[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W domu nastąpiły wydarzenia zbyt sensacyjne, żeby można było nad nimi przejść do porządku dziennego tak zupełnie bez słowa.Wszyscy byli bardzo przejęci, zaintrygowani i zaciekawieni.Od nadzwyczajnie uprzejmego i równocześnie stanowczego kapitana milicji dowiedzieli się, że dom jest podejrzany, że stwierdzono zakradanie się doń jakiegoś obcego osobnika i że milicja musi natychmiast zbadać sprawę z pewnych względów, które są tajemnicą służbową.Nikt, rzecz jasna, nie nalegał na wyjawienie tajemnicy służbowej, ale wszystkich zgodnie ogarnęła nieprzeparta ciekawość, o co tu może chodzić i co z tego wyniknie.Na wieść, że strych od wielu lat pozostaje zamknięty na głucho i domownicy nie potrafią go otworzyć, kapitan okazał grzeczne zdziwienie.Informacja, że z owej górnej części domu dobiegają dość przerażające odgłosy, znamionujące jakby katastrofę budowlaną, obudziła jego wyraźne zainteresowanie i tym bardziej postanowił tam się dostać.Oznajmił, iż owe odgłosy całkowicie potwierdzają podejrzenia milicji.Pan Chabrowicz skwapliwie wyraził zgodę na otwarcie drzwi strychu, uprzejmie tylko prosząc, żeby nie spowodowało to zbyt wielkiej ruiny, bo w kwestii wszelkich remontów jest już na skraju absolutnego wyczerpania nerwowego i materialnego i więcej nie mógłby wytrzymać.Kapitan okazał mu współczucie, zrozumienie i przyobiecał, że będą traktować drzwi tak delikatnie, jak tylko okaże się to możliwe.Obietnica sprawiła, że zaraz nazajutrz po jego wizycie przez trzy i pół godziny mordowano się w pocie czoła z przeklętymi zamkami, starając się otworzyć je tak, żeby nic nie uszkodzić.Pełna współczucia, głęboko poruszona i bardzo zaciekawiona babcia z własnej inicjatywy częstowała zasapanych pracowników milicji kawą, herbatą i keksem, donosząc im tacę na strych.Dziękowali, posilali się z wdzięcznością i znów przystępowali do swojej katorżniczej pracy, mamrocząc pod nosem coś, czego babcia na szczęście nie dosłyszała.W końcu drzwi stanęły otworem.Nikt z rodziny nie oglądał tego z bliska, chociaż wszyscy zdążyli już wrócić z pracy.Rafał usiłował podglądać ze schodów, ale stanowczo został poproszony o usunięcie się na niższe rejony budynku.Milicja weszła na strych, przebywała tam jakiś czas, po czym wyszła i oddaliła się, zamykając drzwi za sobą i zabezpieczając je naklejonymi paskami papieru.Nikt nie wiedział, co tam znaleźli, wszyscy widzieli, że wynieśli jakiś duży przedmiot, kapitan zaś uchylił rąbka tajemnicy o tyle, że przyznał się do sukcesu.- Wspaniała historia! - rzekł do pana Chabrowieża, nie kryjąc wcale zadowolenia i satysfakcji.- Wszystko wyjaśnimy we właściwym czasie.Zabieramy ze sobą dowód rzeczowy, mam nadzieję, że nie jest to dla pana wielka strata.Pozwoli pan, że przyjdę jeszcze i jutro.- Proszę bardzo - odparł pan Roman.- Nie wiem, co panowie zabierają, ale skoro nie było mi to potrzebne do tej pory, a ściśle biorąc, nawet nigdy w życiu, to sądzę, że i nadal nie odczuję żadnego braku.W ten sposób, objawiwszy się znienacka, wielka sensacja wciąż przepełniała atmosferę domu w charakterze nie wyjaśnionej zagadki.- Ciekawe, swoją drogą, co tam znaleźli - powiedziała w zadumie pani Krystyna.- Musieli mieć jakieś wielkie nadzieje, skoro opłacało im się robić tyle wysiłków.Co to może być?- Wcale im nie wierzę - oświadczył stanowczo Rafał, opierając łokcie na stole i głowę na rękach.- W co nie wierzysz? - zainteresowała się ciotka Monika.- Że się tak użerali z naszymi drzwiami tylko dlatego, że widzieli na dachu jakiegoś oprycha.Ostatecznie, nic nam nie zginęło.Musieli podejrzewać coś konkretnego i okropnie jestem ciekaw, co.Zajrzałbym.- Rafał.! Żebyś się nie ważył! - krzyknęła ciotka Monika.- I zdejmij łokcie ze stołu!- Nie wygłupiaj się, zajrzysz, jak zdejmą pieczęcie - powiedział uspokajająco pan Chabrowicz.- Jeżeli przez blisko czterdzieści lat nikt się nie fatygował, żeby tam wejść, to widocznie nie ma tam nic ciekawego.- Coś musi być, skoro milicja się zainteresowana - zauważyła pani Krystyna.- Coś takiego dużego wynieśli, jakąś pakę, czy co - ciągnął w zamyśleniu Rafał.- Pewnie tam były zwłoki.Znaczy szkielet.- Ale.! - przypomniała sobie babcia i odwróciła się do dziadka.- Słuchaj no, mój drogi, czyś ty im mówił o tych podejrzanych paczkach? Przez to całe zamieszanie zapomniałam cię zapytać!- O jakich podejrzanych paczkach? - zaciekawiła się ciotka Monika.Pawełek poruszył się niespokojnie, Janeczce zrobiło się gorąco, ujrzała, że babcia już otwiera usta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]