[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość szacownychlordów obecnych na balu cieszyła się jej względami wprzeszłości, nie pragnęli jednak konfrontacji teraz, zpodejrzliwymi małżonkami u boku.Grant przemknął palcami po jej małej dłoni, pieszczotądodając otuchy.- Oczywiście, że na ciebie patrzą - szepnął.- Plotki o twoimzniknięciu i śmierci obiegły cały Londyn.Są zaskoczeni, żenadal żyjesz.- Już mnie zobaczyli, chcę wrócić do domu.- Pózniej.- Stłumił westchnięcie, ignorując własne pragnieniepowrotu z nią do domu natychmiast, zamiast narażać ją nawerbalną chłostę arystokracji.Zapowiadał się długi wieczór.-A tymczasem głowa do góry! Dawna Vivien cieszyłaby się zokazji, by się wszystkim pokazać.Stanęli w końcu przed lady Litchfield, pulchnączterdziestoletnią damą, która kiedyś piastowała tytułnajwiększej piękności Londynu.Choć lata pobłażania sobieodcisnęły piętno na jej twarzy, pozostała niezwykle atrakcyjna.Miała niebieskie oczy ocienione gęstymi rzęsami i lśniąceczarne włosy, które upięła na czubku głowy, by odsłonićklasyczny profil.Była królową londyńskiej elity, wdową, którawiodła na pozór cnotliwe życie - choć chodziły słuchy, żeczęsto brała sobie na kochanków młodych mężczyzn i hojniewynagradzała ich usługi.Flirtowała nawet z Grantem podczasich ostatniego spotkania na wieczorku na rozpoczęcie sezonu,w niezawoalowany sposób dając mu do zrozumienia, żechętnie pogłębiłaby ich znajomość".Na jego widok wyciągnęła obie dłonie.-Jak to możliwe, że to dopiero nasze drugie spotkanie? -zapytała.- Czuję, jakbyśmy już byli starymi przyjaciółmi,panie Morgan.- Raczej drogimi przyjaciółmi" - zasugerował, wyciskającobowiązkowy pocałunek na grzbietach dłoni w rękawiczkach.- Słowo stary" nigdy nie powinno się znalezć w jednymzdaniu z pani nazwiskiem, milady.Zachichotała wdzięcznie.- Wątpię, bym była pierwszą, a na pewno nie jestem ostatniąofiarą pańskich pochlebstw, czarujący rozpustniku.Uśmiechnął się i specjalnie przytrzymał jej dłonie dłużej, niżbyło to stosowne.- A ja nie jestem zapewne ostatnią ofiarą uroku rzuconegoprzez czarodziejkę o najbardziej błękitnych oczach w Anglii.Pochlebstwo ewidentnie sprawiło jej przyjemność, choćroześmiała się z ironią.- Panie Morgan, proszę przestać, zanim rozpłynę się w kałużęu pana stóp.- Odwróciła się do Vivien i zmierzyła jątaksującym spojrzeniem.Jej uśmiech znacząco ochłódł.-Witam, panno Duvall.Widzę, że cieszy się pani dobrymzdrowiem na przekór zdumiewającym plotkom, które odmiesiąca słyszę.- Dziękuję, milady.- Vivien ukłoniła się i uśmiechnęła zwahaniem.- Proszę mi wybaczyć, lecz.czy już sięspotkałyśmy?Wszelkie ślady dobrego humoru opuściły twarz ladyLitchfield.- Nie - odparła cicho - choć mniemam, że była pani kiedyśbardzo dobrą znajomą mojego zmarłego męża.Aluzja była wyrazna.Skonfrontowana z kolejnym dowodemswej skandalicznej przyszłości Vivien nie zdołałaodpowiedzieć.Ogarnęła ją wdzięczność, gdy Grant wpośpiechu odciągnął ją na bok, by pozwolić lady Litchfieldwitać kolejnych gości.- Nie lubi mnie - oświadczyła Vivien cicho, przystając, byGrant pomógł jej zdjąć pelerynę, a następnie wręczyć jąsłużącemu.- Niewiele kobiet cię lubi.- Dziękuję, że podbudowujesz moją pewność siebie.Czuję sięo wiele lepiej dzięki mnogości komplementów, którymi mnieobsypujesz.- Domagasz się komplementów? - Weszli do przegrzanegosalonu.Szmer rozmów się wzmógł, gdy tylko się pojawili.- Jeden lub dwa z pewnością by nie zaszkodziły - odparła,zniżając głos; wzdrygnęła się, czując na sobie setki spojrzeń.-Teraz zapewne sprawisz, że poczuję się głupia i próżna, bo ichpragnę.Czując się całkowicie swobodnie, skinął głową w odpowiedzina słowa powitania mijających go znajomych, po czympociągnął Vivien za sobą.Utkwił w niej płonące zielone oczy.- Jesteś piękna.Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam, inajbardziej godną pożądania.Nigdy nikogo nie pragnąłem tak,jak pragnę ciebie.Obawiam się patrzeć na ciebie zbyt długo, bomogłoby skończyć się to tym, że wziąłbym cię na środku tegopokoju, na podłodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]