[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.00.Jeff wybrał „Zalacaín” - luksusowy lokal, gdzie potrawy były wyśmienite, a obsługa wzorowa.Wybrali się tam o 22.00.Tracy w najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie tak wspaniałego obiadu.Mimo że nie zamawiała deseru, kelner podał niezwykle kruche ciasto, chyba najsmaczniejsze, jakie kiedykolwiek jadła.Po obiedzie długo nie wstawała od stolika, syta i zadowolona.- To był doskonały obiad.Dziękuję.- Cieszę się, że ci smakował.Zapamiętaj to miejsce.Można przyprowadzić tu kogoś, na kim człowiekowi naprawdę zależy.- A tobie na mnie zależy, Jeff? - Tracy wpatrywała się w niego.- Możesz być pewna.- Roześmiał się.- Poczekaj, to jeszcze nie koniec.Później była niezbyt zachęcająca bodega - zadymiona kawiar­nia, pełna ubranych w skórzane kurtki hiszpańskich robotników, pijących alkohol przy barze i przy tuzinie stolików obok baru.Na końcu sali było małe podwyższenie, rodzaj sceny - tablado, gdzie dwóch mężczyzn grało na gitarach.Tracy i Jeff usiedli przy małym stoliku obok sceny.- Co wiesz o flamenco? - zapytał Jeff głośno przekrzykując hałas.- Tylko tyle, że jest to hiszpański taniec.- Pierwotnie cygański.W eleganckich nocnych klubach Mad­rytu możesz zobaczyć jego namiastkę, ale tu zobaczysz prawdziwe flamenco.Jeff mówił to z wielkim, trochę komicznym entuzjazmem.Tracy roześmiała się.Za chwilę zobaczysz klasyczne cuadro flamenco, grupę śpiewa­ków, tancerzy i gitarzystów.Zaczynają razem, a potem występują oddzielnie.Siedząc w kącie sali, przy kuchni, Daniel Cooper zastanawiał się, o czym rozmawiali z takim zapałem.- Taniec jest bardzo skomplikowany i wymaga wielkiej har­monii.Muszą przy nim współdziałać wszystkie elementy: ruchy tancerzy, muzyka, kostiumy, rytm.- Skąd wiesz to wszystko?- Znałem kiedyś pewną tancerkę flamenco.Nic dziwnego” - pomyślała Tracy.Zaraz potem światła przygasły nieco, a małą scenę oświetliły reflektory.To był początek.Najpierw kilkoro muzyków i tancerzy niby przypadkiem weszło na podwyższenie.Kobiety w kolorowych spódnicach i bluzkach, z włosami zaczesanymi wysoko, po andaluzyjsku, ozdobionymi kwiatami.Mężczyźni w tradycyjnych obcisłych spodniach i bluzach mieli na nogach błyszczące kordobańskie buty ze skóry.Jeden z nich zagrał jakąś melodię, potem przyłączyli się pozostali.Ze sceny popłynęła smutna, tęskna muzyka, w takt której jedna z siedzących kobiet zaśpiewała po hiszpańsku:Yo queria dejarA mi amante,Pero antes de que pudiera,Hacerlo elle me abandonóY destrozó mi corazón.- Czy rozumiesz, o czym ona śpiewa? - spytała Tracy szeptem.- Tak.„Chciałam porzucić mego kochanka, ale zanim to zrobiłam, on porzucił mnie i złamał moje serce”.Tancerka pojawiła się na środku sceny.Zaczęła od prostego zapateado, czegoś w rodzaju uwertury, tańczonej z przytupywaniem, stopniowo, jakby od niechcenia, przyspieszając tempo.Muzyka gitar, to szybka, to powolniejsza, wypełniała jej ciało pulsującym rytmem, na początku powolnym, potem coraz gwałtowniejszym, bardziej zmysłowym.Coraz szybszy, jednostajny rytm nadawał widowisku wprost nieprawdopodobną ekspresję.Muzyka dyktowała kolejne kroki tańca: allegria, fondanguillo, zambra, seguiriya, a pub­liczność podsycała zapał tancerzy okrzykami.Krzyki: „Olé tu madre!”, „Olé tus santos!” i „Anda! Anda!”, tradycyjne jaleos i piropos, sowa potęgujące jeszcze zmysłowość tańca, wprawiały ciała tancerzy w narkotyczny trans.Nagle muzyka i taniec urwały się w jednej sekundzie i w sali zapanowała cisza.Potem rozległy się okrzyki aplauzu.- Cudowne! - wykrzyknęła Tracy.- To dopiero początek - odpowiedział jej Jeff.Inna tancerka, o typowo kastylijskiej urodzie, pojawiła się na środku sceny.Wydawała się pogrążona we własnych myślach, nieobecna.Gitarzyści rozpoczęli grę - ciche, płaczliwe bolero, canto rodem ze wschodu.Do kobiety zbliżył się tancerz i jednocześ­nie odezwały się szczękliwe uderzenia kastanietów.Siedzący tancerze rozpoczęli jaleo i ich rytmiczne klaskanie, nieodłączny element flamenco, uzupełniło muzykę i taniec podkreś­lając rytm, od którego teraz cała sala zdawała się drżeć, pulsować echem zapateado, hipnotycznego taktu, wybijanego czubkiem buta piętą i podeszwą.Ciała tancerzy zbliżały się i oddalały od siebie w szalonym transie, aż wreszcie jak gdyby zapłonęły w ekstazie bezwstydnej, zwierzęcej namiętności, która ogarniała po chwili rozpaloną widow­nię.Gdy reflektory na moment zgasły, a potem zapaliły się znowu, ludzie tupali i szaleli.Krzyczała również Tracy.Czuła seksualne podniecenie i bała się spojrzeć w oczy Jeffowi.Atmosfera wokół nich pulsowała.Tracy spoglądała na stół, na silne, opalone ręce Jeffa i wydawało się jej, że ręce te przesuwają się wzdłuż jej ciała, powoli, coraz szybciej, gwałtowniej, aż w końcu ukryła dłonie, aby nie dostrzegł ich drżenia.W drodze powrotnej prawie ze sobą nie rozmawiali.Dopiero przy drzwiach swojego pokoju Tracy spojrzała na Jeffa i powiedziała:- To było naprawdę.Ich usta zetknęły się.Ramiona Jeffa obejmowały ją, a ona sama, bezwolnie, tuliła się do niego kurczowo.- Tracy.?Otworzyła oczy, aby powiedzieć tak.Opanowała się z najwięk­szym trudem.- Tyle wrażeń jednego dnia, Jeff.Trzeba iść spać.- Och.- Jutro nie namówisz mnie na żadne wycieczki.Zostanę w pokoju i prześpię cały dzień.Jego głos był chłodny i opanowany.- Niezły pomysł.Ja chyba zrobię to samo.Żadne z nich nie uwierzyło drugiemu.29Następnego dnia o dziesiątej długa kolejka jak co dzień ustawiła się przed drzwiami muzeum Prado.Gdy wreszcie się otwarły, Tracy ujrzała wewnątrz drugie drzwi, obrotowe, przez które zwiedzający przechodzili pojedynczo pod czujnym okiem strażnika [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •