[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakiś oficer podał mu kubek z czymś, co musiało zawierać alkohol, odszedł na bok i zajął się kasetką zapalnika.Wdychał aromat napoju.Nie było już poważniejszego niebezpieczeństwa.Jeśliby się pomylił, mały wybuch oderwałby mu rękę.Nie zginąłby od takiego wybuchu, mimo że przyciskał kasetkę do piersi.Problem stał się teraz kwestią czysto techniczną.Zapalnik.Nowy „dowcip” w tej bombie.Powinien przywrócić pierwotny układ splotowi kabli.Pod-szedł do oficera i poprosił o resztę ciepłego płynu z termosu.Potem znów odszedł na bok i zajął się zapalnikiem.Było już pewnie koło wpół do drugiej w nocy.Zgadywał, nie nosił zegarka.Przez pół godziny wpatrywał się w zapalnik przez szkło powiększające, rodzaj monokla, który nosił w kieszeni.Obracał zapalnik dokoła i próbował wypatrzeć w mosiądzu jakiś ślad szczeliny w miejscu, gdzie go dokręcono.Nic.Później zapragnie rozrywek.Później, kiedy w jego umyśle ułoży się już własna historia wydarzeń i chwil, będzie potrzebował jakiejś przeciwwagi dla białego wybuchu spalającego lub burzącego wszystko, kiedy on rozmyśla o zagadce utajonej w mechanizmie.Radio i kryształkowy odbiornik przyjdą później, a także brezent, chroniący go przed deszczem i przed rzeczywistym życiem.Wtedy jednak głowę wypełnioną miał myślą o czymś, co pozostaje już w oddali, jak odblask gromu na chmurze.Harts i Morden i Suffolk zginęli, są już tylko nazwiskami.Ponownie skierował wzrok na kasetkę zapalnika.W myśli odwracał ją dnem do góry rozważając różne możliwości.A potem przywracał jej położenie horyzontalne.Odkręcił wieczko, uniósł je, zbliżył doń ucho, tak że niemal dotykał zakrętki.Nie słyszał tykania.Mechanizm pozostawał uśpiony.Delikatnie odłączył mechanizm zegarowy od trzonu zapalnika i obie części położył na trawie.Wziął do ręki tubę kasetki zapalnika i zajrzał do wnętrza.Nic nie zobaczył.Już miał ją odłożyć na trawę, kiedy coś mu przyszło do głowy i ponownie zbliżył ją do światła.Nie dostrzegł w niej niczego niewłaściwego, z wyjątkiem ciężaru.I nigdy by na ten ciężar nie zwrócił uwagi, gdyby nie poszukiwał owego „dowcipu”.Wszystko, co w takich razach robili, sprowadzało się do słuchania lub patrzenia.Ostrożnie przechylił tubę, ciężar przesunął się ku jej otwartemu końcowi.Było więc jakieś drugie urządzenie - zupełnie niezależny mechanizm - które należało rozmontować, aby rozładować zapalnik.Ustawił je naprzeciw siebie i odkręcił wieczko.Bladozielony błysk i odgłos, jakby ktoś strzelił z bata.Drugi detonator usunięty.Wyjął go i położył obok pozostałych części zapalnika.Podszedł do jeepa.- W środku jest drugie urządzenie - wyszeptał - miałem szczęście wyrywając te wszystkie kable.Zadzwońcie do dowództwa i sprawdźcie, czy gdzieś jeszcze mają takie niewypały.Nakazał żołnierzom odsunąć się od jeepa, wyjął z niego tylne siedzenie i poprosił o ustawienie przenośnej lampy.Zebrał trzy składowe części mechanizmu i ułożył obok siebie na tym zaimprowizowanym warsztacie.Było mu teraz zimno, próbował się ogrzać własnym oddechem.Rozejrzał się dookoła.W pewnym oddaleniu kilku żołnierzy wciąż wydobywało zasadniczy materiał wybuchowy z korpusu bomby.Szybko nakreślił na kartce papieru schemat nowego mechanizmu zapłonowego i podał jednemu z oficerów.Nie przeanalizował go jeszcze do końca, ale będą mieli przynajmniej wstępną informację.Kiedy słońce wpada do pokoju, w którym pali się kominek, ogień gaśnie.Kochał