[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej koniec zamknięto, żeby paskudne hałaśliwe stareciężarówki i autobusy nie mogły zakłócać snu stomatologom.Teddy spoglądał na numerydomów.Trzy przecznice od końca zatrzymał się i wyłączył silnik.- To tam - szepnął.- Okej.- Numer pięćset trzy.- Okej.- Powodzenia.Nie zadałam sobie trudu, żeby podziękować, po prostu zsiadłam z motoru.Toddy emuchyba było trochę głupio, że mnie tak porzuca.A może od początku planował to zrobić.Tak czy inaczej, sięgnął do sakwy, wyjął zniej skórzany woreczek, otworzył go i pokazał mi pistolet.Jak wszystko, co dotyczyło Toddy ego, był trochę efekciarski, miał srebrną rękojeść idługą lufę.- Wiesz, jak się z tym obchodzić?Wzięłam od niego pistolet, przesunęłam bezpiecznik, sprawdziłam zamek, a potemmagazynek.Był pełny.Broń wydawała się całkiem niezła: ciężkawa, ale pięknie wyważona.Widziałam, że moje umiejętności robią wrażenie na Toddym, i przyznaję, że trochę siępopisywałam.Najchętniej okręciłabym pistolet na palcu i ustrzeliła wróbla z odległości stumetrów, żeby zaimponować mu jeszcze bardziej, ale to chyba nie byłby najlepszy pomysł.- Dzięki - powiedziałam z wdzięcznością.Zawahał się.Chyba wolałby usłyszeć, że nie umiem się obchodzić z bronią, nie chcę jej dotykać albo coś w tym rodzaju.Przełknął ślinę i odparł:- Nie ma sprawy.Przynajmniej nie zabrałam mu motoru.Na razie.- Oddam ci go - obiecałam.Wyzwolenie zabroniło mi jechać do Havelock z bronią, bo w razie schwytaniaczekałyby mnie poważne konsekwencje.Obiecano mi, że ludzie w Havelock w coś mniezaopatrzą i rzeczywiście tak się stało, nawet jeśli dostałam broń w ostatniej chwili.Ruszyłam naprzód, odpuszczając sobie sentymentalne pożegnania.Nie byłam w nastroju.Doceniałam pomoc Toddy ego, ale musiałam się skupić natym, co mnie czekało, a obcowanie z tym chłopakiem pochłaniało mnóstwo energii.Usłyszałam, jak za moimi plecami odpala motor, a potem zawraca i oddala się ulicą z corazcichszym warkotem.Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę.Od numeru czterysta dziewięćdziesiąt trzy zaczynały się domki szeregowe, takie, jakiemożna spotkać w zasadzie wszędzie: dwu - albo trzypiętrowe, niektóre z dobudówką nagórze.Każdy miał płot z kutego żelaza i ogródek formatu A4.Niektóre ogródki były zadbane,inne zapuszczone, a w jednym wyrosła widowiskowa plantacja chwastów, które zapewniłybydwóm bykom tygodniowy przydział paszy.Myślałam, że właśnie tam będzie numer pięćsettrzy, ale oczywiście się pomyliłam.Dom podejrzanych terrorystów miał najładniejszyogródek w okolicy.Minęłam go.Nadal miałam na głowie czarną perukę, ale maskę jużzdjęłam.Nie było to żadne wspaniałe przebranie, ale przynajmniej mój widok raczej niewzbudziłby większego niepokoju u kogoś, kto akurat wyjrzałby przez okno.Szybko się rozejrzałam i to, co zobaczyłam, bardzo mnie zaniepokoiło.Domkiszeregowe są ze sobą zrośnięte, więc nie można się zakraść z boku, żeby się rozejrzeć, wejśćprzez okno albo bocznymi drzwiami.Szłam dalej i dotarłam aż do rogu.O tej porze naosiedlu panowała zupełna cisza.I to była dobra wiadomość.Jedyna dobra wiadomość.Skręciłam w prawo i przeszłam jeszcze kawałek, aż dotarłam do uliczki biegnącej za domami. W Stratton też takie były: wąskie brukowane alejki, którymi w dawnych czasach jezdzili nocągoście zabierający z wychodków wiadra kup i siuśków.Pewnie uwielbiali tę robotę.Zwłaszcza jeśli któryś z nich potknął się z wiadrem w ręku i wyłożył się na bruku.Po czymśtakim z pewnością mogło ucierpieć jego życie towarzyskie.Cicho szłam alejką wzdłuż wysokich ogrodzeń i tylnych bram.Nie można byłozajrzeć do środka, ale domyśliłam się, gdzie jest numer pięćset trzy, bo numer pięćset jedenniezdarnie namalowano żółtą farbą.Tym razem też poszłam dalej.Gdyby z przodu i z tyłustał ktoś na warcie, na pewno by się mną zainteresował.Ale wokół było bardzo cicho [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •