X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przecią-gnąwszy się z rękoma uniesionymi nad głową, zaśmiała się gardłowo. A poza tym,nie chcę, żeby Rand popsuł nam nastrój.Nadal czuję się taka podochocona jak wie-śniaczka w czasie.Z czego się śmiejesz? Przestań się ze mnie śmiać, Perrinie t BashereAybara! Przestań, powiadam, ty nieokrzesany gburze! Jeżeli nie.Nie mógł przeszkodzić jej w tym inaczej jak tylko pocałunkiem.W jej ramionach za-pominał o Randzie, Aes Sedai i bitwach.Tam, gdzie była Faile, tam był dom. PUAAPKI I PRZESZKODYRand czuł ciężar Berła Smoka w dłoni, czuł wszystkie linie wyrzezbionych Smokóww dłoni z piętnem czapli tak wyraznie, jakby gładził je palcami, a mimo to miał wra-żenie, że to czyjaś cudza dłoń.Gdyby ją odcięło jakieś ostrze, wówczas poczułby ból i nadal by żył.To byłby cudzy ból.Dryfował w Pustce, otoczony jej nie dającą się ogarnąć rozumem skorupą i wypeł-niony saidinem, który starał się zemleć go na proch, w tym zimnie roztrzaskującym stal,w tym żarze, od którego kamień buchałby płomieniami, wypełniony saidinem, któregostrumień niósł skazę Czarnego, wciskając rozkład do jego kości.Do jego duszy, obawiałsię niekiedy.Już nie mdliło go tak jak kiedyś.Ale tego bał się jeszcze bardziej.Naszpi-kowany  za sprawą tego wiru ognia, lodu i brudu  życiem.Tak to najlepiej możnabyło określić.Saidin próbował go zniszczyć.Wypełniał go po brzegi, grożąc, że zatopiswą żywotnością.Groził, że go pogrzebie pod sobą, groził i omamiał.Wojna o przetrwa-nie, walka, by nie dać się pochłonąć, spotęgowana radością samej esencji życia.Jakżesłodkiego mimo tego plugastwa.A gdyby saidin był czysty? Nie sposób sobie wyobrazić.I mimo to chciał zaczerpnąć więcej, zaczerpnąć wszystko, co tam było.A tam czyhała śmiertelna pokusa.Jeden błąd i zdolność do przenoszenia wypali sięw nim na zawsze.Jeden błąd i postrada zmysły, o ile zwyczajnie nie zostanie unicestwio-ny na miejscu, być może razem ze wszystkim, co go otaczało.Skupianie się na tej wal-ce o dalsze istnienie nie było szaleństwem; przypominało spacer z zawiązanymi oczymapo linie zawieszonej nad dołem pełnym ostrych pali, jednoczesny z tak czystym odczu-waniem życia, że wszelka myśl o rezygnacji byłaby tym samym co wyobrażanie sobie, żeświat na zawsze już zatonie w odcieniach szarości.To nie było szaleństwo.Podczas tego tańca z saidinem myśli mu wirowały, uciekały gdzieś w głąb Pustki.An-noura, przyglądająca mu się tym wzrokiem Aes Sedai.Do czego zmierza Berelain? Niewspomniała nigdy, że ma doradczynię Aes Sedai.I te inne Aes Sedai w Cairhien.Skądone się wzięły i dlaczego? Rebeliantki za miastem.Co sprawiło, że ośmieliły się ruszyćz miejsca? Co teraz zamierzały? Jak mógł je powstrzymać albo wykorzystać? Był corazlepszy w wykorzystywaniu ludzi; czasami aż go od tego mdliło.Sevanna i Shaido.Rhu-132 arc wysłał już zwiadowców do Sztyletu Zabójcy Rodu, ale ci w najlepszym razie moglisię tylko zorientować, gdzie i kiedy coś nastąpi.Tylko Mądre były w stanie się dowie-dzieć dlaczego, ale nie chciały tego zrobić.A tych  dlaczego było bardzo wiele w związ-ku z Sevanną.Elayne i Aviendha.Nie, o nich nie będzie myślał.Z tym koniec.Per-rin i Faile.Ależ to zapalczywa kobieta, sokół z imienia i z usposobienia.Czy napraw-dę przyłączyła się do Colavaere tylko po to, żeby zdobyć dowody? Będzie próbowałaochronić Perrina, jeżeli Smok Odrodzony upadnie.Będzie go chroniła przed SmokiemOdrodzonym, jeżeli uzna, że to konieczne; była lojalna wobec Perrina, ale to ona samazadecyduje, w jaki sposób mu to okaże.Nie należała do tych kobiet, które potulnie ro-bią to, co każą im mężowie.Złote oczy, w których czaiło się wyzwanie i buta.DlaczegoPerrin z takim żarem bronił Aes Sedai? Przebywał długi czas u boku Kiruny i jej towa-rzyszek w drodze do Studni Dumai.Czy Aes Sedai mogły zrobić z nim to, czego obawia-li się wszyscy? Aes Sedai.Mimo woli potrząsnął głową.Już nigdy więcej.Nigdy! Zaufa-nie oznaczało zdradę; zaufanie równało się bólowi.Usiłował odepchnąć tę myśl.Zbyt już bardzo przypominała jawne bredzenie.Każdymusiał komuś ufać, jeżeli chciał żyć.Tylko nie Aes Sedai.Mat, Perrin.Gdyby nie mógłim ufać.Min.Nigdy mu nie przyszło na myśl, że mógłby nie ufać Min.Wylegiwała sięteraz wygodnie we własnym łóżku; żałował, że nie jest zamiast tego przy nim.Wszyst-kie te dni zamartwiania się  bardziej o niego niż o siebie, na ile ją znał  dni prze-słuchań prowadzonych przez Galinę i maltretowanie, gdy jej odpowiedzi okazywały sięniezadowalające  tu nieświadomie zazgrzytał zębami  wszystko to razem, a na do-datek wysiłek, jaki kosztowało ją Uzdrawianie, sprawiły, że poddała się nareszcie.Trzy-mała się jego boku dopóty, dopóki nogi nie odmówiły jej posłuszeństwa; musiał ją za-nieść do sypialni, a ona całą drogę sennym głosem protestowała, że przecież jest mu po-trzebna.Nie było przy nim Min, nie było jej kojącej obecności, dzięki której się śmiał,dzięki której zapominał, że jest Smokiem Odrodzonym.Tylko ta wojna z saidinem, tenzamęt w myślach i. Trzeba się z nimi rozprawić.Musisz to zrobić.Nie pamiętasz, jak było ostatnim ra-zem? Tamto miejsce przy studniach to był tylko nędzny ochłap.Miasta wypalone dogołej ziemi były niczym.My zniszczyliśmy świat! CZY TY MNIE SAYSZYSZ? TRZEBAICH ZABI, WYMAZA Z POWIERZCHNI.!Ten głos krzyczący we wnętrzu jego czaszki nie był jego głosem.Nie Randa al �ora,tylko Lewsa �erina Telamona, nie żyjącego od ponad trzech tysięcy lat.I gadającegow głowie Randa al �ora.Moc często wywlekała go z jego kryjówki w cieniach umysłuRanda, który zastanawiał się czasami, jak to możliwe.Nie mógł zaprzeczyć: był Lewsem�erinem odrodzonym, Smokiem Odrodzonym, ale przecież w każdym odradzał się ja-kiś inny człowiek, niekiedy nawet setki ludzi, tysiące.Tak właśnie działał Wzór; każdyumierał i odradzał się na powrót, wraz z nowym obrotem Koła, przez całą wieczność,133 bez końca.Ale nikt nie rozmawiał z tym, kim był kiedyś.Nikt inny nie słyszał głosu wewłasnej głowie.Tylko szaleńcy. Kim ja jestem?  zastanawiał się Rand, zacisnąwszy jedną dłoń na Berle Smoka,a drugą na rękojeści miecza.  Kim ty jesteś? Czym my się od nich różnimy?Odpowiedziało mu milczenie.Lews �erin bardzo często mu nie odpowiadał.Możebyłoby najlepiej, gdyby w ogóle tego nie robił. Czy ty istniejesz naprawdę?  zapytał wreszcie głos z niedowierzaniem.Zaprze-czał istnieniu Randa równie często, jak odmawiał odpowiedzi.  A czy ja istnieję?Rozmawiałem z kimś.Tak mi się wydaje.W jakiejś skrzyni.W kufrze. Zwiszczący,cichy śmiech.  Czy ja umarłem, czy oszalałem; a może jedno i drugie? Nieważne.Na pewno jestem potępieńcem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.