[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W baraku było chłodno, więc zawinął się w swój własny cenny koc.Strasznie muszą cierpieć na powietrzu tamci czterej nieszczęśnicy.Następnego ranka oznajmiono, że wszyscy jeńcy, z wyjątkiem pracujących, mają zakaz wychodzenia poza swoje tereny w ciągu trzydziestu dni.Racje zostaną zredukowane do jednego posiłku dziennie.Gdy oddział roboczy przechodził przez bramę, Will spostrzegł czterech jeńców przywiązanych do słupów już poza zasiekami, przy drodze głównej.Trzej mieli na sobie szorty, czwarty, utykający kapitan, stał nagi.Gdy oddział wrócił na przerwę południową, Will spostrzegł, że w prażącym słońcu wszyscy czterej są bliscy śmierci.Strażnicy zmuszali filipińskich przechodniów do bicia Amerykanów bambusowymi kijami.Jeden ze strażników wrzasnął na Filipińczyka, że ten nie uderzył dość mocno, walnął go pałą i rozkazał uderzyć mocniej.Filipińczyk wykonał rozkaz, płacząc rzewnymi łzami.Następnego ranka, gdy oddział przechodził przez bramę, Will ujrzał ku swemu przerażeniu, że ładują czterech Amerykanów na ciężarówkę.Stali wyprostowani, bez wyrazu, choć było oczywiste, że ich powiozą na egzekucję.Gdy ciężarówka z wolna ruszyła, jeńcy z drugiej strony zasieków stanęli na baczność i zasalutowali.Ciężarówka stanęła jakieś sto jardów od zagonu dyń plewionego w tym dniu przez oddział Willa, mógł więc widzieć tę czwórkę ustawianą plecami do świeżo wykopanych mogił.Ręce związano im na plecach.W spękane i krwawiące usta wsadzono papierosy i zapalono.Po kilku głębokich zaciągnięciach dymem odebrano je.Wmaszerowała na pole dwunastoosobowa drużyna strzelców i w nierównym szeregu stanęła przed skazańcami.Stali hardo.Żaden nie skamlał ani błagał o litość.Oficer japoński uniósł szablę a drużyna egzekucyjna karabiny do ramion.Szabla opadła, trzasnęła salwa.Jeden wpadł do mogiły, drugi ukląkł, trzeci runął twarzą w przód.Ale ten czwarty, potężny rudowłosy major, stał wyprostowany, patrząc przed siebie z podniesioną brodą.Oficer znowu podniósł szablę i padły strzały.Młody Amerykanin potknął się i stoczył w swój grób, po czym Will spostrzegł wyłaniające się dwie dłonie a za nimi rudy czub.Amerykanin wyczołgał się na wykop, oficer zepchnął go butem, wyciągnął pistolet i skończył jego mękę wystrzałem w głowę.Przeszedł potem przed pozostałymi dołami i strzelił do każdego z ciał.W końcu wywrzeszczał rozkaz.Drużyna egzekucyjna wykonała w tył zwrot i połamanym szykiem odmaszerowała.Przechodzili tak blisko, że Will widział ich zafrasowane twarze; jeden z młodych żołnierzy miał w oczach łzy.Poszli za nimi czterej strażnicy z farmy, śmiejąc się i wygłupiając.Następnego dnia znowu pobito paru jeńców w samym obozie, po którym zrobił rundę żołnierz niosąc nabitą na kij, odciętą głowę Filipińczyka.Pod głową dyndał napis: „On pomaga Amerykan".Tegoż wieczora w baraku Willa pojawił się strażnik.Odczytał nazwiska sześciu tych, którzy należeli do oddziału wraz z czterema rozstrzelanymi uciekinierami.Will, Wilkins, Bliss i trzej inni jeńcy wystąpili i w zmierzchającym świetle dnia zostali odprowadzeni do centralnego aresztu.Zamknięto ich bez wyjaśnień, ale wieczorem zauważyli, że wzmocniono straże strzegące budynku.Z dnia na dzień oczekiwali przesłuchań, ale minęły dwa tygodnie bez słowa z ust posępnego wartownika, który dwa razy dziennie wsuwał im miski zgniłego ryżu.Kapitan, mający żonę i dwoje dzieci, nie mógł tego dłużej znieść i krzyknął strażnikowi, że Japońce naruszają Konwencję Genewską.Bliss próbował go uciszyć, ale ten ciągnął swą tyradę dalej, do chwili, gdy strażnik trzasnął go w głowę jego własną menażką.- Nie rozstrzelają nas, mam nadzieję? - powiedział kapitan.- Nie mają zamiaru nas rozstrzelać?Nikt nie odpowiedział.W końcu przemówił Bliss, jakby tę kwestię przemyślał: - Nikogo poza tym nie rozstrzelali, nieprawdaż?- Ale czemu nas tu trzymają?Ktoś inny dowodził, że strzeże ich Konwencja Genewska.- Czytał ją który? - spytał Bliss.Nikt nie czytał.- Nie czytali jej także Japońcy - powiedział z krzywym uśmieszkiem.Tego dnia przybył, schludnie odziany, japoński major, by oznajmić szkolną angielszczyzną, iż wróci rano, by odczytać im wyroki.Nocą żaden nie zmrużył oka.Rozmawiali o swoich domach i miłościach, i o rodzicach.Któryś odczytał na głos list od żony, na co dotychczas nie godził się za żadną cenę oferowaną przez współlokatorów.Wysłuchali długiego opisu pierwszego dnia w szkole ich sześcioletniego syna; lekcji tańca jego córki; kłopotów z teściową, która psuje dzieci.Najlepsze było wzruszające zdanie końcowe: „Dobranoc, kochany mój Harry, kiedyś znów wezmę cię w ramiona.Kochająca Glenda".Wilkins opowiedział o ostatniej bożonarodzeniowej kolacji, spożytej w Wisconsin, ze szczegółami wyglądu, zapachu i smaku każdej potrawy.- Opowiedz jeszcze raz - poprosił młody porucznik, gdy ten skończył.- Za takie żarcie chętnie dałbym się rozwalić.- Do diabła - powiedział inny - mnie by wystarczyła jajecznica z tuzina jaj na połówce funta skwierczącego boczku i kubek kawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]