[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rand zaś nie chciał, by złupiono Illian, jeśli da się tego uniknąć.Wcale na nikogo specjalnie nie naciskał.Sunamon, który już dawno temu dostał nauczkę za to, że mówił Randowi jedno, a robił co innego, zapewnił, że sukcesywnie gromadzi wozy z żywnością.W całej Łzie zbierane są zapasy, ciągnął, nie bacząc na pełnie zniecierpliwienia grymasy Weiramona, któremu nie podobał się cały pomysł, oraz na pomruki Toreana wyrażające zaniepokojenie wzrastającymi kosztami.Ważne jednak było, że realizacja jego planu posuwała się naprzód i że komuś wreszcie najwyraźniej zaczęło zależeć, by posuwała się naprzód.Jak zwykle pożegnali go górnolotną paplaniną i wymyślnymi ukłonami; nie zwracając jednak szczególnej uwagi na te dworskie gesty, z powrotem obwiązał głowę shoufą i wziął do ręki Berło Smoka, puszczając mimo uszu mało serdeczne zaproszenia na ucztę i równie nieszczere propozycje, że będą mu towarzyszyć, skoro nie może zostać na przyjęciu, którym chcieli przecież go uhonorować.Tairenianie i Cairhienianie jednako unikali towarzystwa Smoka Odrodzonego, do tego stopnia, w jakim było to bezpieczne i nie oznaczało popadnięcia w niełaski, a jednocześnie udawali, że nic takiego nie ma miejsca.Zwłaszcza kiedy przenosił Moc, woleli znajdować się zupełnie gdzie indziej.Odprowadzili go jednak do wyjścia i naturalnie kilka kroków dalej, ale Sunamon odetchnął wyraźnie, kiedy już zostali sami, a potem Rand usłyszał jeszcze, jak z gardła Toreana wyrywa się głupawy chichot ulgi.Pogrążeni w milczeniu wodzowie Aielów wyszli razem z Randem, natomiast te Panny, które czekały na zewnątrz, przyłączyły się do Sulin i pozostałych trzech, tworząc pierścień wokół sześciu mężczyzn, którzy ruszyli w stronę namiotu w zielone paski.Tym razem podniosło się zaledwie kilka wiwatów, wodzowie nadal nie przemówili ani razu.W pawilonie okazali się niemalże równie małomówni.Kiedy Rand to skomentował, Dhearic zauważył:- Ci mieszkańcy bagien nie chcą nas słuchać.- Był krzepkim mężczyzną, o palec tylko niższym od Randa, o dużym nosie i złotych włosach poprzetykanych bledszymi pasmami.Niebieskie oczy przepełniała pogarda.- Oni słuchają tylko wiatru.- Czy powiedzieli ci o tych, którzy się zbuntowali? spytał Erim.Wyższy od Dhearika, miał wydatną szczękę i niemalże tyleż samo siwizny co rudości we włosach.- Powiedzieli - odparł Rand, na co Han spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.- Popełnisz błąd, jeśli poślesz tych Tairenian za tamtymi.Nawet jeśli można im zaufać, to, moim zdaniem, i tak się do tego nie nadają.Poślij Włócznie.Jeden klan będzie aż nadto.Rand potrząsnął głową.- Darlin i jego rebelianci mogą poczekać.Ważny jest Sammael.- To w takim razie ruszajmy już do Illian - odparł Jheran.- Zapomnijmy o tych mieszkańcach bagien, Randzie al'Thor.Jest tu zebranych dwieście tysięcy włóczni.Zniszczymy tych Illian, zanim Weiramon Saniago i Semaradrid Maravin pokonają połowę drogi.Rand na moment zacisnął powieki.Czy wszyscy zamierzali się z nim sprzeczać? Ci mężczyźni nie zaliczali się do tych, którzy ustąpią pod wpływem groźnego marsa na czole Smoka Odrodzonego.Smok Odrodzony był dla nich postacią z proroctw mieszkańców bagien; oni szli za Tym Który Przychodzi Ze Świtem, za Car'a'carnem, a nawet Car'a'carn nie był królem, o czym już dawno temu sprzykrzyło mu się słuchać.- Chcę od was przyrzeczenia, że zostaniecie tutaj, dopóki Mat nie każe wam ruszać.Przyrzeczenia od każdego z was.- Zostaniemy, Randzie al'Thor.- W zwodniczo łagodnym głosie Bruana pobrzmiewała odległa ostra nuta.Pozostali zgodzili się, mniej uprzejmie, ale się zgodzili.- To strata czasu - dodał Han, krzywiąc usta.Obym nigdy nie zaznał cienia, jeśli tak nie jest.- Jheran i Erim przytaknęli.Rand nie spodziewał się, że ustąpią tak szybko.- Niekiedy trzeba marnować czas po to, żeby go zaoszczędzić - powiedział, na co Han zareagował głośnym parsknięciem.Wędrowcy Burzy unieśli prążkowane boki namiotu i osadzili je na palikach, dzięki czemu ocienione wnętrze owiewał łagodny wiatr.Ten wiatr był suchy i gorący, oni jednak najwyraźniej uważali, że odświeża.Rand, ze swej strony, nie czuł, by tutaj pocił się o bodaj kroplę mniej niż na słońcu.Ściągnął shoufę, zanim zasiadł na ułożonych warstwami dywanikach naprzeciwko Bruana i innych wodzów.Wszystkie Panny przyłączyły się do Wędrowców Burzy, którzy otaczali namiot; co chwilę jedna strona opowiadała drugiej jakiś dowcip, po którym następował chóralny wybuch śmiechu.Tym razem rej w towarzystwie zdawał się wodzić Leiran; w każdym razie Panny dwukrotnie zabębniły włóczniami o tarcze na jego cześć.Rand niewiele z tego wszystkiego rozumiał.Nabiwszy fajkę z krótkim cybuchem, podał mieszek z koźlej skóry wodzom, by ci też mogli nabić swoje fajki znalazł w Caemlyn niewielką faskę, wypełnioną dobrym tytoniem z Dwu Rzek - po czym przeniósł, by ją zapalić; tamci posłali jakiegoś Wędrowca Burzy po płonącą gałązkę z ogniska.Kiedy już we wszystkich fajkach tlił się żar, przystąpili do rozmowy, z ukontentowaniem chłonąc wonny dym.Rozmowa trwała równie długo jak jego dyskusja z lordami, nie dlatego, że było aż tyle spraw do omówienia, ale ponieważ wodzowie nie uczestniczyli praktycznie w rozmowie Randa z mieszkańcami mokradeł.Aielowie byli niezwykle przewrażliwieni na punkcie honoru; ich życiem rządził nakaz ji'e'toh, honoru i zobowiązania, oparty na zasadach równie skomplikowanych i dziwacznych jak ich dowcipy.Rozmawiali o tych Aielach, którzy jeszcze byli w drodze z Cairhien, o tym, kiedy przybędzie Mat i o tym, co trzeba zrobić z Shaido, o ile w ogóle należy coś z nimi robić.Rozmawiali o polowaniu i kobietach, o tym, czy brandy jest równie dobra jak oosquai, i o poczuciu humoru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]