[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc to jest twój rok 1947 - ocenił Arkady, a potem się rozłączył.Nadia odkładała narzędzia, radosnym głosem śpiewając popularny standard jazzowy.Zrozumiała, że to, co Arkady powiedział przed chwilą, było prawdą: przydarzyło jej się właśnie coś takiego jak Armstrongowi w 1947 roku.Mimo bowiem nędznych warunków młodość na Syberii stanowiła najszczęśliwszy okres jej życia.A potem musiała znosić dwadzieścia długich lat pracy w wieloosobowych zespołach w agencji kosmicznej, robotę papierkową, symulacje, życie domowe - wszystko po to, aby wreszcie znaleźć się tutaj.I nagle teraz nareszcie znów jest na otwartej przestrzeni i własnymi rękami buduje ten nowy świat, operując ciężkim sprzętem i rozwiązując setki najrozmaitszych problemów dziennie.I jest niemal dokładnie tak samo jak na Syberii, tylko o niebo lepiej.Po prostu powrót Satchmo!Toteż gdy wieczorem przyszła do niej Hiroko i powiedziała: “Nadiu, klucz sierpowy w tej pozycji całkowicie zamarza.”, Nadia zaśpiewała w jej stronę: “Tylko o tobie myślę, kochanie!”, wzięła klucz, trzasnęła nim o stół jak młotkiem, po czym zakręciła tarczowym gwintem, aby pokazać Hiroko, że części przyrządu są zupełnie luźne, i roześmiała się, widząc zdziwioną minę Japonki.- Sztuczka techniczna - wyjaśniła i nucąc jazzowy standard weszła do śluzy.Jaka zabawna jest ta Hiroko, pomyślała, filigranowa kobietka, która ma cały ekosystem planety w głowie, ale nie potrafi wbić zwykłego gwoździa.Tej samej nocy omówiła jeszcze z Saxem harmonogram pracy na następny dzień i tak długo dyskutowała ze Spencerem o szkle, że niemal w środku tej pogawędki padła na swoje łóżko i przytuliła się do poduszki, czując jak usypiają ten absolutnie fantastyczny, przepiękny końcowy refren z “Ain't Misbehavin”.Wszystko się jednak zmienia z upływem czasu.Nic nie może trwać wiecznie: ani kamień, ani szczęście.- Zdajesz sobie sprawę, że jest już LS sto siedemdziesiąt? - spytała którejś nocy Phyllis.- Czy nie wylądowaliśmy przy LS siedem?A więc spędzili na Marsie pół tutejszego roku.Phyllis użyła kalendarza stworzonego przez planetologów, z którego koloniści korzystali chętniej niż z systemu ziemskiego.Rok marsjański składał się z 668,6 dnia marsjańskiego i aby powiedzieć, w którym momencie tego długiego roku się znajdują, sięgali po kalendarz Ls.Według niego linię prostą między Słońcem i Marsem przy północnym wiosennym punkcie równonocy oznaczano jako O stopni, a resztę roku podzielono na trzysta sześćdziesiąt stopni i od Ls = 0° do Ls = 90° mieli północną wiosnę, od 90° do 180° - północne lato, od 180° do 270° - jesień i od 270° do 360° (czyli znowu O stopni) - zimę.Oczywiście, gdy na północy panowało niepodzielnie lato, południe akurat miało zimę.Tę prostą sytuację komplikował mimośród orbity marsjańskiej, który jest bardzo duży według ziemskich standardów, ponieważ w peryhelium Mars znajduje się około czterdziestu trzech milionów kilometrów bliżej Słońca niż w aphelium i otrzymuje wtedy około czterdzieści pięć procent więcej światła słonecznego.Ta rozbieżność sprawia, iż południowe i północne pory roku nie są sobie całkowicie równe.Peryhelium pojawia się co roku przy Ls = 250, gdy na południu panuje późna wiosna, toteż południowe wiosny i lata są gorętsze niż ich północne odpowiedniki; najwyższa temperatura może być na południu nawet o trzydzieści stopni wyższa niż na północy.Jednak z drugiej strony południowe jesienie i zimy pojawiając się w pobliżu aphelium są chłodniejsze, i to znacznie, ponieważ południowa czapa polarna składa się niemal wyłącznie z dwutlenku węgla, podczas gdy północna głównie z wodnego lodu.Południe było więc półkulą klimatów skrajnych, północ zaś - łagodnych.Mimośród orbity był przyczyną jeszcze jednej wartej wymienienia osobliwości - planety poruszają się tym szybciej, im bliżej Słońca krążą, więc pory roku w pobliżu peryhelium są zwykle krótsze niż te blisko aphelium: na Marsie północna jesień trwa sto czterdzieści trzy dni, podczas gdy północna wiosna sto dziewięćdziesiąt cztery.Wiosna jest o pięćdziesiąt jeden dni dłuższa niż jesień! Niektórzy twierdzili, że już sam ten fakt wystarcza, aby się osiedlić na północy.Znajdowali się więc na północy i nadeszło już lato.Dni stawały się coraz dłuższe, więc z każdym następnym pracowali dłużej.Teren dokoła bazy, poprzecinany gmatwaniną wyjeżdżonych szlaków, stanowił teraz jeden wielki plac budowy.Położyli już betonową drogę do Czarnobyla, a sama baza tak się rozrosła, że od parkingu przyczep rozciągały się aż po horyzont we wszystkich kierunkach: “dzielnica” alchemików i droga czernobylska na wschodzie, osiedle mieszkalne na północy, magazyny i farma na zachodzie oraz centrum biomedyczne na południu.W końcu wszyscy się przeprowadzili do wykończonych budowli stałego osiedla.Nocne narady były teraz krótsze i bardziej sformalizowane niż na parkingu przyczep i zdarzały się całe dnie, kiedy Nadia nie otrzymywała żadnych telefonicznych próśb o pomoc.Wiele osób widywała zaledwie raz na jakiś czas: załoga biomedyczna zamknęła się w swoich laboratoriach, a zespół poszukiwawczy Phyllis znikał na całe dnie, podobnie jak Ann.Pewnej nocy właśnie Ann usiadła na łóżku Nadii i zaprosiła ją na wyprawę ekspedycyjną do rozpadliny Hebes Chasma, jakieś sto trzydzieści kilometrów na południowy zachód.Było oczywiste, że Ann chce pokazać Nadii coś frapującego poza terenem bazy, ale ta odmówiła.- Mam zbyt wiele pracy, przecież wiesz.- Widząc rozczarowanie Ann, dodała: - Może następnym razem.Później jednak bez reszty pochłonęła ją praca nad wykończeniem wnętrz gotowych budowli i ścian zewnętrznych nowego skrzydła.Arkady zasugerował, że powinna kolejne z czterech rzędów komór rozmieścić w kwadracie i Nadia zamierzała pójść za jego radą; jak zauważył, można by potem pokryć dachem wewnętrzny plac i jakoś go wykorzystać.- Użyjemy do tej konstrukcji belek z magnezu - powiedziała Nadia.- Gdybyśmy jeszcze tylko umieli zrobić mocniejsze szyby.Kiedy Ann i jej zespół wrócili z Hebes, budowlańcy skończyli właśnie dwie strony skweru i przekazali do użytku dwanaście gotowych komór.Wszyscy spędzili ten wieczór razem, oglądając wideokasety z wyprawy.Ekspedycyjne łaziki przetaczały się po skalnej równinie; potem przed pojazdami pojawiła się wyrwa rozszerzająca się na cały ekran, jak gdyby zbliżali się do krańca świata.Dziwnie małe, przeważnie zaledwie metrowe, gęsto rozsiane wzniesienia w końcu zatrzymały rovery i obraz zaczął podskakiwać, gdy jeden z badaczy wysiadł i ruszył przed siebie z włączoną kamerą na hełmie.I wtedy nagle ujrzeli niesamowite ujęcie zrobione z jednego ze stożków: panoramiczną perspektywę kanionu, który był o tyle rozleglejszy od zapadlisk Ganges Catena, że aż trudno było sobie wyobrazić jego ogrom.Ściany przeciwległego stoku rozpadliny były ledwie widoczne na odległym horyzoncie, ale z pozostałych trzech stron dość dobrze było widać wszystkie ściany, ponieważ Hebes była przepaścią niemal idealnie zamknięta, eliptyczną niecką długości około dwustu kilometrów i szerokości stu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •