[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pomogą ci nazapach z ust.Przekupiłem jednego ze strażników, żeby przyniósł mały zapasik. Ale jak oni to robią?  dopytywał się Czamcza. Oni nas opisują  wyszeptał ten drugi uroczyście. I to wszystko.Po-siadają moc opisywania, a my ulegamy obrazom, które oni konstruują. Trudno w to uwierzyć  upierał się Czamcza. Mieszkam tu od wielulat i nigdy przedtem mi się to nie przydarzyło. Zamilkł, ponieważ zobaczył,że mantykora patrzy na niego zwężonymi, nieufnymi oczyma. Od wielu lat? zapytał. Jak to jest możliwe?  A może jesteś kapusiem?  Tak, tak,szpiegiem?Właśnie w tej chwili z drugiego końca oddziału dobiegły ich jęki. Puścićmnie  wył kobiecy głos. O Jezu, chcę wyjść.Jezus Maria, ja muszę wyjść,puście mnie, o Boże, o Jezu. Wilk o bardzo lubieżnym wyglądzie wetknął łebmiędzy parawany Saladyna i ponaglił mantykorę do odejścia. Zaraz tu będąstrażnicy  zasyczał. To znowu ona, Szklana Berta. Szklana.?  zaczął Saladyn. Tak, jej skóra zamieniła się w szkło wyjaśnił niecierpliwie mantykora, nie wiedząc, że w ten sposób urzeczywistnianajgorszy koszmar Czamczy. I te skurwysyny potłukły szkło na kawałeczki.Teraz nie może nawet pójść do toalety.Nowy głos zasyczał przez zieleń nocy. Na miłość boską, kobieto.Wez tenpieprzony basen.Wilk już odciągał mantykorę. Czy on jest z nami, czy nie?  chciał wie-dzieć.Mantykora wzruszył ramionami. Nie może się zdecydować  odpowie-dział. Nie może uwierzyć własnym oczom, na tym polega jego problem.142 Uciekli, usłyszawszy zbliżające się skrzypienie ciężkich buciorów strażników.* * *Następnego dnia nie było ani śladu lekarza czy też Pameli i kompletnie oszo-łomiony Czamcza na przemian budził się i zasypiał, jak gdyby te dwa stany jużnie musiały być uważane za przeciwstawne sobie, lecz przepływały przez siebienawzajem, tworząc rodzaj nie kończącego się delirium zmysłów.Przyłapał sięna tym, że śni o Królowej, że kocha się czule z Monarchinią.Ona była ciałemBrytanii, ucieleśnieniem Państwa, a on ją wybrał, połączył się z nią; była jegoUkochaną, księżycem jego rozkoszy.Hiacynta przychodziła o wyznaczonych porach, żeby go ujeżdżać i okładaćpięściami, i poddawał się temu bez awantur.Ale kiedy skończyła, szepnęła mu doucha:  Jesteś razem z innymi?  i zrozumiał, że ona uczestniczy w tym wielkimspisku. Jeżeli ty jesteś  usłyszał siebie mówiącego  możesz i mnie włą-czyć. Kiwnęła głową, sprawiając wrażenie zadowolonej.Czamcza poczuł wła-śnie wypełniające go ciepło i zaczął się zastanawiać, czy nie ująć jednej z bardzodelikatnych, ale jakże silnych małych rączek fizjoterapeutki; kiedy nagle usłyszałkrzyk dobiegający z tej części sali, gdzie leżał ślepiec:  Moja laska, zgubiłemswoją laskę. Biedny stary pierdziel  powiedziała Hiacynta i zeskoczywszy z Czamczy,popędziła do niewidomego faceta, podniosła leżącą laskę, podała ją właścicielowii wróciła do Saladyna. No  powiedziała  przyjdę jeszcze po południu;okay, poza tym zero problemów?Chciał, żeby została jeszcze chwilę, ale ona powiedziała energicznie:  Je-stem bardzo zajęta, panie Czamcza.Tyle rzeczy do zrobienia, tylu ludzi do opo-rządzenia.Kiedy odeszła, położył się na plecach i po raz pierwszy od dłuższego czasuuśmiechnął się.Nie przyszło mu do głowy, że chyba w dalszym ciągu przechodzimetamorfozę, skoro w rzeczy samej dopuścił do siebie romantyczną myśl krążą-cą wokół czarnej kobiety; i zanim zdążył wprawić w ruch takie skomplikowanemyśli, ślepiec w sąsiednim pokoju ponownie zaczął mówić. Spostrzegłem cię  usłyszał jego słowa Czamcza  zauważyłem cię i do-ceniam twoje dobre serce i wyrozumiałość. Saladyn zorientował się, że tamtenwygłasza formalną mowę dziękczynną, kierując głos do pustego miejsca, w któ-rym, jak sądził, wciąż stoi jeszcze fizjoterapeutka. Nie jestem człowiekiem,który zapomina o przysłudze.Któregoś dnia, być może, będę w stanie spłacićzaciągnięty dług, a chwilowo, wiedz o tym, że zostało to zauważone, i do tego143 z serdecznością. Czamcza nie miał odwagi, żeby krzyknąć jej tam nie ma,staruszku, wyszła już jakiś czas temu.Słuchał tego przygnębiony, aż w kortcu nie-widomy zadał powietrzu pytanie:  Mam również nadzieję, że może mnie panizapamięta.Może choć trochę? Może przy stosownej okazji?  Potem nastąpiłacisza; krótki urywany śmiech; odgłosy siadania na łóżku, ciężko, nagle.A w koń-cu, po nieznośnej przerwie, przyziemność:  Och  zawył ten mówiący do sie-bie  och, czy ktokolwiek tak cierpiał.!Dążymy do gwiazd, lecz zdradza nas nasza natura  rozmyślał Czamcza.Każdy z nas jest jak błazen pragnący korony.Ogarnęło go rozgoryczenie.Kiedyśbyłem lżejszy, szczęśliwszy, ciepły.Teraz wody Styksu krążą w moich żyłach.Wciąż ani śladu Pameli.Co u diabła.Tej nocy powiedział mantykorze i wil-kowi, że zdecydowanie stoi po ich stronie.* * *Wielka ucieczka odbyła się kilka dni pózniej, kiedy płuca Saladyna zostałyniemal oczyszczone ze śluzu dzięki zabiegom panny Hiacynty Philips [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •