[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zabawimy się troszeczkę.Brzmiało to zachęcająco.- Daj mi godzinę na przygotowanie, a potem przyjdź do pokoju - powiedziała.- Dlaczego aż godzinę? - zapytał Jeff.Uśmiechnęła się odparła:- Tyle czasu zajmie mi przygotowanie wszystkiego.Jeff czekał z coraz większą ciekawością, a kiedy w końcu wszedł do pokoju, powitała go w drzwiach na wpół rozebrana.Sięgnął do jej wdzięków, ale złapała go za rękę i powiedziała:- Chodź no tutaj.Wszedł do łazienki i osłupiał, nie dowierzając własnym oczom.Wanna wypełniona była sześcioma gatunkami galaretki Jell-O, zmieszanej z ciepłą wodą.- Co to takiego? - zapytał.- To na deser.Rozbieraj się, chłopczyku.- Jeff rozebrał się.- A teraz wskakuj do wanny.Wszedł do wanny i usiadł w niej, doznając chyba najbardziej niezwykłego wrażenia w swoim życiu.Miękka, śliska galareta wypełniała każdą wklęsłość jego ciała, masując delikatnie ze wszystkich stron.Blondynka weszła do wanny w ślad za nim.- Teraz - zapowiedziała - pora na lunch.- Zaczęła od jego piersi i przesuwała się dół ciała, zlizując po drodze galaretkę.- Mm, słodziutki jesteś.Najlepiej smakuje ta truskawkowa.Jej szybki, zwinny język w połączeniu z ciepłą, lepką Jell-O dostarczał Jeff owi nieopisanych wrażeń erotycznych.Wtem, wśród mlaskań i pojękiwań, drzwi do łazienki otworzyły się z trzaskiem i ukazał się w nich Wielki Zorbini w całej okazałości.Sycylijczyk rzucił krótkie spojrzenie na żonę, potem na przerażonego Jeffa i jęknął:- Tu sei ima puttana! Vi ammazzo tutti e due! Dove sono i miei coltelli?Jeff nie zastanawiał się nad sensem tych słów, ale właściwie zrozumiał intencję.Podczas gdy Wielki Zorbini wybiegł z łazienki po swoje noże, Jeff wyskoczył z wanny jak oparzony, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy od różnokolorowej galaretki, i porwał swoje ubranie.Wyskoczył przez okno nagi i popędził aleją.Ktoś krzyknął za jego plecami, a w chwilę później usłyszał świst noża przelatującego koło jego głowy.W ślad za nim świsnął następny, ale chłopak już był poza jego zasięgiem.Ubrał się w jakimś rowie, wciągając spodnie i koszulę na kleistą galaretkę, którą wyciskał spod ubrania po drodze do przystanku.Tam złapał pierwszy autobus wyjeżdżający z miasta.W pół roku później był w Wietnamie.Każdy żołnierz walczy na innej wojnie.Jeff wyniósł ze swoich wietnamskich doświadczeń pogardę dla biurokracji i głęboką niechęć do autorytetów.Dwa lata zmarnował na wojnie, która nie mogła być wygrana.Przeraziło go to, jak wiele pieniędzy, sprzętu, istnień ludzkich zmarnowało się w dżunglach Wietnamu, nabrał obrzydze­nia do zdrad i podstępów generałów i polityków, realizujących swoje drańskie plany kosztem żołnierzy.„Wrobiono nas w wojnę, której nikt nie chce - myślał - to właśnie jest robienie w jajo.Na kolosalną skalę”.Na tydzień przed zwolnieniem z wojska dotarła do Jeffa wiadomość o śmierci wujka Willie.„Karnawał” rozpadł się.Przeszłość przestała istnieć.Teraz należało pomyśleć o przyszłości.Następne lata obfitowały w przygody, Jeff cały świat trak­tował jak „Karnawał”, a ludzi - jak swoich klientów.Sam wymyślał gry.W gazetowych anonsach oferował kolorowe wize­runki prezydenta USA za jednego dolara.Gdy otrzymywał dola­ra - wysyłał swojej ofierze znaczek pocztowy z podobizną prezy­denta.W kolorowych magazynach zamieszczał ogłoszenia uprzedzające czytelników, że mają tylko sześćdziesiąt dni na wysłanie mu pięciu dolarów, bo potem będzie już za późno.Ogłoszenia nie zawierały informacji, co w zamian za owe pięć dolarów otrzyma klient, ale pieniądze napływały.Przez trzy miesiące Jeff zabawiał się w maklera giełdowego, sprzedając przez telefon fałszywe akcje spółek naftowych.Zawsze przepadał za żeglarstwem, więc kiedy pewien znajomy zaproponował mu zaokrętowanie na żaglowcu, udającym się właśnie w rejs na Tahiti, Jeff z miejsca zaciągnął się jako marynarz.Statek był piękny - piećdziesięciometrowy biały szkuner, lśniący w promieniach słońca pod pełnymi żaglami.Pokład wyłożony był drewnem tekowym, kadłub - zbudowany z długich, jasnych pni oregońskiej jodły.Na statku znajdował się wielki salon na dwanaście osób i kuchnia z elektrycznymi piecami.Kajuty marynarskie mieściły się w forpiku.Oprócz kapitana, stewarda i kucharza, na statku pracowało jeszcze pięciu majtków.Jeff pomagał w stawianiu żagli, czyszczeniu mosiężnych opraw świetlików, czasami, kiedy trzeba było zwinąć żagiel wspinał się po drabinkach linowych.Pasażerów było na szkunerze pięcioro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •