[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odpowiedź jest jednoznaczna i mało dla mnie pochlebna.Trzeba było, drogi Witia, wcześniej się do tego zabrać! Trzeba było wiać przy pierwszej nadarzającej się okazji.Albo jeszcze lepiej: trzeba było związać się z zachodnim wywiadem i przekazywać mu materiały o Akwarium, jak to czynili Pieńkowski, Konstantinow, Fiła-tow.Źle się stało.A może jeszcze da się coś zrobić? Za późno.Gdybym zdołał wyrwać się ze szponów Akwarium, siedziałbym cicho jak mysz pod miotłą.Albo mógłbym.Znieruchomiałem z napięcia.Ostateczny, nieodwracalny wniosek sam się nasuwa: jestem zdrajcą i renegatem, samowolnie porzucam reżim i dlatego zasługuję na najwyższy wymiar kary.Za to, że nigdy tego systemu nie zwalczałem również należy mi się KS.Teraz ratuję własną skórę, ale jeżeli wybrnę z tych tarapatów, wydam mu śmiertelny bój.Jeżeli zdołam się wywinąć, nie będę siedzieć cicho.Będę pracować dzień i noc, po wiele godzin.Jeżeli nie potrafię zrobić czegoś poważnego, napiszę przynajmniej kilka książek.Ale to sprawa drugorzędna.Uczynię, co w mojej mocy, żeby zadać im dotkliwe ciosy.Wiem, jak to zrobić, sami mnie tego nauczyli.Będę ryzykować.Nie dbam o własną skórę.Ostatnia sprawa: dokąd wiać? Wybór jest prosty: Wielka Brytania.Nie tak dawno Londyn wypędził 105 radzieckich dyplomatów - rezydentury KGB i GRU w pełnym składzie.Poza Wielką Brytanią nikt nie odważył się na takie posunięcie.Skoro potrafią skutecznie bronić własnych interesów, to może i moje uda się ochronić? Stu pięciu! Statystyka przemawia na korzyść Anglików.Teraz muszę pomyśleć, w jaki sposób skontaktować się z rządem Jej Królewskiej Mości.Jest tylko jedna droga, a mianowicie poprzez przedstawicieli tego rządu.Im mniej biurokratycznych szczebli, tym szybciej zapadnie decyzja.Do ambasadora nikt mnie nie wpuści, więc pójdę do byle jakiego wysoko postawionego angielskiego dyplomaty.Przed ambasadą brytyjską, amerykańską czy francuską na pewno czekają na mnie chłopcy z Akwarium.Muszę udać się do prywatnej rezydencji.Nasz Przechera ma się rozumieć i to przewidział, ale nie jest w stanie kontrolować wejść do wszystkich domów zachodnich dyplomatów wysokiej rangi.Poza tym pójdę pieszo, samochód ukryję w lesie.VIIAngielskł dyplomata mieszka w wielkim białym domu z kolumnami.Dróżki wysypane żwirem, wspaniały ogród.Jestem nieogolony, mam na sobie czarną skórzaną kurtkę, nie mam wozu.Zupełnie nie wyglądam na dyplomatę.Zresztą nie jestem dyplomatą.Już nie reprezentuję mojego kraju.Wręcz przeciwnie, jestem przestępcą ściganym przez mój kraj.W domu angielskiego dyplomaty wszystko jest inaczej niż zwykle.Nie ma dzwonka.Zamiast dzwonka na drzwiach mosiężna kołatka w kształcie lisiej mordki.Stukam.Najważniejsze, żeby otworzył gospodarz, a nie ktoś z domowników.Mam szczęście.Dziś sobota, nie poszedł do pracy i służba też ma wolne.- Dzień dobry.- Witam pana.Podaję mu mój paszport dyplomatyczny.Przez chwilę go wertuje, po czym gestem zaprasza do środka.- Mam list do rządu Jej Królewskiej Mości.- Proszę zgłosić się do ambasady.- Do ambasady nie mogę.Przekazuję ten list za pana pośrednictwem.- Nie ma mowy.Niczego nie przyjmuję.- Wstaje i otwiera przede mną drzwi wyjściowe.- Nie jestem szpiegiem i proszę mnie nie wciągać w te wasze szpiegowskie historie.- To nie szpiegostwo.Już nie.Jest to list do rządu Jej Królewskiej Mości.Może pan go przyjąć albo nie, ale uprzedzam pana, że za chwilę zatelefonuję do ambasady brytyjskiej i powiem, że list do rządu jest w pańskim posiadaniu.Zostawiam go tu, na biurku.Zrobi pan z nim to, co uzna za stosowne.Patrzy na mnie wzrokiem, który nie wróży niczego dobrego.- Proszę dać ten list.- Przepraszam, ale potrzebuję koperty.- Nie ma pan nawet koperty - oburza się.- Niestety.Kładzie przede mną papier, koperty, pióro.Papier odsuwam na bok, z kieszeni wyciągam plik karteczek z nazwami i adresami kawiarni i restauracji.Każdy szpieg ma w zapasie ze dwadzieścia takich karteluszków.Aby uniknąć tłumaczenia nowemu „przyjacielowi" miejsca przyszłego spotkania, daje mu się kartkę: zapraszam pana do tego lokalu.Szybko przeglądam cały plik.Wybieram jedną.Chwila zastanowienia, co napisać.Biorę pióro i stawiam trzy litery: GRU.Kartkę wkładam do koperty.Zaklejam i adresuję: „Do Rządu Jej Królewskiej Mości".Na kopercie przybijam swój ą pieczątkę: 173-W-41.- To wszystko?- Tak.Do widzenia.Jestem znów w lesie.Oto mój samochód.Pędzę przed siebie, byle dalej.Teraz spotkanie z miejscową policją również może zakończyć się fatalnie.Ambasada radziecka mogła dać znać na policję, że jeden z jej dyplomatów zwariował i krąży po kraju.Mogli zawiadomić Interpol, że uciekłem z milionem dolarów.Mogą wystosować protest, oświadczyć, że zostałem siłą porwany przez władze austriackie i zażądać natychmiastowego zwolnienia, w przeciwnym bowiem razie.Szumne deklaracje to przecież ich specjalność.Już czas.Muszę połączyć się telefonicznie z ambasadą brytyjską.Muszę wyjaśnić sprawę, nim pierwszy lepszy wiejski posterunkowy nie zatrzyma mnie i nie zawiadomi radzieckiego konsula.Wtedy będzie za późno na tłumaczenie.Po tym pierwszym spotkaniu raptem zacznę się niepohamowanie ślinić, śmiać się albo płakać, i przyślą po mnie specjalny samolot.Dopóki nie mam jeszcze ślinotoku, będę próbować.Znam kilka ustronnych budek telefonicznych.- Halo, ambasada brytyjska? Przekazałem list.Tak, wiem, że nie mogę rozmawiać z ambasadorem, ale potrzebuję kogoś odpowiedzialnego.Nie chcę nazwiska, sami zdecydujecie.Skierowałem list.Wreszcie kogoś znaleźli.- Słucham.kto mówi?- Przekazałem list.Ten, komu go oddałem zna moje nazwisko.- Naprawdę?- Tak jest.Proszę spytać.W słuchawce głucha cisza.Za moment ożyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]