie, a tymczasem wszedłem w las, kierując się ku polanie, namiejsce, gdzie Semen zakopał tę swoją tajemniczą rzecz, o której ja nie wiedziałem, co zaczbyła, a na którą trafić mogą ludzie, co w lesie piece kopać i popioły palić będą.Pamiętałem dobrze każdy znak, z łatwością się rozpoznałem, ale jeszcze dość daleko byłood Semenowej polany, a już słyszę: bach! bach! bach! walą chłopy siekierami, a las jakbygadać umiał, bach! bach! bach! milami odpowiada, że wyraznie się zda, jakżeby drzewa zestrachu na siebie wołały.Przychodzę na samo miejsce, patrzę i oczom nie wierzę: na polanie, o której Semen my-ślał, że tam chyba wilk czasem zabłądzi, roi się od ludzi, stoją szałasy z gałęzi i wózki, leżąwszędy topory, piły, rydle, sznury, drabiny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •