[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale umierający, ciężko chorzy ludzie mogą nie zrozumieć, że nie jesteśmy w stanie się nimi zająć.Mogą zaatakować laboratoria, zrozpaczeni i wściekli.— I przerażeni — dodał Tal Whitman.— Właśnie — przytaknął generał, nie wyczuwszy ironii.— Podczas symulacji sytuacji stresogennych okazało się, że istnieje taka możliwość i to bardzo poważna.— A jeśli chorzy lub umierający faktycznie mieliby przeszkodzić wam w pracy — spytała Jenny — zabilibyście ich?Copperfield obrócił się do Jenny.Słońce odbiło się od osłony twarzy.Na moment pleksiglasowe zwierciadło zasłoniło oblicze generała.Potem lekko się poruszył i twarz znów stała się widoczna, ale nie na tyle, by Jenny mogła dostrzec, jak naprawdę wygląda.Zamknięta w przezroczystym fragmencie hełmu twarz pozostała bez wyrazu.— Doktor Paige, jak mniemam?— Tak.— Cóż, pani doktor, jeśli terroryści albo agenci obcego rządu zastosują bakteriologiczną broń bojową przeciw społeczności amerykańskiej, zadaniem moim i moich ludzi będzie wyizolować, zidentyfikować oraz zaproponować środki zdolne powstrzymać mikroba.To wielka odpowiedzialność.Jeśli pozwolimy, by ktokolwiek — nawet cierpiące ofiary — przeszkodził nam, niebezpieczeństwo rozszerzenia zarazy wzrośnie dramatycznie.— Więc — naciskała Jenny — jeśli chorzy i umierający przerwą wam pracę, zabijecie ich.— Tak — powiedział beznamiętnie.— Nawet uczciwi ludzie czasem muszą wybrać mniejsze zło.Jenny popatrzyła z góry na Snowfield.W porannym słońcu tak samo przypominało cmentarz jak w mroku nocy.Generał Copperfield miał rację.Cokolwiek uczyni dla bezpieczeństwa swojego oddziału, będzie to tylko mniejsze zło.Większym złem było to, co się stało — co działo się nadal — w tym mieście.Dlaczego więc była tak uszczypliwa wobec generała?Może dlatego, iż myślała przedtem o nim i jego ludziach jak o kawalerii, której przybycie obraca klęskę w zwycięstwo.Pragnęła, aby zjawienie się Copperfielda rozwiązało wszystkie problemy, zniwelowało wszystkie dwuznaczności.Kiedy zorientowała się, że sprawy nie potoczą się tym torem, kiedy stanęła oko w oko z wymierzoną w siebie bronią, jej sen się rozwiał.Obwiniła generała irracjonalnie.To do niej nie pasowało.Musiała mieć nerwy zszargane mocniej, niż to sobie wyobrażała.Bryce zaczął przedstawiać swoich ludzi, ale Copperfield mu przerwał.— Nie chcę być niegrzeczny, szeryfie, ale nie mamy czasu na prezentację.Później.Teraz chcę działać.Chcę zobaczyć wszystkie te rzeczy, o których mówił mi pan przez telefon, a potem chcę rozpocząć sekcje zwłok.Chce ominąć prezentację, bo nie ma sensu zaprzyjaźniać się z ludźmi, którzy może mają niewiele życia przed sobą, pomyślała Jenny.Jeśli w ciągu kilku następnych godzin pojawią się u nas symptomy choroby, która okaże się jakąś chorobą mózgu, jeśli wpadniemy w szał i zaatakujemy laboratoria, łatwiej mu przyjdzie rozkazać strzelać, gdy nie będzie nas znał.Przestań! Była zła na siebie.Spojrzała na Lisę i pomyślała: Wielkie nieba, jeśli ja jestem tak roztrzęsiona, w jakim stanie musisz być ty.Trzymasz się dzielnie jak nikt.Co za cholerna frajda mieć taką siostrę.— Zanim was oprowadzimy — powiedział Bryce do Copperfiel-da — powinniście dowiedzieć się o stworzeniu, które widzieliśmy wczoraj w nocy, i co stało się z.— Nie, nie — przerwał niecierpliwie Copperfield.— Chcę poznać to krok po kroku, tak jak wam się przytrafiało.Będzie mnóstwo czasu na opowiadanie, co się stało ostatniej nocy.Ruszajmy.— Ale niech pan zrozumie, zaczyna wyglądać na to, że to wcale nie choroba wyludniła miasto — zaprotestował Bryce.— Moi ludzie przyjechali zbadać możliwe powiązania z CBW.Od tego zaczniemy.Potem zbadamy inne możliwości.SOP, szeryfie.Bryce odesłał większość swoich ludzi do zajazdu.Zatrzymał tylko Tala i Franka.Jenny wzięła Lisę za rękę i też ruszyła do zajazdu.— Pani doktor! Proszę zaczekać — zawołał za nią Copperfield.— Chcę mieć panią przy sobie.Była tu pani pierwszą lekarką.Jeśli stan ciał uległ zmianie, tylko pani może to ocenić.Jenny spojrzała na Lisę.— Dołączysz do nas?— Z powrotem do cukierni? Nie, dzięki.— Dziewczyna zadygotała.Jenny pomyślała o słodkim dziecięcym głosiku, wydobywającym się ze zlewu.— Nie idź do kuchni.A kiedy będziesz chciała iść do toalety, poproś kogoś, żeby poszedł z tobą.— Jenny! To sami faceci.— Nieważne.Poproś Gordy'ego.Może stanąć plecami do kabiny.— Jeeezu, ale to krępujące.— Chcesz znów iść tam sama? Rumieniec odpłynął z twarzy dziewczyny.— Mowy nie ma.— Dobrze.Trzymaj się blisko reszty.Naprawdę blisko.Bądź w tej samej części pokoju co oni.Obiecujesz?Jenny pomyślała o telefonach od Wargle'a, o ordynarnych groźbach.Choć groźby umarłego nie powinny mieć znaczenia, bała się.— Ty też uważaj — powiedziała Lisa.Jenny pocałowała siostrę w policzek.— Teraz biegiem do Gordy'ego, zanim skręci za róg.Lisa pobiegła, wołając:— Gordy! Czekaj!Wysoki młody policjant przystanął na rogu i odwrócił się.Patrząc jak Lisa biegnie brukowanym chodnikiem, Jenny poczuła ucisk w piersiach.Pomyślała: A jeśli wrócę i okaże się, że przepadła? A jeśli nigdy jej nie zobaczę?4Nagi strachCukiernia Libermannów.Bryce, Tal, Frank i Jenny weszli do kuchni.Generał Copperfield i dziewięciu naukowców z jego oddziału tuż za nimi.Tyły zamykała czwórka żołnierzy z bronią gotową do strzału.W kuchni zrobiło się tłoczno.Bryce poczuł się nieswojo.A co, jeśli atak zastanie ich wszystkich razem? Co zrobią, kiedy trzeba będzie szybko wyjść?Dwie głowy były dokładnie tam, gdzie poprzedniej nocy: w piekarnikach; oczy spozierały zza szybek.Na stole odcięte ręce nadal ściskały wałek.Niven, jeden z ludzi generała, zrobił kilka różnych ujęć kuchni, a potem kilkanaście zbliżeń głów i rąk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]