lorda Suffolka i jego dziwne informacje.Ale jego nieobecność, oznaczająca, że wszystko zależy teraz od Singha, sprawiła, że dotarła doń świadomość odpowiedzialności za wszystkie bomby tego rodzaju w całym Londynie.Uświadomił sobie nagle skalę tej odpowiedzialności, brzemię, które - jak rozumiał - lord Suffolk dźwigał przez cały czas.Ta świadomość wzbudziła w nim później potrzebę wyrzucenia z siebie tak wielu spraw, kiedy będzie rozgryzał zagadkę kolejnej bomby.Należał do tych ludzi, których nie interesuje choreografia władzy.Nie czuł się dobrze przy wysuwaniu i modyfikowaniu planów i zabezpieczeń.Czuł się powołany jedynie do rozpoznawania, do podejmowania konkretnych przeciwdziałań.Kiedy dotarło do niego, że lord Suffolk nie żyje, porzucił dotychczasowe zajęcie i ponownie wtopił się w anonimową machinę wojskową.Skierowano go na statek „Macdonald”, który przewiózł setkę saperów na front włoski.Tu używano ich nie do rozbrajania bomb, lecz do budowania mostów, uprzątania gruzu, przygotowywania dróg dla opancerzonych wozów bojowych.Tkwił w tym aż do końca wojny.Mało kto już pamiętał Sikha z oddziału lorda Suffolka.W ciągu roku oddział rozpadł się i został zapomniany.Tylko porucznik Blackler nadal wykonywał pracę odpowiadającą jego umiejętnościom.Ale tej nocy, kiedy Singh przejeżdżał przez Lewisham i Blackheath w drodze do Erith, odczuł, że przejął od lorda Suffolka więcej wiedzy niż którykolwiek z saperów.Oczekiwano, że go zastąpi.Ciągle jeszcze stał przy ciężarówce, kiedy usłyszał gwizdek sygnalizujący, że zaraz wyłączą światło.Po trzydziestu sekundach metaliczne oświetlenie zastąpione zostało blaskiem rakiety fosforowej, padającym spoza ciężarówki.Kolejny nalot bombowy.Tego słabszego oświetlenia używano, gdy słychać było nadlatujące samoloty.Usiadł na pustej bańce po oliwie przypatrując się trzem częściom, które wyjął z bomby SC-250 kg, wokół niego syk płonących rakiet fosforowych, wdzierający się w ciszę przenośnej lampy elektrycznej.Czuwał i słuchał, oczekiwał tykania.O pięćdziesiąt metrów dalej drugi milczący człowiek.Zdawał sobie sprawę, że w tej chwili jest królem, mistrzem ceremonii, może zażądać wszystkiego, bukietu z piasku, ciasta owocowego - wedle życzenia; że ci ludzie, którzy po służbie nie podejdą do niego w barze, teraz spełnią wszelkie jego zachcianki.Wydało mu się to dziwne.Jakby odziano go we wspaniałą szatę, w którą może się zawinąć i której poły ciągnąć się będą po ziemi.Ale wiedział, że tego nie polubi.Przywykł do bycia niewidzialnym.W różnych koszarach w Anglii w ogóle go nie dostrzegano, teraz powrócił do tej anonimowości.Ta samowystarczalność i zamknięcie w sobie, które Hana później w nim dostrzegała, nie wynikały z faktu, że był po prostu saperem, jednym z wielu, jacy uczestniczyli w kampanii włoskiej.W większym stopniu brały się stąd, że był anonimowym człowiekiem innej rasy, częścią niewidzialnego świata.Schronił się za murem, jaki wzniósł w sobie przeciw temu wszystkiemu, ufał tylko tym, którzy okazywali mu przyjaźń.Ale tamtej nocy w Erith wiedział, że ma w sobie moc, która pozwala mu dominować nad całym otoczeniem, pozbawionym jego szczególnego talentu.W kilka miesięcy później uciekł do Włoch, pakując cień swego nauczyciela do plecaka, w sposób, jaki podpatrzył u ubranego na zielono chłopca w Hippodromie, po raz pierwszy wyjeżdżającego na bożonarodzeniowe wakacje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]