[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko że wtedy wiele pytań pozostałoby bez odpowiedzi.88Uzyska te odpowiedzi tutaj, żeby przygotować się na przyszłość lub jedyniezaspokoić swoją ciekawość, zależnie od tego, co usłyszy, a potem zabije ich obu.Kilka odpowiedzi więcej, dwóch ćpunów mniej.Drobny zysk i niewielka stra-ta.W sąsiednim pokoju znów przyszła kolej na Henry ego. Dobra, Henry powiedział George Biondi. Uważaj, bo to podchwytli-we pytanie.z geografii.Jak brzmi nazwa jedynego kontynentu, na którym kangurysą rodzimą formą życia?Napięta cisza. Johnny Cash odparł Henry, co przyjęto huraganową salwą śmiechu.Zciany zatrzęsły się. Cimi spiął się, czekając, aż domek z kart (który stanie się Wieżą tylko wtedy,gdy pozwoli na to Bóg albo siły rządzące wszechświatem w Jego imieniu) sięrozsypie.Karty lekko zadrżały.Jeśli upadnie jedna, rozsypią się wszystkie.Balazar podniósł głowę i uśmiechnął się do Cimiego. Paisan powiedział. Il Dio est bono; il Dio est malo; temps estpoco-poco; tu est une grande peeparollo. Cimi uśmiechnął się. Si, senior odparł. Io grandę peeparollo; Io va fanculo por tu. None va fanculo, catzarro rzekł. Eddie Dean va fanculo.Z łagodnym uśmiechem zabrał się do układania drugiego poziomu swej wieżyz kart.* * *Kiedy furgonetka podjechała do krawężnika nieopodal lokalu Balazara, ColVincent akurat patrzył na Eddiego.Zauważył rzecz niewiarygodną.Chciał cośpowiedzieć, ale nie mógł.Język przywarł mu do podniebienia i zdołał wydobyćz siebie tylko zduszony pomruk.Zobaczył, że oczy Eddiego zmieniają kolor z piwnego na niebieski.* * *Tym razem Roland nie podjął świadomej decyzji, aby wysunąć się do przodu.89Po prostu skoczył bez zastanowienia, tak odruchowo, jakby zerwał się z krzesłai sięgnął po broń na widok kogoś wpadającego do baru. Wieża! przemknęło mu przez myśl. To Wieża, mój Boże, Wieża sięga-jąca nieba, Wieża! Widzę Wieżę sięgającą nieba, nakreśloną liniami czerwonegoświatła! Cuthbercie! Alanie! Desmondzie! To Wieża! Wie.Poczuł, że Eddie stawia opór nie walczy z nim, lecz usiłuje porozmawiać,rozpaczliwie próbując mu coś wyjaśnić.Rewolwerowiec wycofał się, nasłuchując rozpaczliwie słuchając, jakgdzieś na plaży, nie wiedzieć jak odległej w przestrzeni i czasie, jego bezsilneciało porusza się i drży niczym człowiek pogrążony w ekstatycznym lub kosz-marnym śnie.* * * Szyld! krzyczał niemo Eddie w swojej głowie.i głowie tego drugiego. To szyld, po prostu neonowy szyld.Nie wiem, co to za wieża, o której myślisz,ale to tylko bar, lokal Balazara.Krzywa Wieża nazwał ją tak, jak nazywa sięta w Pizie! To tylko neon, który ma wyglądać jak ta pieprzona Krzywa Wieżaw Pizie! Przestań! Przestań! Chcesz, żeby nas zabili, zanim będziemy mieć okazjęich załatwić? Piza? powtórzył niepewnie rewolwerowiec i spojrzał jeszcze raz.Szyld.Tak, rzeczywiście, teraz to widział.To nie była Wieża, ale Drogowskaz.Przechylony na bok, z licznymi żłobkowatymi ozdóbkami, był cudowny, lecz towszystko.Teraz rewolwerowiec dostrzegł, że ten znak był zrobiony z rurek, którew jakiś sposób wypełniono płonącym bagiennym ogniem.W niektórych miej-scach było go mniej niż w innych tam linie ognia pulsowały i brzęczały.Zauważył poniżej litery, również zrobione z płonących rurek Przeważnie byłyto Duże Litery: WIE%7łA zdołał odczytać, i tak, KRZYWA.Krzywa Wieża.Poprzedzało je krótkie słowo którego środkowej litery nigdy nie widział. Co to za znak? zapytał Eddiego. Bez znaczenia.Rozumiesz już, że to zwyczajny neon? Tylko to jest ważne! Rozumiem odparł rewolwerowiec, zastanawiając się, czy więzień na-prawdę wierzy w to, co mówi, czy też tylko tak gada, żeby wszystko nie zaczęłoim się walić na głowy, tak jak ta oznaczona ognistymi liniami wieża.Zastanawiałsię, czy Eddie wierzy, że jakikolwiek znak może być zwyczajny. No, to odpuść sobie! Słyszysz? Odpuść! Spoko? zapytał Roland i obaj poczuli, że się uśmiecha. Właśnie, spoko.Pozwól, że sam się tym zajmę.90 Tak.W porządku.Pozwoli, żeby Eddie się tym zajął.Na razie.* * *Col Vincent w końcu zdołał odkleić język od podniebienia. Jack wychrypiał głosem szorstkim jak sizalowy dywan.Andolini wyłączył silnik i z irytacją spojrzał na kompana. Jego oczy. Co z jego oczami? Właśnie, co z moimi oczami? zapytał Eddie.Col popatrzył na niego.Słońce już zachodziło, pozostawiając w powietrzu dogasający żar dnia, leczbyło jeszcze dostatecznie jasno, by Col zobaczył, tęczówki Eddiego znów są brą-zowe.Jeśli w ogóle były kiedyś niebieskie. Widziałeś to upierała się część jego świadomości, ale czy naprawdę? Colmiał dwadzieścia cztery lata i przez ostatnie dwadzieścia jeden nikt nie uważał goza godnego zaufania.Czasem bywał użyteczny.Niemal zawsze posłuszny.jeślikrótko go trzymać.Godny zaufania? Nie.W końcu Col sam przestał sobie ufać. Nic wymamrotał. No, to chodzmy powiedział Andolini.Wysiedli z furgonetki dostawczej.Idąc między Andolinim po lewej a Vincen-tem po prawej stronie, Eddie i rewolwerowiec wmaszerowali do Krzywej Wieży.Rozdział piątyRozgrywka i strzelaninaW pewnym bluesie z lat dwudziestych Billie Holiday, która pewnego dnia sa-ma miała się o tym przekonać, śpiewała: Lekarz rzekł mojej córce, żeby przestałabrać, bo po następnym zastrzyku już nigdy nie będzie ćpać.Henry Dean dostałswój ostatni zastrzyk zaledwie pięć minut przed tym, zanim furgonetka podjecha-ła pod Krzywą Wieżę i jego brata wprowadzono do środka.Ponieważ siedział po prawej ręce Henry ego, George Biondi znany wśródprzyjaciół jako Wielki George , a wśród wrogów jako Wielki Nochal zada-wał mu pytania.Teraz, gdy Henry siedział nad planszą, kiwając się i sennie mru-gając oczami, Tricks Postino włożył mu kostkę w dłoń, która już miała ten matowykolor świadczący o zaawansowanych zmianach, będących rezultatem długotrwa-łego zażywania heroiny i poprzedzających gangrenę. Twoja kolej, Henry powiedział Tricks i Henry pozwolił, by kostka wy-padła mu z ręki.Kiedy zapatrzył się w przestrzeń i nie wykazywał chęci, żeby przesunąć swójżeton, Jimmy Haspio zrobił to za niego. Spójrz tylko zachęcał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]