[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie uczą was fizyki w szkole czy co? W ogóle co to takiego te atomy lodówki?- Najmniejsze możliwe cząstki lodówki - wyjaśnił Yo-less.Johnny tymczasem zaczął się buntowniczo zasta­nawiać.Może jednak daje się zbierać czas.No bo prze­cież mówi się: czas ucieka, przecieka między palcami, mija, marnuje się.Skoro można z nim robić tyle dziw­nych rzeczy, to dlaczego nie oszczędzać czy zbierać?! Pewnie, to tylko takie określenia, wszystko zależy od punktu widzenia, ale należy wziąć pod uwagę, że pani Tachyon ma nawet nie skrzywiony pogląd na świat, ale skręcony jak korkociąg.Rozwiązał worek i coś mu z sykiem dmuchnęło przez palce.- Nie możesz mieć najmniejszej możliwej cząstki lodówki! - Kirsty odzyskała dar wymowy.- Są tylko atomy żelaza i innych pierwiastków!- No to molekuła lodówki - zgodził się Yo-less.- Po atomie ze wszystkiego, co jest niezbędne, by zro­bić lodówkę.- Nie ma czegoś takiego! No dobrze: można wziąć po atomie ze wszystkiego, co jest potrzebne do wyko­nania lodówki, ale to i tak nie będzie żadna molekuła lodówki, bo.Co ja za bzdury opowiadam! Przez was zaczynam myśleć tak jak wy!Reszta wszechświata twierdziła, że czas nie jest przedmiotem, tylko sposobem, w jaki Natura się za­bezpieczyła, aby wszystko nie działo się natychmiast, rozumował Johnny.Pani Tachyon skomentowałaby owo twierdzenie zwięźle: „To ci się tylko tak wyda­je.” i robiłaby po swojemu.Dotarli wreszcie do ogródków działkowych, przez które prowadziła ścieżka.Ogródki wyglądały zwyczaj­nie, a przypadkowo napotkane osoby - głównie w star­szym wieku - wyglądały zupełnie jak działkowicze.Tyle że na widok wózka kolejno przestawali kopać, grabić czy podlewać, a zaczynali w milczeniu obser­wować, jak to zwykle na działkach bywa.- To przez tę kurtkę Yo-lessa tak się na nas ga­pią - syknęła Kirsty.- Purpurowo-zielono-żółta.Oczy bolą.I jest z plastyku, tak? A plastyk jest od niedaw­na.Naturalnie to może być T-shirt Bigmaca: mało kto paraduje z napisem „Ciężki wariat” na sobie.Działkowicze akurat obrabiali fasolę i ziemniaki.Johnny jako jedyny z obecnych wiedział, że zbiorą wyłącznie odłamki.Bo tej nocy działki obok Paradise Street zostaną zbombardowane.- Nie widzę obwodnicy! - oświadczył nagle Big-mac.- Ani wieży telewizyjnej.- Za to jest sporo zapasowych kominów fabrycz­nych - dodał Yo-less.- I w ogóle nie ma ruchu ulicz­nego.Gdzie się podziały wszystkie samochody?!Johnny resztką zdrowego rozsądku zapanował nad sobą, by nie powiedzieć, że poszły do wojska: w maju 1941 roku większość pojazdów faktycznie była w armii.Przez rzekę prowadził wąski kamienny most.Gdy znaleźli się w połowie drogi, Johnny się obejrzał: para bardziej upartych działkowców ciągle im się przyglą­dała.Wzgórek, z którego zeszli, miał nieco szarawy odcień, jaki zwykle przybierają pola leżące w pobliżu miast, jakby wiedziały, że jedynie kwestią czasu jest, kiedy znajdą się pod betonem.- Pamiętam, kiedy wszystko to były budynki-mruknął do siebie.- Co mówisz?- Nic ważnego.- Trochę poznaję.- Bigmac był wyjątkowo poważ­ny.- To River Street, a na rogu to sklep starego Patela, nie?Ale napis na oknie informował: PAL WOODBINES J.Wilkinson (właśc.).- Woodbines? - zdziwił się Bigmac.- To jakiś gatunek papierosów, przecież pisze -parsknęła Kirsty.Obok przejechał samochód.Był czarny, ale nie tak jak tamten na wzgórzu; był pochlapany błotem i miał plamy rdzy na dodatek.Wyglądał, jakby ktoś, zamie­rzając zrobić naprawdę duży model, mniej więcej w po­łowie zmienił zdanie, ale już było trochę za późno.Kierowca prowadzący owo dziwadło aż odwrócił gło­wę, tak intensywnie im się przyglądał.O ludziach na ulicy trudno było coś powiedzieć poza tym, że przeważały płaszcze w stu odcieniach nudy.- Nie powinniśmy tak stać - stwierdziła Kirsty.-Ludzie się nam przyglądają.Chodźmy po gazetę, wte­dy będziemy wiedzieli, kiedy jesteśmy.Ale tu przy­gnębiająco!- Może być depresja - zasugerował nieśmiało John­ny.- Mój dziadek mówił, że wtedy nie było wesoło.- Nie ma telewizji, wszyscy chodzą w niemodnych ciuchach, nie ma uczciwych samochodów - podsumo­wał Bigmac.- Nic dziwnego, że wszyscy są w depresji.- Bigmac, bądź uprzejmy patrzeć pod nogi.Każdy drobiazg, który tu zrobimy, może mieć poważne skut­ki w przyszłości - oznajmiła Kirsty.- To dotyczy wszystkich.Jasne?Bigmac na straży wózka został na chodniku, a po­zostali weszli do narożnego sklepu.Wewnątrz było ciemno i pachniało pastą do podłogi.Johnny był raz ze szkolną wycieczką w muzeum, w którym część ekspozycji stanowiła rekonstrukcja uli­cy i sklepów z okresu przedwojennego, czyli z dawnych dni.Było to całkiem interesujące, choć wszyscy usilnie się starali, żeby tego nie okazać, bo jak człowiek prze­stanie się pilnować, to nauczyciele wcisną mu następ­ny kawałek wykształcenia.Jeden ze sklepów wyglą­dał zupełnie tak jak ten, w którym się znaleźli, jeśli nie liczyć kota śpiącego na worku psich biszkoptów.I za­pachu.Dominowała w nim pasta do podłogi, ale można było rozróżnić także parafinę, gotowanie i pajęczyny.Niewysoka niewiasta w okularach przyjrzała im się uważnie.- Co mogę dla was zrobić, kochani? - spytała i pa­trząc na Yo-lessa, dodała: - Sambo jest z wami, tak?Dawne dniGuilty wygramolił się na worki i miauknął zado­wolony.Bigmac zignorował go, obserwując ruch drogowy, którego właściwie nie było.Jakieś dwie kobiety spo­tkały się na środku ulicy i gadały sobie w najlepsze, nie zwracając uwagi na resztę świata, choć jedna od czasu do czasu oglądała się na Bigmaca.Na wszelki wypadek skrzyżował ręce na piersiach, przysłaniając nadruk na koszulce: „Heavy Mental”.A potem dokładnie przed nim stanął samochód.Kierowca wysiadł, obrzucił Bigmaca przelotnym spoj­rzeniem i odszedł, skręcając za narożnik.Bigmac przyjrzał się samochodowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •