[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potwierdziłem.Włosy miał ogolone niemal na zero, ale niewyglądał na typa z armii.Pochwalił się, że jeszcze przed chwilą grałw piłkę nożną.Miał na sobie spodenki i stare buty Diadora RTX, któ-rych, o ile dobrze pamiętałem, często używali zawodowi futboliści,i śmierdział potem.Starałem się oddychać przez usta.-Ten zielony wóz przed kampusem to twój? - zapytał Sic po an-gielsku.-Owszem.-Aadny.-Dziękuję.Chociaż fachowo ten kolor nie nazywa się zielony.-Mój starszy brat też miał takie auto.W Meridzie.Tyle że jegobyło poskładane z wraków, jak Frankenstein.Powiedziałem, że przez dwa miesiące pracowałem w muzeum wMeridzie.Sic zapytał, czy w tym przy Calle 48.Nie, pod 58, popra-wiłem i Sic się uśmiechnął.Wyszliśmy na pusty korytarz.Zciany, podłoga i sufit z betono-wych płyt nie zostały nawet otynkowane, nie dało się tu ukryć kablilub przekazników, dzięki którym można by fałszować wyniki badań.Sic otworzył jedne z solidnych metalowych drzwi i zniknął w środku.Mnie Taro wskazał wejście kawałek dalej.Betonowe pomieszczenieoświetlała naga żarówka pod sufitem, pod nią stał roboczy laminowa-ny stół ze starym monitorem LCD i włączonym ekranem dotykowym z planszą do Gry, twarde plastikowe krzesło oraz bezprzewodowa ka-mera na baterie, a także przenośny encefalograf.Kurde, poważna sprawa, pomyślałem.Pewnie pojawił się jakiśduży problem.W takiej sytuacji wzywa się fachowca, prawda? Nowłaśnie.Ashley przymocowała mi na głowie czujniki EEG.Moje dość dłu-gie włosy trochę jej to utrudniły.A potem rzuciła:- Zwietnie.Teraz cię zostawimy.Miała na myśli, że naprawdę będę tu sam.Bez obaw, nie mamklaustrofobii - chciałem odpowiedzieć, ale jak zwykle tylko wymam-rotałem coś niezrozumiale.Sic i ja mieliśmy grać na tych samych da-nych wyjściowych i w tym samym czasie.Taro natomiast zamierzałnas obserwować na wideo i badać.Tylko on stanowił łącznik międzyoboma pomieszczeniami, poza tym były one od siebie całkowicie od-izolowane, dzięki czemu ani ja nie wpłynę na Sica, ani on na mnie.Nie mieliśmy stawać przeciwko sobie, a jedynie się ścigać, traktującTaro jak zwykłego petenta, i w jego imieniu rozgrywać partię prze-ciwko nieobecnemu bogu.Wyjąłem tytoń, przeżułem trochę i namalowawszy smugę naudzie,  ugruntowałem się".W drugim izolowanym pomieszczeniuSic zrobił to samo.- Gotowi? - zapytał Taro.Jego głos przetworzony przez syntetyzator mowy brzmiał beznamiętnie w głośniku - chodziło o to, bymimowolnie nie przekazywać nam żadnych wskazówek barwą lubintonacją wypowiedzi.Sic zapewne powiedział  tak", ja również.No to czas pokazać, co potrafię, pomyślałem.Nawet się nie spo-cę.Na monitorze LCD pojawił się film zawierający opis zdarzenia, któremieliśmy rozpracować przy pomocy Gry. [5]Było to nagranie z kamery ochrony, znajdującej się nad skweremlub placem miasta, prawdopodobnie muzułmańskiego, przynaj-mniej w wiekszej części.Panowała tam noc, ale plac przecinałysmugi ostrego, błękitnego światła, zapewne reflektory wojskowe.Ekran ukazywał w dole wielki tłum mężczyzn w brudnych białychtunikach.Na czołach mieli rany, które zadali sobie sami, krewspływała im po szyjach strużkami, które wyglądały na filmie jakczarna emalia.Dalej widać było wysokie kute ogrodzenie i stojącychza nim dziesięciu, może piętnastu żołnierzy.Nosili mundury khaki zozdobnymi pagonami i wszyscy mieli wąsy.Nie udało się dostrzecszarż.Za to łatwo było zauważyć, że wszyscy mają tencharakterystyczny napięty wyraz twarzy, którym chcieli pokryćzdenerwowanie.Za zbrojnymi wznosił się okazały budynek, jakbyrządowy - może ambasada - o białych ścianach i pilastrach przydwuskrzydłowych drzwiach z ciemnego drewna w stylu jakbywiktoriańskim.Były tam znaki, może pismo, ale rozmazany obraznie pozwalał dokładniej się przyjrzeć.Na filmie wyłączono dzwięk,a niebieski prostokąt w dole i górnym prawym rogu ekranu zasłaniałzarówno pasek z newsami, jak i logo Stacji, która nadawaławiadomości.Kilku mężczyzn w tłumie trzymało tablice, zapewne zhasłami, lecz albo były odwrócone w inną stronę, albo napisyrozpikselowano, by nie były widoczne.Szlag, powinienem był odrobić zadanie domowe, pomyślałem.Ktoś, kto trochę lepiej znał świat islamu, tamtejsze style ubioru i zwy- czaję dotyczące na przykład zarostu, zapewne bez trudu zidentyfi-kowałby pokazywane miejsce.No dobra, Jed, pomyśl.Gdzie to, cho-lera, może być? Chyba słońce zaszło tam już dawno.Zakładając, żerelacja idzie w czasie rzeczywistym, to nie może być zatem ZrodkowyWschód, tam jeszcze trwa dzień, jak na całym obszarze przy siód-mym stopniu długości geograficznej, czyli to musi być w Indiach, napółnocy Indii.Przypuszczalnie gdzieś blisko Bangladeszu - zwłasz-cza że to dość gorący punkt, mnóstwo zamieszek.Dobra.A męż-czyzni pokaleczyli sobie głowy, ponieważ.Cóż, islam nie wymagasamookaleczeń, hinduizm też ich nie przewiduje, o ile wiem.czylito spontaniczny protest.Co jeszcze.? To chyba nie jest żadna tamtejsza metropolia.Czylitłum zgromadził się pod ratuszem, nie pod ambasadą, bo w mniej-szych miastach nie ma ambasad [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •