[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas narady zakwestionowałam politykę federalnego programu, który lokował szumowiny pokroju Billy'ego Fostera w społecznościach takich jak nasza, niewiele dbając o dobro prawomyślnych mieszkańców.Jeden z prawników twierdził, że Armando Jones był niezupełnie prawomyślnym członkiem naszej społeczności.Aleja nie ustępowałam.Po moim gorącym wystąpieniu spodziewałam się, że nazwą mnie naiwną i każą wracać za biurko.Tymczasem prokurator okręgowy wykorzystał mój młodzieńczy entuzjazm i święte oburzenie.Szybko zebrał akta pięciu innych spraw chronionych świadków, których aresztowano w jego okręgu w ciągu ostatnich kilku lat.Zlecił, żebym została ekspertem od tych spraw, a także od procedur i strategii WITSEC i wkrótce mianował mnie łącznikiemmiędzy naszym biurem a miejscowymi przedstawicielami WITSEC z regio­nalnego oddziału Służby Marszali.Natychmiast doprowadziłam do procesu Simkina/Fostera, chociaż on do samego końca wierzył, że ci z WITSEC ochronią go przed odpowiedzialno­ścią za ostatnie przestępstwa.Trzeba im przyznać, że nie zrobili tego.Gdy szykowałam się do procesu Fostera, przeprowadziłam małą publiczną kam­panię przeciw WITSEC.Obrabiałam tyłki miejscowym przedstawicielom.A je­den z inspektorów terenowych ze Służby Marszali, takich jak Ron Kriciak, oskarżył mnie wręcz, że żywię się krwią z jego hemoroidów.Wkrótce potem kongresmanka z naszego okręgu poprosiła mnie, żebym wystąpiła przed komisją Kongresu badającą nadużycia WITSEC.Po tej afe­rze udzieliłam wywiadów do dziesiątek gazet i magazynów, występowałam w CNN, CNBC i w jakimś nocnym programie w stacji Fox, czego potem żałowałam.Producent programu „Today" namówił mnie do rozmowy na żywo z Mattem Lauerem.Zgodziłam się.Liczyłam na wycieczkę do Nowego Jor­ku, ale skończyło się na tym, że rozmawiałam z nim z miejscowego studia.Publiczne debaty zawsze miały podobny przebieg.Zwykle zapraszano do udziału kogoś z WITSEC.Powoływał się - to był zawsze mężczyzna - na liczbę przestępców skazanych na podstawie zeznań chronionych świadków, na wzorową ochronę bezpieczeństwa świadków i na wielkie postępy poczy­nione w walce z przestępczością zorganizowaną i kartelami narkotykowymi.Ja w odpowiedzi powoływałam się na bezpieczeństwo publiczne i wskazy­wałam na cenę, jaką płaci społeczeństwo za wypuszczanie na wolność bru­talnych przestępców.Prawda była taka, że po kilku tygodniach ludzi zmęczył nasz spór.Po kilku następnych tygodniach były nim też zmęczone media.Wydawało się, że moje pięć minut dobiegło końca.I wtedy pojawił się Ernesto Castro.Tamtego dnia w sądzie wymierzył we mnie swój gruby paluch i powiedział:- Zapamiętaj sobie.Za każdą cenną rzecz, którą stracę, ty stracisz dwie.Te słowa sprawiły, że dostałam kolejne pięć minut i pół stada nowych wielorybów.Podczas trzeciej sesji mój nowy terapeuta zadał mi oczywiste pytanie: zważywszy na konflikt i wszystko, co wiedziałam o najgorszych aspektach programu, dlaczego zdecydowałam się na wstąpienie do WITSEC?- Są dobrzy w tym, co robią - powiedziałam.- W ochronie świadków.Nie ma lepszych.Po tym, co się stało w Slaughter z Landon.Matyldą.wszystko jedno, wiedziałam, że potrzebuję dla niej najlepszej możliwej ochro­ny.Ludzie Ernesta Castro znaleźli mnie w Luizjanie.Nie wiem jak, nie wiem dlaczego.Wiedziałam tylko, że mnie znaleźli.Wiedziałam też, że potrzebuję lepszej ochrony niż ta, którą miałam w Luizjanie.Czułam, że WITSEC jest dla mnie jedynym wyjściem, więc poprosiłam przyjaciół, żeby skontaktowali się z prokuratorem generalnym w moim imieniu.I sprawdzili, czy może mi pomóc.- Ale tak naprawdę nie ufasz im? - zapytał doktor Gregory.Zawahałam się przed odpowiedzią.- Ufam im bardziej niż Ernestowi Castro.- A to znaczy?Podobał mi się sposób, w jaki mój terapeuta czasem mnie zmuszał do po­stawienia następnego kroku.Robert nigdy mnie nie naciskał, kiedy okazywa­łam niezadowolenie albo strach.Machałam mu przed nosem moim lękiem, udając niemal śmiertelnie przerażoną, a Robert podchodził do mnie, obejmował i cało­wał w czubek głowy.Zawsze wtedy głośno wdychał zapach moich perfum.To wspomnienie - Roberta wdychającego mój zapach -jest małym del­finem.Wciąż mnie cieszy i wzrusza.Wierzę, że Robert często wiedział, co się kryło za moimi unikami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •