[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z innej strony sylwetki koparek i buldożerów zasty­gły jak dinozaury na szarym horyzoncie.Jeszcze godzina i zaryczą destrukcyjnym życiem, jakby słońce miało natchnąć ich prze­guby do pełnego zgrzytów ruchu.Harry popatrzył na ziemię dookoła, na to miejsce, gdzie Faethor umarł tej nocy, gdy Ladislau Giresci uciął mu głowę pośród ruin wstrząsanego wybuchami bomb, płonącego domu.Widział rozkładające się już purchawki, ich zarodniki na glebie i pośród trawy, niczym czerwone plamy.Oczyma duszy zobaczył też Faethora, szkielet w stroju pochównym, w jakim pojawił się we śnie.- Czy jesteś gotowy opowiedzieć mi historię Janosza? - zapytał Harry, wydawało się, nikogo.- To nie będzie wysiłek, ale przyjemność - odpowiedział tamten od razu.- Przyjemnością było spłodzić go i wielce wyszukaną roz­kosz dało mi zepchnięcie go znowu w niebyt!Ale najpierw.Czy pamiętasz historię Tibora w jego wczes­nych dniach? J ak pozbawił mnie zamku? I jak ja, zraniony najbo­leśniej, uciekłem w kierunku zachodnim ? Pozwól więc, że ci przy­pomnę.A było to tak.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYSYNTibor z Wołoszy, ten przeklęty niewdzięcznik, któremu dałem swe jajo, imię i sztandar i któremu zapisałem w spadku zamek, ziemię, a także władzę nad wampirami, zranił mnie poważnie.Płonący, zrzucony z murów mojego własnego zamku, do­świadczyłem najwyższej męki.Miriady nietoperzy łopotały skrzydłami, gdy leciałem w dół.Zostały popalone i zginęły.Ja natomiast przeleciałem przez drzewa, krzaki i ogarnięty płomie­niami jak pochodnia stoczyłem się zboczem gardzieli, aż na samo dno.Ale mój upadek został osłabiony przez listowie i ostatecznie spocząłem w płytkiej kałuży, która uratowała moje bliskie sto­pienia się wampirze ciało.Znalazłem się tak blisko prawdziwej śmierci, jak tylko wampir dojść może j pozostać niemartwy, wydałem z siebie rozpaczliwy krzyk do wiernych Cyganów, którzy rozłożyli się obozem w do­linie.Przybyli, wyciągnęli moje ciało ze zbawiennej wody i opa­trzyli.Ponieśli mnie przez góry na zachód, na Węgry.Chroniony od wstrząsów, osłaniany przed parzącymi promieniami słońca, dotarłem w końcu do miejsca wypoczynku.Tak, i to był długi wypoczynek: czas przymusowej emerytury, podreperowania zdrowia, uformowania na nowo zmaltretowanego ciała; zapra­wdę, długi, długi wypoczynek! Tibor poharatał mnie strasznie! Miałem połamane wszystkie kości, plecy, kark, czaszkę i kończy­ny, pierś wgniecioną, serce i płuca na wierzchu, skórę zdartą przez głazy i ostre gałęzie.Popaloną ogniem.nawet wampir we mnie był poparzony, obity i posiniaczony.Cały ten długi okres rekonwalescencji spędziłem w niedostę­pnym górskim ustroniu, cały czas pod opieką moich Cyganów, ich synów i ich słodkich, piersiastych córek także.Powoli mój wampir wykurował się.Aż nadszedł właściwy czas, by opuścić me gniazdo i poczynić plany co do dalszego życia.Świat, w którym się znalazłem okazał się straszny, wszędzie wojny, wielkie cierpienia, głód i zarazy, ale czułem się tam wy­śmienicie, gdyż byłem wampirem.Na granicy z Wołoszczyzną odkryłem ruiny domostwa i ze zwalonych głazów zbudowałem sobie mały zamek.Przyprowadziłem Cyganów, Węgrów i Woło­chów, osiedliłem ich i płaciłem dobre pieniądze, tak że szybko zostałem zaakceptowany jako posiadacz ziemski i władca.W ten sposób stworzyłem małe imperium na tamtym terenie.Co zaś do Wołoszy, w zasadzie unikałem wyprawiania się tam, gdyż był tam już jeden, którego siła i okrucieństwo odbijały się głośnym echem: zaciężny wojewoda o imieniu Tibor, który wal­czył dla książąt wołoskich.Nie życzyłem sobie spotkania z nim, gdyż prawdopodobnie nie byłbym w stanie się opanować, co mo­głoby mieć fatalne skutki, jako że wyrósł na potęgę nieporówna­nie większą niż ja.Nie, moja zemsta musiała czekać.czymże w końcu jest czas dla wampira, co? Zacząłem popadać w marazm, zżerała mnie nuda.Stałem się niespokojny, spętany, przytłoczo­ny.Taki byłem, pożądliwy, silny, o niejasnej władzy i bez żadnej możliwości ukierunkowania mojej energii.Zbliżał się dzień, by iść dalej.I wtedy, w roku 1178, nastąpił zwrot.Od kilku już lat słyszałem opowieści o kobiecie, która była prawdziwą obserwatorką czasu, co znaczy, że miała władzę przepowiadania przyszłości.Wreszcie moja ciekawość sięgnęła szczytu i postanowiłem spotkać się z nią.Nie należała do grupy moich Cyganów, więc musiałem czekać, aż wyprawi się w górskie rejony znajdujące się pod moją kontrolą.Chcąc skierować jej wędrówki na właściwe szlaki, wysłałem po­słańców, którzy mieli opisać, z jaką gościnnością spotka się ona i jej grupa w moich posiadłościach.Przyjęci zostaną z najwyższym szacunkiem i dobrze opłaceni za wszelkie usługi, jakie zechcą mi wyświadczyć.A kiedy czekałem na przybycie tej domniemanej wyroczni, postanowiłem wypróbować niewielki talent jaki po­siadłem, i wyczytać z przyszłości jakieś nikłe ślady moich włas­nych dróg.Zmieszałem i spaliłem tajemne zioła, po czym wdychając ich wyziewy zapadłem w sen i starałem się wyśledzić, co zdarzy się między mną a tą oszukańczą wiedźmą, Marileną.Takie było jej imię.Miałem słuszne powody, by interesować się utalentowanymi ludźmi i odnajdywać ich, skoro tylko nadarzała się sposobność.Mój syn Tibor przebywał nie opodal już od kilku ludzkich poko­leń i mógł przyczynić się do powstania wszelkiego rodzaju ano­malii.Poszukiwałem więc wszelkich odstępstw od normy i po­chlebiałem sobie, że odkryłem niemało szarlatanów.Ale gdybym napotkał prawdziwy talent, a w jego żyłach pulsowałaby krew wampira, wówczas ktoś taki byłby zgubiony! Dla stworzenia ta­kiego jak ja, krew to życie, ale najsłodszym nektarem jest ten są­czony na ołtarzu niemartwego wampirzego ciała.Możesz sobie wyobrazić moje zdumienie, kiedy onejromancja w końcu przyniosła efekty i śniłem o mrocznym aniele miast o wiedźmie, której się spodziewałem.Widziałem ją w snach: ślicz­ne dziecko, niewinne, jak myślałem, lecz jak bardzo się myliłem.Przyszła do mnie naga, cudownie kobieca, bez skazy.Miała ciem­ne oczy i ciemne, lśniące włosy.Wargi czerwone jak wiśnie.Dwa wieki minęły od czasu, gdy Tibor zniszczył mój zamek, zgwałcił moje wampirze kobiety i posłał je do piachu.Ostatnimi laty smakowałem miękkich ciał Cyganek, spuszczając się w takie cygańskie odaliski, na jakie miałem ochotę.Nie było w tym nic z “miłości”, to słowo można było stosować do innych, nigdy nie do mnie.Ale teraz.? Była we mnie też ludzka strona i od czasu do czasu ona brała górę w moich snach.Patrzyłem na tę słodką, zmysłową Księżniczkę Podróżniczego Ludu oczami zamglonymi ludzką słabością.Drżenie w moich lędźwiach nie było wściekłą pożądliwością wampira.I, co za wstyd, moje sny były wilgotne, a ja leżałem w pościeli rozanielony jak chłopak głaszczący piersi swej pierwszej dziewczyny!Niestety nie wiedziałem, czy jest to prawdziwe i wiarygodne przewidywanie przyszłości, czy jedynie sen? Z tego powodu, aby upewnić się co do efektów moich poszukiwań, noc za nocą zastawała mnie palącego zioła i układającego się do wybiegających w przyszłość marzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •