[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Davis uświadomił sobie, że uczestniczy w mumifikacji prowadzonej metodą oszczędnościową.Nie nacięto zmarłego, nie wyjęto z niego wnętrzności.Po prostu pompowano go do pełna silnym roz­puszczalnikiem, który wyługuje trzewia.Po napeł­nieniu zmarły zostanie zaszyty i pokryty natronem, który go wysuszy.W tym czasie olejek będzie działał od środka.Po upływie określonego czasu balsamiści przetną szwy, wypuszczą rozpuszczalnik i poślą no­wego Ozyrysa na miejsce jego wiecznego spoczynku.Davis wiedział, że był jeszcze tańszy sposób mumifikowania, przy którym nie używano nawet olejku cedrowego; po prostu okładano ciało natronem na tak długo, aż zupełnie wyschło.Zastanowił się, czy ci, którzy otrzymywali tak skąpe przygotowanie, też mogli liczyć na wieczne życie pozagrobowe i wę­drówkę po niebiosach wraz z bogami na łodzi słońca.Bez wątpienia liczyli na to.Rozumiał już, dlaczego Egipcjanie byli tacy pogodni.Jak długo mogli zapewnić swoim ciałom jakiekolwiek przygotowania do życia, które miało nastąpić, mieli zagwarantowaną faktyczną nieśmiertelność - nie tylko królowie, ale nawet pokorni kupcy, wioślarze, rolnicy.Nie mieli powodów do rozgoryczenia, że pełnią taką czy inną rolę w życiu doczesnym: czekały na nich lepsze czasy, które miały trwać wiecznie.Pierwszy dzień w nekropolii ciągnął się Davisowi w nieskończoność.Krążył między namiotami, włą­czając się do pracy wszędzie, gdzie miał wrażenie, że może być przydatny, i robiąc wszystko, co - jak mu się zdawało - chcieli, aby robił.Czuł się tak, jakby śnił w malignie o jelitach i ich smrodzie, o solach i olejach, o ciałach zmarłych, leżących jak mięso na drewnianych stołach.Zdumiało go, że śmierć zebrała tego dnia w Tebach tak obfite plony, ale zaraz uświadomił sobie, że zgromadzone tu ciała nie pochodziły z jednego dnia.Proces mumifikacji trwał kilka miesięcy i były tu ciała we wszystkich stadiach przygotowań, od tych, które dopiero przeszły wstępne oczyszczanie, po takie, które uzyskały już wymagany poziom osuszenia i były gotowe do przeniesienia do miejsca spoczynku na wzgórzach.Kilka razy w ciągu tego dnia przybywali tu nowi zmarli.Przynoszono ich w lektykach, a po obu stronach szli przyjaciele i rodzina, pogrążeni w smutku.Z tyłu postępowała grupa zawodowych żałobnie, szlochających kobiet o nagich piersiach i rozwichrzonych włosach.Davis pomagał przy stawianiu namiotu dla jednego z nowo przybyłych.Była to najprzyjemniejsza z czynności, które wy­konywał tego dnia: szybka, porządna, czysta robota.Późnym popołudniem, kiedy niebo zaczynało już czerwienieć za poszarpanymi szczytami wzgórz, był świadkiem drugiego końca procesu: wyruszenia kon­duktu żałobnego na cmentarz.Zmarły musiał być kimś znaczącym, gdyż w procesji szli najpierw służący, którzy nieśli rzeźbione w zawiły wzór alabastrowe naczynia, najprawdopodobniej z żyw­nością i wonnymi olejkami potrzebnymi w przyszłym życiu oraz mężczyźni dźwigający ciężkie, bogato zdobione drewniane skrzynie, zapewne z najwspa­nialszym odzieniem, cennymi przedmiotami użytko­wymi i skarbami, które zabierał ze sobą.Za nimi ciągnięto na saniach cztery słoje z polerowanego kamienia, zawierające zabalsamowane wnętrzności nieboszczyka.Obok szedł kapłan, odmawiając modły.Następnie na kolejnych saniach, pozłacanych i z hebanowymi płozami jechała mumia w eleganckiej skrzyni na łożu z baldachimem.Towarzyszyło jej czterech następnych kapłanów, a za nimi szli człon­kowie rodziny i przyjaciele, już bez smutku, za to spokojni i dumni, że biorą udział w tak okazałym pogrzebie.Na samym końcu procesji znowu szło kilkanaście jęczących i bijących się w piersi za­wodowych płaczek, a każda z nich rozpaczała tak, jakby odprowadzała własnego męża lub ojca, którego śmierć zabrała jej tego ranka.Kondukt przeszedł przez wioskę baisamistów i skierował się ku odległej ścianie skalnej, majaczącej na horyzoncie po zachodniej stronie.Davis pomyślał, że pogrzeb był tak okazały, iż mogło chodzić co najmniej o wezyra, sędziego lub wysokiej rangi kapłana.A może księcia.- Czy wiesz, kogo tam niosą? - spytał stojącego obok człowieka- Myślę, że Mahu.Był nadzorcą królewskich spichlerzy.- Bogaty?- Bogaty? Mahu? Nie, nie bardzo.Mahu był na to zbyt uczciwy.Davis patrzył za oddalającym się konduktem.Jak wspaniale wyglądał ten pochód, oświetlony promie­niami zachodzącego słońca! A był to pogrzeb za­ledwie urzędnika.Ciekawe, jak wygląda w takim razie procesja żałobna szlachcica albo króla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •