[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musieli także pchnąć posłańca z doniesieniemo waszym przybyciu. Aha, sądzisz, że wojownicy wyjechali naprzeciw nas ze wsi? Tak.Wojownicy, z którymi mieliście do czynienia tam, nad wyschłą rzeką, chcieli waspociągnąć za sobą, nie mieli jednak czasu zaatakować, ponieważ postanowili przyjechać tutaj.Wysłali więc jednego lub kilku wojowników do swoich z rozkazem, żeby wyruszono prze-ciwko wam ze wsi.Tym posłańcom powierzyli także Sama Hawkensa.Po tych zarządzeniachzboczyli z poprzedniego kierunku i ruszyli ku Nugget-tsil.Chodziło o to, żebyście wy tejzmiany kierunku nie zauważyli, musiała się więc ona odbyć w miejscu, w którym nie zostająślady.Miejsca takie są rzadkie, trzeba ich szukać, a to zabiera czas.Dlatego też Keiowehowieme mogli nadejść tu wczoraj, ale dziś przybędą na pewno. A skąd wiesz, że ich nie ma jeszcze dotychczas? Wskazał na najbliższe wzgórze.Ponadlasem wznosiło się wysokie drzewo, którego korona stanowiła najwyższy punkt w tych gó-rach.Kto siedział na tym drzewie, a miał dobre oczy, mógł objąć wzrokiem całą pobliskąprerię. Mój brat nie wie odrzekł że wysłałem na drzewo wojownika, który tam uważa i zo-baczy Keiowehów, jak tylko się zbliżą, bo ma sokole oczy.Ujrzawszy ich, zejdzie natych-miast i doniesie mi o tym. To dobrze.Wiadomości od niego nie było, więc widocznie wrogów jeszcze nie widać.Czy sądzisz jednak, że nadciągną dzisiaj z pewnością? Tak, nie mogą zwlekać dłużej, jeśli chcą nas tu jeszcze zastać. Ależ oni nie mieli zamiaru dojść aż do Góry Nuggetów, chcieli tylko przygotować naciebie zasadzkę, kiedy będziesz wracał do domu. Byłoby się im to udało, gdybyś ich nie podsłuchał.Ponieważ jednak teraz jestem o tymuwiadomiony, zasadzka na nic się nie przyda, przeciwnie, ja zwabię ich tutaj.Do domu wra-całbym w kierunku południowym.i tam by się na mnie zaczaili.Teraz udam, że zmierzam napółnoc, i zwabię ich tu za sobą. Czy jesteś pewny, że pójdą za tobą? Tak, jestem pewny.Keiowehowie muszą wysłać zwiadowcę, by się przekonać, czy tu je-steśmy.Temu szpiegowi nie zrobimy nic złego i pozwolimy mu odejść spokojnie do swoich.Ze względu na niego kazałem tu sprowadzić konie.Jest ich ponad trzydzieści i pomimo twar-dego gruntu na osypisku będzie musiał zobaczyć ich ślady.Stąd podążymy do parowu, któryposłuży za pułapkę na Keiowehów.Zwiadowca nie pójdzie tam za nami, będzie tylko śledziłjakiś czas, czy odeszliśmy rzeczywiście, a potem wróci czym prędzej do swoich z wieścią, żeodjechaliśmy nie na południe, lecz na północ.Czy mój brat przyznaje mi słuszność? Tak.Wskutek tego porzucą myśl urządzenia zasadzki, przybędą tutaj i stąd puszczą sięza nami. Jestem pewien, że tak uczynią.Santer, którego musie pochwycić, jeszcze dziś będzie wmym ręku. A co z nim zrobisz? Proszę mego brata, żeby mnie o to nie pytał.On umrze.To wszystko.213 Gdzie? Tu? Czy zaprowadzisz go do puebla? To jeszcze nie postanowione.Prawdopodobnie nie będzie takim tchórzem jak Rattler,któremu musieliśmy zadać szybką śmierć jak psu i mazgajowi.Słuchaj! Dolatuje mnie tętentnaszych koni.Opuśćmy to miejsce, wrócimy tu potem z jeńcami.Przyprowadzono konie.Mój koń i Mary Hawkensa były też z nimi.Każdy prowadzał swe-go konia za cugle, gdyż droga była zbyt niewygodna, by można było ich dosiąść.Winnetou szedł na czele.Sprowadził nas z polanki na północ, potem w las opadający dośćstromo ku dołowi.Na dole znajdowała się otwarta łąka.Tam wsiedliśmy na konie i pojechali-śmy ku wznoszące] się jak wysoki, prostopadły mur, skalnej ścianie, którą przecinał wąskiparów.Wskazując na ten parów, Winnetou powiedział: Oto pułapka, o której mówiłem.Teraz przez nią przejedziemy.Słowo to określało bardzo dobrze wąskie przejście, którym teraz przejeżdżaliśmy.Zcianybiegły z obu stron prawie prostopadle ku niebu i nie podobna było się na nie wdrapać.GdybyKeiowehowie okazali się tak głupi i wjechaliby tutaj po obsadzeniu przez nas obu wejść, bro-nić się tu byłoby z ich strony szaleństwem.Droga nie wiodła prosto, lecz skręcała to w prawo, to w lewo i kwadrans upłynął, zanimstanęliśmy u wylotu parowu, gdzie zsiedliśmy z koni.Po chwili ujrzeliśmy Apacza, którywypatrywał z drzewa Keiowehów. Przybyli oznajmił. Chciałem ich zliczyć, ale nie mogłem, bo nie jechali pojedynczo ibyli jeszcze bardzo daleko. Czy zwrócili się ku dolinie? pytał Winnetou. Nie.Zatrzymali się na prerii i rozłożyli pośród zarośli.Potem oddzielił się od nich jedenwojownik i poszedł piechotą ku dolinie. To zwiadowca.Mamy właśnie, tyle czasu, żeby pułapkę otworzyć, a potem zamknąć.Mój brat Old Shatterhand wezmie z sobą Stone'a, Parkera i dwunastu moich wojowników iobejdzie górę tu, po lewej stronie.Koło bardzo grubej i wysokiej brzozy, jaką tam ujrzy, wej-dzie w las, który się powoli wznosi, a po drugiej stronie znowu opada.Przybywszy tam, znaj-dzie się mój brat w przedłużeniu doliny, skąd wyszliśmy na Nugget-tsil.Idąc dalej tą doliną,dotrze niebawem na miejsce, gdzie zostawiliśmy konie, a dalszą drogę już zna.Niech jednaknie posuwa się otwartą doliną, lecz jej brzegiem i kryje się w lesie.Old Shatterhand będziesiedział w tym lesie, skąd po drugiej stronie prowadzi wejście do parowu.Spostrzeże nie-przyjacielskiego zwiadowcę, ale mu nie będzie przeszkadzał w śledzeniu.Potem zobaczynadchodzących nieprzyjaciół i pozwoli im wejść do parowu. Więc taki jest twój plan mówiłem dalej za niego. Ty zostaniesz tutaj, aby obsadzićwyjście, a ja wrócę drogą okrężną, opisaną teraz przez ciebie, do stóp Nugget-tsil, aby tamzaczekać na nieprzyjaciół i towarzyszyć im potajemnie, dopóki nie wejdą do pułapki? Tak sobie to wyobrażam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]